Grzech zapomnienia

Co robią baby, gdy na działkowanie przynoszą wino, a zapominają otwieracza?

Otóż najsampierw przeszukują z rosnącą boleścią cały dom. Potem przenoszą się z rozpaczą do garażu i jednocześnie zaczynają wyrzucać sobie sklerozę, jak i również demencję starczą. Następnie rozważają, czy wypada iść do sąsiadów, którym się regularnie nawet dzień dobry nie mówi, i pożyczać przedmiot pożądania; ostatecznie zaś nieśmiało sugerują zadzwonienie po jakiegoś faceta, by otwieracz przywiózł.

Oczywista natychmiast, przy zgodnym akompaniamencie pukania się towarzyszek w czoło, wizualizują sobie komplet drwin, którymi zapewne facet wszystkie obecne obdarzy, opanowują panikę, ogarniają sytuację okiem kobiety, co niejedno już przeszła, i zaczynają główkować nad sposobami manualnymi. Czyli szukają sprzętu zastępczego.

Pierwsza idea to komplet sztućców do wydłubania, który jednomyślnie odrzucają, bo wino z rozdyźdanym korkiem smakuje rozdyźdanym korkiem, niestety. Kolejna to wkręcenie czegoś w ów korek, a następnie wyjęcie. Koncept namolnie kojarzy się z wielkim wysiłkiem i nieuchronną klęską z powodu braku odpowiednich gabarytów mięśni, niemniej wygrywa i zagania do poszukiwań odpowiedniego oprzyrządowania. Jedyne, co pasuje, to długi gwoźdź, obowiązkowo zardzewiały i o gładkich ściankach, kompletnie nienadających się do wkręcenia, co najwyżej do wbicia młotkiem – co niniejszym baby czynią. Idzie opornie, z butelki dobywa się złowieszczy syk, po paru minutach stękań szkła i niewiast te ostatnie sokolimi okami wykrywają, że gwóźdź zaraz stuprocentowo przebije korek na wylot, bo już tam się jakiś bąbelek robi, a to z pewnością właśnie symptom. Walą więc dalej zawzięcie, a nuż powstanie dziurka, przez którą będzie można bezboleśnie lać. W trakcie walenia zaczyna doskwierać nuda oraz brak widocznych efektów, gwóźdź zostaje zatem mimo wszystko wyciągnięty, bardzo lekko, sprawnie i przyjemnie, i całkiem bez korka. Korek tkwi niewzruszenie tam, gdzie był, wbrew domniemanym bąbelkom i innym znakom na niebie i ziemi absolutnie szczelny.

Baby porzucają trefny gwóźdź i idą poszukać czegoś, co by korek lepiej (czyt. choć trochę) ruszyło wte lub wewte. Jedna proponuje rąbać kwyrlejką, druga nadziać rzecz na hipotetyczny hak i wykręcić, trzecia (ja) – poszerzyć dziurę, przebić ją drągiem do pieczenia kurczaka na rożnie i tak nalewać. Ostatecznie drąg zwycięża, wojowniczki idą znowu machać młotkiem, przy czym okazuje się, że każde wbicie obniża poziom korka w szyjce. Wesoła kompanija decyduje się więc wtłoczyć go jednak do środka. Kiedy desperacja i nagłe pragnienie przybierają już rozmiary monstrum, a rąbanie idzie coraz intensywniej, nadchodzi chwila prawdy – czyli jak solidnie zrobiona jest butelka. Wszystkie bohaterki jeżą się, gotowe w razie katastrofy zbijającej powodzenie wieczoru odskoczyć na rozmaite strony świata – gdy nagle a gwałtownie wychodzi na jaw, iż mimo przygotowania na najgorsze refleks w obliczu próby jest ślamazarny jak mucha w karmelu…

… po pierwszym szoku z radością odkrywam, że korek pod naciskiem młotka i ciśnienia puścił, siedzi w środku razem z drągiem do rożna, lać się przez niego da, a ja ufajdana jestem na całej twarzy i uchu, i tylko tam.
Imprezę czas zacząć.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

85 odpowiedzi na „Grzech zapomnienia

  1. ~Nabu pisze:

    Haha. Ja kiedyś nożem wydłubywałam po kawałeczku korek. A że wredota był nie z korka, jak to korki powinny być robione, tylko z jakiegoś parszywego tworzywa, to się namęczyłam. Ale się udało! Tylko później wino trzeba było przesączać przez sitko, żeby kawałków korka się z nim nie napić ;).

    • Czerwona pisze:

      Też tak kiedyś w plenerze mi zapodano, wino z korkiem, tylko że tam nie mieliśmy sitka, a korek był prawdziwy :) Ten tu na szczęście nieprawdziwy, też z tworzywa, i chwała niebiosom, stwierdzam, zwykły przy naszej gimnastyce by się dawno ukruszył :)

      • ~Nabu pisze:

        Ale szybciej miałybyście winko otwarte :).

        • ~Czerwona pisze:

          Oj nie wiem, czy szybciej, wydłubywanie zwykle trwa dłużej :) Najprościej to chyba będzie po prostu nosić ten cholerny otwieracz zawsze ze sobą :)

          • ~Nabu pisze:

            Najlepiej to kupić sobie taki, który mógłby być brelokiem do kluczy. Wtedy z pewnością nie zapomnisz go zabrać ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Doskonały pomysł! Gorzej jak się urwie 😉 Wiem, wiem, pesymizmem zaleciało 😉

  2. ~Mela pisze:

    „Inwencji twórczej” Wam nie brakowało… No ale jak pamięci zabrakło, to trza kombinować 😉

  3. Forever_alone pisze:

    Znaczy się pełnie grozy i napięcia było? :)

    • ~Czerwona pisze:

      Raczej na początku, potem to już tylko gorączkowe podniecenie i złooooo :)

      • Forever_alone pisze:

        Złooooo? :) To coście tam robili? :) Czarne msze odprawiali czy ofiary z dziewic składali? :)

        • ~Czerwona pisze:

          Ale jakie dziewice, tam same baby były, to miały same z siebie robić ofiary? Ofiary losu chyba 😀 Zwłaszcza że ja np. i tak się już nie kwalifikuję 😀

          • Forever_alone pisze:

            Ale teraz to można operacyjnie przywrócic dziewictwo i będzie git :)

          • ~Czerwona pisze:

            Tylko mam wątpliwości, czy ktokolwiek chciałby przywracać sobie dziewictwo tylko po to, by zostać oddanym w ofierze :)

          • Forever_alone pisze:

            no co, poświęcenie jest szczytne :)

          • ~Czerwona pisze:

            No może, bo że nie szczytujące, to pewne 😉 Aua

  4. LittleWitch pisze:

    Podobne historyje wpisane są w mój życiorys także 😉 ach! oczywiście dokonałam wizualizacji Waszych wysiłków (całkiem) automatycznie i.. wyglądało to całkiem radośnie! Gratulacje inwencji twórczej!

    • ~Czerwona pisze:

      Każdy musi przez to przejść, inaczej jest ułomny wręcz, pozbawiony tych talentów niezwykłych a przydatnych :) Bo przecież nie znasz dnia ani godziny, gdy zabraknie otwieracza… :)

      • LittleWitch pisze:

        Prawda. A nawet gdy takowy jest, to bywa, że i tak trzeba się nieźle przy nim nagimnastykować!

        • ~Czerwona pisze:

          Też racja, wkręcić toto nie tak łatwo… A wyjąć jeszcze gorzej 😉

          • LittleWitch pisze:

            Bywa, że potrzeba wspólnych wysiłków przynajmniej trzech kobit jednocześnie – przy wyciąganiu narzędzia zbrodni! Jednak trzyma butelkę między nogami, a reszta ciąąąąąąągnie. I bywa, że i to rezultatu nie przynosi porządanego i potem albo wino korkowe albo ułamana szyjka… 😉

  5. ~ciemna pisze:

    i włąsnie ja przeprowadzam akcje ”dłubacz”, która zazwyczaj kończy się totalnym niepowodzeniem a jako, ze żadna nie lubi pić wina z wiórami korkowymi w naszych głowach pojawia sie szatański pomysł rodem z blokowiska, mianowicie ”odwal szyjkę” … zawsze sobie wtedy mówimy, ze następnym razem kupimy wino na zakrętkę ;P

    • ~Czerwona pisze:

      A ja że fokle w kartoniku, są takie, ciekawe jak smakują :) I co, odwalacie tę szyjkę? Ja bym się bała, że wyleję, że szkło wyleci, że wybuchnie i wszystkie plagi egipskie przyniesie, toż to prawie jak zwierciadło duszy, czyli lustro, 7 lat nieszczęścia…

