Na salonach

Moja praca dostarcza mi stanowczo dużo wrażeń. Na ten przykład nie dalej niż kilka dni temu kupowała u nas telefon pani ex-minister skarbu! Bardzo przyjemnie się z nią gawędziło, jej chyba z nami też, bo na odchodne powiedziała nam, że jesteśmy świetni w swoim fachu. Wprawdzie nasza fachowość była raczej nieświadoma, gdyż kobiety nie rozpoznaliśmy i dopiero po fakcie po nazwisku ją skojarzyłam (a kto wie, jak byśmy zareagowali, gdybyśmy wiedzieli) – niemniej miło było usłyszeć takie słowa od ministra 😀

Swoją drogą sprzedaż usług telekomunikacyjnych to branża, w której człowiek styka się z tyloma typami osobowości, iż musi być maksymalnie elastyczny, żeby dostosować się do rozmówcy. I tu zaręczam – zdecydowanie patentem numer jeden jest uprzejmość i spokój. Niewiarygodne, ale naprawdę mnóstwo ludzi udało mi się wręcz spektakularnie udobruchać okazaniem im życzliwości i nieagresywnego zainteresowania, co więcej, także przekonać do moich propozycji, aż zechcieli nawet coś kupić i wychodzili zadowoleni.

Nawiasem mówiąc zauważyłam, że dzięki przebywaniu po drugiej stronie barykady teraz znacznie łatwiej i cierpliwiej sama znoszę stanie we wszelkich kolejkach – a to dlatego, iż potrafię się wczuć w sytuację sprzedawcy i wiem, że to nie taki łatwy kawałek chleba. Zwłaszcza że nietypowym można nazwać niemal co drugiego petenta. Ostatnio np. musiałam zachować kamienną twarz, gdy poczułam potworny smród dobiegający od, wydawałoby się, całkiem przyzwoitego mężczyzny. Normalnie mi się bezczelnie spierdział na salonach…! Myślałam, że zaraz wybuchnę, ale ostatecznie szybko zaproponowałam mu zaprezentowanie telefonu i udałam się na zaplecze celem „poszukania” go (czyt. odetchnięcia powietrzem)…
W ogóle śmierdzących ludzi jest mnóstwo. Raz do kolegi przyszła tak cuchnąca pani, że gdy mu zapłaciła monetami, to nawet ich nie tknął, tylko przy najbliższej okazji podsunął w ramach reszty innej klientce, a pozostałość, której nie zdołał opchnąć, w desperacji wrzucił do wiadra ze zużytą wodą, która akurat zalegała na tyłach. (Znamienne, co uznał za brudniejsze. Czasem naprawdę lepiej nie wiedzieć, jakich paskudztw dotykają nasze dłonie. Już nie wspomnę, że nawet kibelek mamy publiczny, więc po wyjściu z niego ręce zapewne prezentują stan bakteryjny znacznie gorszy aniżeli przed… Słowo daję, powinnam dostawać dopłaty z racji pracy w ekstremalnych warunkach…!)

Ale i tak na tle całości, że tak eufemistycznie ujmę, oryginałów – jak do tej pory najbardziej wyróżnił się koleś, który w czasie doładowywania mu konta postanowił zabawić mnie rozmową i rzekł z głębi serca, cytuję: „Przepraszam panią, ale naprawdę muszę to powiedzieć, bo mnie to tak bardzo szokuje i bulwersuje, że wytrzymać nie mogę. Otóż w tym kraju prezerwatywy są cholernie drogie!”
Cóż, pozostało mi tylko przyznać mu rację. I skasować na 50zł.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *