Ja, Czerwona, przyznaję się do porażki. Porażka jest o tyle dotkliwa, iż obejmuje całe moje życie, i to życie w przekonaniu o absolutnej racji tegoż przekonania. Niby błądzić jest rzeczą ludzką, lecz któż by przypuszczał, jak łatwo moja twierdza zostanie obalona. I że obalenie owo trwać będzie dosłownie jeden wypływ enzymów.
Nie dziwota zatem, iż na starcie serce nie chciało dopuścić do siebie ewidentnego faktu, rozum szedł w sukurs, że przecież oczy nie kłamią, oczy widzą, a widzą to, co potwierdza mą tezę! Jednakże oczy okazały się narządem tyleż prawdomównym, co niewystarczającym. Chociaż przyznać należy, że ostatecznie zaważyły. A po prawdzie zaważył widok takiej pani w telewizji, która robiła to bez żadnych zgubnych konsekwencji. Oczywiście tak od razu nie uwierzyłam, ponieważ w telewizji króluje forma podrasowana – niemniej Zagadkowy zaryzykował i na swoim przykładzie pokazał, jak haniebne było posądzenie tvp o sztuczki podstępnie prowadzące do utraty zdrowia.
Jego zapewnieniom też na początku rzecz jasna nie dałam wiary, to było ponad moje siły, ponad siłę przyzwyczajenia, ponad siłę dumy, ponad siłę pewności – która jednakowoż właśnie rozsypywała się na kawałki. Po ciężkiej walce z samą sobą zmuszona byłam przyznać, że Zagadkowy nigdy masochistą nie był, a robi to jakby nigdy nic. „Więc może to jest takie coś jakby nigdy nic?” – zakiełkowało w mej jaźni nieśmiało…
Drżącą dłonią chwyciłam sprawcę osobistej klęski, z jednej strony pełna nadziei, że może pokaże się w tym moja słuszność i honor uratuje, a z drugiej zdecydowanie preferująca opcję urazu psychicznego zamiast fizycznego.
… i wygrały fakty. Zaprawdę więc powiadam Wam:
Pokrzywa parzy, ale tylko łodygą. Liście są niewinne. I całkiem smaczne.