      • ~ciemna pisze:

        dlatego najlepiej kupować wino marki wino – taniej, nie masz problemu z otwarciem a jak do kieliszka przelejesz to nawet tak samo wygląda ;P Kartonikowych powiem Ci nie piłam, jakoś nie mam odwagi go kupić … a szyjke odwalamy w akcie desperacji z którą zazwyczaj wcześniej walczymy ;P

        • ~Czerwona pisze:

          A macie na to jakąś technikę? Bo wiesz, w razie, gdybym znalazła się w szczerym polu i miała pod ręką jedynie kamień czy tam co, to lepiej wiedzieć… Chociaż w sumie zawsze mam torebkę, a w torebce długopis… Wprawdzie długopisem jeszcze nie dłubałam, ale może dałoby się go wbić tak jak drąg lub gwóźdź :) Kurcze, korkociąg powinno się nosić ze sobą jak lek przeciwbólowy. Wszak jakby nie patrzeć – do uśmierzania bólu też służy 😀

          • ~ciemna pisze:

            Tak kochana mam metode, dłubię, dłubię czym mam i dłubię do oporu na to chyba nie ma sposobu,. W sytacjach kryzysowych klucze, długopis a kiedyś próbowałysmy go nawet zapalniczką przypalić liczyłyśmy, ze się spali i zniknie 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Nie no ale ja mówiłam o tym rozwalaniu szyjki :) Tamte to i ja znam, chociaż o podpalaniu jeszcze nie myślałam… Ej,a może jak się podpali, to on wybuchnie i sam wypsnie z butelki? :)

          • ~ciemna pisze:

            a alkohol się pali, to może być Kochana nebezpieczne… Monia ostatnio rozwalała szyjkę i odradzam…. wolisz pić wino z drewnem niż ze szkłem mówię Ci 😉 lepiej dłubać dłuzej niż walić krótko….

          • ~Czerwona pisze:

            Hahaha, to ostatnie zdanie nadaje się na mądrość buddyjską, słowo daję! 😀 Tak też myślałam, że to se ne da, wobec czego uroczyście stwierdzam: zdecydowanie wolę mieć wino na twarzy, otwarte z korkiem w środku, niż z kawałkami korka tudzież szkła 😀

          • ~ciemna pisze:

            pozwalam publikować, chwila sławy dla mojej skromnej osoby 😉 Kochana bluzkę wypierzesz a lecieć na ostry dyżur zamiast pić to nie wypada 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Ale w szpitalu pewnie mają korkociąg… :)

  6. Ken_G pisze:

    To ja jednak zostaję przy łyżce i widelcu. Z korkiem wino ma taki charakterystyczny posmaczek ;)))

    • ~Czerwona pisze:

      Charakterystyczny posmaczek to jest wtedy wina, a zdecydowanie przeważa korek 😉 Ale w ostateczności i tak bym wypiła 😉

      • Ken_G pisze:

        To u nas wino potraktowane łyżką tylko tak troszinkę zalatuje korkiem, bo pływają w nim drobinki, ale poza tym wszystko jest tak jak powinno :)))

        • ~Czerwona pisze:

          Hm, no gdyby jeszcze korek osiadał na dnie, to luzik, ale on na nieszczęście pływa… Może by to przeszło, gdybym jadła coś wyjątkowo mocnego w smaku, w innym przypadku – bleeee :)

          • Ken_G pisze:

            Wiem, że to dziwne, ale tak jakoś na wspomnienie tego korka zachciało mi się szklaneczkę… tzn. kieliszek, rzecz jasna, wina… mmm…. czerwonego… :)))

          • ~Czerwona pisze:

            Bo to sprzężenie zwrotne jest :) A za chwilę Ci się zachce siku 😀

          • Ken_G pisze:

            U mnie to tak działa jak u psa Pawłowa, ale z piwem. Winko to wyższa półka i o takich prozaicznych czynnościach myślę dopiero w okolicach połowy butelki. Obalanej w dwie osoby, nie do lusterka, żeby nie było. Czy ja się tłumaczę? ;D

          • ~Czerwona pisze:

            Spoko, jakby co to lustro też jest jakąś pociechą. Byleby nie zbite :)

  7. ~anka pisze:

    śrubokręt, widelec, śrubka ale ta taka jak wiertełko i obcęgi, żeby ją wyciągnąć.., kurde ale człowiek ma bogatą wyobraźnię, kiedy najdzie go potrzeba! ha ha ha;) raz postanowiłyśmy najpierw poszukać sprzętu i kiedy całe to barachło ułożyłyśmy obok wina, zdarłyśmy folijkę (jest taki wyraz) wokół korka, okazało się, że wino zakupione ma nakrętkę, która wystarczy odkręcić niczym na soczku Tymbarka! ha ha ha;)

    • ~Czerwona pisze:

      Buahaha, to nauka na przyszłość – nie zamartwiać się za bardzo 😀 Ale wiesz, my też byśmy sobie takie coś ułożyły, tyle że w moim garażu aż strach czegokolwiek dotykać, takie są pająki. Wiesz, tam urzędują faceci, to im to wisi, ale mi nie… :)

      • ~anka pisze:

        dokładnie! zawsze lepiej iść na żywioł;) pająki? a fuj! faceci pewnie specjalnie je hodują, żebyśmy im nie grzebały w rzeczach! mówię ci to jest taki ludzko-owadzi pakt!

        • ~Czerwona pisze:

          Być może, chociaż na co mi u licha ich śrubki? Jedynie do wduszania korka w winie, wielkie rzeczy, przecież im ich nie zjem… Co najwyżej zgubię lub wyrzucę, lub zegnę 😀

          • ~anka pisze:

            albo zobaczysz co jest pod tym kurzem i śrubkami;) nie bój nie bój oni cwani są, specjalnie wymyślili garaże! kiedyś znajomej mąż z kolega tak długo przesiadywali w garażu, że zaczęło ją to… powiedzmy, że intrygować;) a ponieważ panowie ginęli wśród śrub i barachła z laptopem podejrzewała że gołe panienki oglądają. postanowiła ich przyłapać na gorącym uczynku i przyłapała. na oglądaniu filmów wędkarskich pt jak łapać szczupaka, jak łapać pstrąga..itp. druga pasja jej męża poza garażem;)

          • ~Czerwona pisze:

            Hahaha, i co, ulżyło jej czy wręcz przeciwnie? 😉 Bo wiesz, czasem taka ryba może być dużo cięższą konkurencją niż baba… 😉

          • ~anka pisze:

            do dziś nie wie, czy się cieszyć z tego odkrycia czy nie. zwłaszcza jak facet wstaje o 4 rano w niedzielę i jedzie na ryby z kolegami, no i oczywiście wraca bez ryb;) tak to już z tymi facetami jest;)

          • ~Czerwona pisze:

            I tak dobrze, że wraca cały i zdrowy 😉 Ale zauważyłam, że faceci mają w życiu więcej luzu, więcej czasu na swoje bzdurki, hobby itd. Założę się, że koleżanka zamiast poświęcić się w tym czasie przyjemnościom, ewentualnie spaniu – na bank tylko się wkurza, albo robi w tym czasie mu pranie 😉 Wiem, że zastosowałam właśnie uogólnienie, ale też wiem, jak to wygląda w moim domu. My się spinamy, żeby wszystko było na błysk, a oni mają w trąbie i i tak świat się przez to nie wali. Ha! Ale mi wyszła dygresja, normalnie manifest feministyczny! 😀

          • ~anka pisze:

            bo my też ich wyręczamy, to często też nasza wina. mimo, że wracamy z pracy tak samo zmęczone, często jeszcze dzieci, obiad, lekcje itd wszystko na głowie, a pan luzak w fotelu. jasne, że mu się świat nie zawali, bo my ten świat pieczołowicie nad jego głową dźwigamy. dlatego warto czasem pozbawić go złudzeń i zmusić do roboty. mówi to ta, która siedzi na d… w domu z nudów sprząta, gotuje i wyręcza swego pana nawet w odpalaniu pralki;) zostawiam mu tylko tzw męskie zadania, których nie ma dużo i już się odzwyczaił od mycia garów diabeł…;)

          • ~Czerwona pisze:

            A najgorzej chłopu powiedzieć, że coś źle zrobił. Wtedy bezczelnie to będzie wykorzystywać, udając, że nie umie i że to wszystko po to, by chronić nasze delikatne nerwy przed poprawianiem!

  8. ~przekora pisze:

    ahahahaha! tak właśnie myslałam, że wciśniecie go do srodka;)) tak ja bym własnie zrobiła;) tyle, ze ja nie zpaominam o korkociągu, najwyzej o otwieraczu do kapsli wtedy zawsze, gdy potrzebny jest;))

    • ~Czerwona pisze:

      Ja zwykle wino piję w czyimś domu, ta nie ma problemu :) Na działce też w sumie nie powinno, ale niestety częściej na niej przebywają rodzice niż ja, a wiesz, oni to tylko wóda 😉 Heheheh, żartuję ofkors 😉

  9. ~brasil pisze:

    hm, a ja raz grzecznie pozyczyłam od sąsiadów otwieracz i do tej pory również bardzo grzecznie go nie oddałam 😀

    • ~Czerwona pisze:

      Od sąsiadów, którzy Cię podglądają, czy od mojej koleżanki? :) My chciałyśmy pożyczyć w sklepiku, ale że sklepik prowadzą sąsiedzi, do których się nie odzywam, bo mi ścięli kawał drzewa…

  10. ~hanibal pisze:

    Wybacz Czerwona, ale ja jedno zdanie muszę przytoczyć wyrwane z kontekstu 😀 tak Tobą trochę pojadę 😛 Uwaga: „W trakcie walenia zaczyna doskwierać nuda oraz brak widocznych efektów.” 😀 padłem :) zawsze mogłyście utrącić szyjkę 😀

    • ~Czerwona pisze:

      I kto tu myśli tylko o jednym ;P No ale ja Cię doskonale rozumiem 😉 Utrącić szyjkę? Chyba sobie żartujesz, żeby stracić całe wino i do tego nabawić się ran śmiertelnych? Jesteśmy spokojnymi dziewczętami, a nie wandalami i masochistkami :) Poza tym Carlo Rossi z racji ceny choćby należy się odrobina szacunku ;P

      • ~hanibal pisze:

        Wiedziałem, że zrozumiesz i zaakceptujesz ten punkt widzenia. 😀 Stracić, ale jaki ładny tulipan by był. 😛 Świat się nie kończy na procentach. :) No tak szacun dla Carla, a ile się ceni owo wino?:P

        • ~Czerwona pisze:

          U mnie ceni się na 19zł bez kilku groszy. Tak więc rozumiesz, za duże ryzyko jakby coś nie wyszło :)

          • ~hanibal pisze:

            Gdyby otwieranie nie wyszło, to dużo ludzi by wyszło 😀

          • ~Czerwona pisze:

            Nie tak znowu dużo, tylko 3, łącznie z gospodynią :) Niemniej brak byłby zauważalny 😀

          • ~hanibal pisze:

            To kameralnie raczej, ale pewnie poszłyby na poszukiwania procentów 😀 znaczy ja bym tak zrobił 😛

          • ~Czerwona pisze:

            Wiesz, my tam zaopatrzone dodatkowo byłyśmy, bo co to jest jedno wino na trzy… No ale ciężko by było bez niego, mimo wszystko 😉 A sklepy o tej porze już nie były czynne niestety. Teraz mamy nauczkę – imprezy z winem na wszelki wypadek zaczynać wcześniej 😉

          • ~hanibal pisze:

            To faktycznie, to tak jak na byka kartofel 😛 Ja wysnułbym inny wniosek: imprezy z winem najlepiej zaczynać z… winem. 😀 A brak korkociągu to nie powiem czyja … wina. 😛

          • ~Czerwona pisze:

            No przecież że wina wina, skoro jest takie głupie, że się aż musi zakorkować 😉

  11. ~zapalka pisze:

    Znam ten bol … tylko, ze to byl poooozny wieczor i plaza … hm … pomalutku, pomalutku wcisnelysmy korek patykiem do srodka :-))) i delikatnie, zeby nam nie bryznelo :-)))))) kobiety pomyslowe sa i juz.

    • ~Czerwona pisze:

      Tu się delikatnie nie dało, to chol.erstwo trzymało na mur :) Ale kurcze szczerze powiem, że byłyście jednak w gorszej sytuacji, ja miałam chociaż do dyspozycji sprzęty kuchenne… :) Szacunek 😀

  12. ~zyy pisze:

    ech przeżyłam kilka podobnych historii, dwa razy otwieracz zastąpiła nam taka śmieszna zagięta śrubka a raz ucięłyśmy szyjek butelki piłką do metalu :) http://zyy.blog.onet.pl/

  13. ~magda pisze:

    Ważne, żeście się w końcu napiły:) Cóż, ja prawdopodobnie w akcie desperacji walnęłabym szyjką butelki o chodnik, w nadziei, że nie wszystko się rozleje (a i powstały tulipan mógłby się bezbronnym, będącym lekko nie w stanie kobietom przydać). A wiertarkę miałyście? 😀

  14. ~magda pisze:

    O. Albo mogłyście też sasiądów na kielicha zaprosić, załagodzić alkoholem wszystkie niesnaski i zyskać awaryjnych posiadaczy korkociągów. Just in case.

    • ~Czerwona pisze:

      Ja ich?! Chyba oni mnie, i jeszcze w rękę powinni pocałować, że na nich nie donieśliśmy za ścięcie nam kawała drzewa!

  15. ~Studentka pisze:

    W dobrej woli pomocy, udzielam bez cennej wskazówki odnośnie wina otwierania, w sposób szalenie elegancki i kobiecy. Idealnie sprawdza się wepchnięcie korka do środka za pomocą błyszczyka do ust (np. Nivea). Jest to bardzo łatwe, nie wymaga wiele siły :) i jest genialnie piękne w swej prostocie. :) Udanej imprezy. :)

    • ~Czerwona pisze:

      Mówisz, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Tu wino otwarte, tam zakup nowego błyszczyka, że niby jest do wina potrzebny… Genialne 😀

  16. ~M. pisze:

    Przepraszam, że pytam, ale co to jest „kwyrlejka”? A co do sposobów otwarcia wina, chyba jednak najlepiej nabyć jakiś przenośny-scyzorykowo-brelokowaty korkociąg. I tak generalnie nosicie w torebkach masę rzeczy, więc kolejny drobiazg różnicy nie zrobi. Chociaż nie byłoby potem o czym opowiadać i pisać…Pozdrawiam coś nie za często ostatnio…

    • ~Czerwona pisze:

      Kwyrlejka to taka drewniana wajcha z takim czymś na końcu, co służy np. do rozdrabniania kefirów, sosów itd :) No macie rację z tym brelokiem, ale jak znam siebie to prwnie nie kupię, bo przecież zawsze jest na to pora póxniej. A z później się robią 2 lata ;)No właśnie, rzadko żeś waćpan nas tu zaszczycasz… Ale się nie dziwię, ja też ostatnio padam na twarz nieustająco. Także teraz, zatem niniejszym – do wyra!Pozdrawiam nocnie!

      • ~M. pisze:

        Masz rację Waćpanna, w pierś mą biję się mocno, aż dudni-nieczęsto, oj nieczęsto nawiedzam Twe gościnne progi-powód oczywisty-natężenie obowiązków pracowniczych i aplikacyjnych osiągnęło apogeum dotychczas niespotykane, do tego życie imprezowe, i to takie, że odmówić nie bardzo można, mocno się zintensyfikowało. Aż strach mi włosy jeży, bo za 2 tygodnie mam megakoło, a z nauką kiepsko, oj kiepsko… Tak więc totalny brak czasu nęka mnie permanentnie, co widać i na Twoim blogu :-/Pozdrawiam przepraszająco!

        • ~Czerwona pisze:

          No cóż rzec, rację przyznaję i dodaję, że u mnie to samo z jednym tylko wyjątkiem – akurat nauki już nie mam, tzn. inaczej – wszystko, co wiedzieć powinnam, dowiaduję się na bieżąco w pracy. Zatem zadań domowych już nie mam i korzystam z tej wolności w pełnym wymiarze i z rozkoszą! W każdym aspekcie tego ostatniego słowa ;D Hihi. Zresztą sezon grillowo-działkowy się dawno zaczął, a Zagadkowy wprost zakochał się w mojej działce, co mnie zachwyca o tyle, że ja też ją kocham nad każde inne miejsce na świecie… Dzisiaj też tam spędziliśmy dzień, wszystko jest jeszcze tak cudownie czysto zielone, bez chorób na liściach, bez oznak dojmującej suszy, codziennie podlewane… Jakże ja bym chciała mieć to na co dzień, przy domu, jeden krok i już być w przyjaznym świecie natury…No dobra, już nie przynudzam 😉 Kciuki tradycyjnie moje masz i oby do rychłego!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *