Co robią baby, gdy na działkowanie przynoszą wino, a zapominają otwieracza?
Otóż najsampierw przeszukują z rosnącą boleścią cały dom. Potem przenoszą się z rozpaczą do garażu i jednocześnie zaczynają wyrzucać sobie sklerozę, jak i również demencję starczą. Następnie rozważają, czy wypada iść do sąsiadów, którym się regularnie nawet dzień dobry nie mówi, i pożyczać przedmiot pożądania; ostatecznie zaś nieśmiało sugerują zadzwonienie po jakiegoś faceta, by otwieracz przywiózł.
Oczywista natychmiast, przy zgodnym akompaniamencie pukania się towarzyszek w czoło, wizualizują sobie komplet drwin, którymi zapewne facet wszystkie obecne obdarzy, opanowują panikę, ogarniają sytuację okiem kobiety, co niejedno już przeszła, i zaczynają główkować nad sposobami manualnymi. Czyli szukają sprzętu zastępczego.
Pierwsza idea to komplet sztućców do wydłubania, który jednomyślnie odrzucają, bo wino z rozdyźdanym korkiem smakuje rozdyźdanym korkiem, niestety. Kolejna to wkręcenie czegoś w ów korek, a następnie wyjęcie. Koncept namolnie kojarzy się z wielkim wysiłkiem i nieuchronną klęską z powodu braku odpowiednich gabarytów mięśni, niemniej wygrywa i zagania do poszukiwań odpowiedniego oprzyrządowania. Jedyne, co pasuje, to długi gwoźdź, obowiązkowo zardzewiały i o gładkich ściankach, kompletnie nienadających się do wkręcenia, co najwyżej do wbicia młotkiem – co niniejszym baby czynią. Idzie opornie, z butelki dobywa się złowieszczy syk, po paru minutach stękań szkła i niewiast te ostatnie sokolimi okami wykrywają, że gwóźdź zaraz stuprocentowo przebije korek na wylot, bo już tam się jakiś bąbelek robi, a to z pewnością właśnie symptom. Walą więc dalej zawzięcie, a nuż powstanie dziurka, przez którą będzie można bezboleśnie lać. W trakcie walenia zaczyna doskwierać nuda oraz brak widocznych efektów, gwóźdź zostaje zatem mimo wszystko wyciągnięty, bardzo lekko, sprawnie i przyjemnie, i całkiem bez korka. Korek tkwi niewzruszenie tam, gdzie był, wbrew domniemanym bąbelkom i innym znakom na niebie i ziemi absolutnie szczelny.
Baby porzucają trefny gwóźdź i idą poszukać czegoś, co by korek lepiej (czyt. choć trochę) ruszyło wte lub wewte. Jedna proponuje rąbać kwyrlejką, druga nadziać rzecz na hipotetyczny hak i wykręcić, trzecia (ja) – poszerzyć dziurę, przebić ją drągiem do pieczenia kurczaka na rożnie i tak nalewać. Ostatecznie drąg zwycięża, wojowniczki idą znowu machać młotkiem, przy czym okazuje się, że każde wbicie obniża poziom korka w szyjce. Wesoła kompanija decyduje się więc wtłoczyć go jednak do środka. Kiedy desperacja i nagłe pragnienie przybierają już rozmiary monstrum, a rąbanie idzie coraz intensywniej, nadchodzi chwila prawdy – czyli jak solidnie zrobiona jest butelka. Wszystkie bohaterki jeżą się, gotowe w razie katastrofy zbijającej powodzenie wieczoru odskoczyć na rozmaite strony świata – gdy nagle a gwałtownie wychodzi na jaw, iż mimo przygotowania na najgorsze refleks w obliczu próby jest ślamazarny jak mucha w karmelu…
… po pierwszym szoku z radością odkrywam, że korek pod naciskiem młotka i ciśnienia puścił, siedzi w środku razem z drągiem do rożna, lać się przez niego da, a ja ufajdana jestem na całej twarzy i uchu, i tylko tam.
Imprezę czas zacząć.
Haha. Ja kiedyś nożem wydłubywałam po kawałeczku korek. A że wredota był nie z korka, jak to korki powinny być robione, tylko z jakiegoś parszywego tworzywa, to się namęczyłam. Ale się udało! Tylko później wino trzeba było przesączać przez sitko, żeby kawałków korka się z nim nie napić ;).
Też tak kiedyś w plenerze mi zapodano, wino z korkiem, tylko że tam nie mieliśmy sitka, a korek był prawdziwy Ten tu na szczęście nieprawdziwy, też z tworzywa, i chwała niebiosom, stwierdzam, zwykły przy naszej gimnastyce by się dawno ukruszył
Ale szybciej miałybyście winko otwarte :).
Oj nie wiem, czy szybciej, wydłubywanie zwykle trwa dłużej Najprościej to chyba będzie po prostu nosić ten cholerny otwieracz zawsze ze sobą
Najlepiej to kupić sobie taki, który mógłby być brelokiem do kluczy. Wtedy z pewnością nie zapomnisz go zabrać ;).
Doskonały pomysł! Gorzej jak się urwie 😉 Wiem, wiem, pesymizmem zaleciało 😉
„Inwencji twórczej” Wam nie brakowało… No ale jak pamięci zabrakło, to trza kombinować 😉
Jak to mówią, kto nie ma w głowie, ten ma w nogach. W tym przypadku – na twarzy
A co lepsze? Bo nogi pewnie też wypróbowałaś, kiedyś tam 😉
Ach nie no, kopniakami butelek nie otwierałam 😉 Przy winie lepsza głowa przed, a po – zdecydowanie nogi wiodą prym, nawet mimo woli 😀
Na pewno o zdanie nie pytają, idą i już 😉
„Idą” to niekiedy chyba pojęcie mocno na wyrost, hihi 😉
No przynajmniej się starają, doceńmy to 😉
Ależ ja tam im nic nie wypominam… 😉
Znaczy się pełnie grozy i napięcia było?
Raczej na początku, potem to już tylko gorączkowe podniecenie i złooooo
Złooooo? To coście tam robili? Czarne msze odprawiali czy ofiary z dziewic składali?
Ale jakie dziewice, tam same baby były, to miały same z siebie robić ofiary? Ofiary losu chyba 😀 Zwłaszcza że ja np. i tak się już nie kwalifikuję 😀
Ale teraz to można operacyjnie przywrócic dziewictwo i będzie git
Tylko mam wątpliwości, czy ktokolwiek chciałby przywracać sobie dziewictwo tylko po to, by zostać oddanym w ofierze
no co, poświęcenie jest szczytne
No może, bo że nie szczytujące, to pewne 😉 Aua
Podobne historyje wpisane są w mój życiorys także 😉 ach! oczywiście dokonałam wizualizacji Waszych wysiłków (całkiem) automatycznie i.. wyglądało to całkiem radośnie! Gratulacje inwencji twórczej!
Każdy musi przez to przejść, inaczej jest ułomny wręcz, pozbawiony tych talentów niezwykłych a przydatnych Bo przecież nie znasz dnia ani godziny, gdy zabraknie otwieracza…
Prawda. A nawet gdy takowy jest, to bywa, że i tak trzeba się nieźle przy nim nagimnastykować!
Też racja, wkręcić toto nie tak łatwo… A wyjąć jeszcze gorzej 😉
Bywa, że potrzeba wspólnych wysiłków przynajmniej trzech kobit jednocześnie – przy wyciąganiu narzędzia zbrodni! Jednak trzyma butelkę między nogami, a reszta ciąąąąąąągnie. I bywa, że i to rezultatu nie przynosi porządanego i potem albo wino korkowe albo ułamana szyjka… 😉
i włąsnie ja przeprowadzam akcje ”dłubacz”, która zazwyczaj kończy się totalnym niepowodzeniem a jako, ze żadna nie lubi pić wina z wiórami korkowymi w naszych głowach pojawia sie szatański pomysł rodem z blokowiska, mianowicie ”odwal szyjkę” … zawsze sobie wtedy mówimy, ze następnym razem kupimy wino na zakrętkę ;P
A ja że fokle w kartoniku, są takie, ciekawe jak smakują I co, odwalacie tę szyjkę? Ja bym się bała, że wyleję, że szkło wyleci, że wybuchnie i wszystkie plagi egipskie przyniesie, toż to prawie jak zwierciadło duszy, czyli lustro, 7 lat nieszczęścia…
dlatego najlepiej kupować wino marki wino – taniej, nie masz problemu z otwarciem a jak do kieliszka przelejesz to nawet tak samo wygląda ;P Kartonikowych powiem Ci nie piłam, jakoś nie mam odwagi go kupić … a szyjke odwalamy w akcie desperacji z którą zazwyczaj wcześniej walczymy ;P
A macie na to jakąś technikę? Bo wiesz, w razie, gdybym znalazła się w szczerym polu i miała pod ręką jedynie kamień czy tam co, to lepiej wiedzieć… Chociaż w sumie zawsze mam torebkę, a w torebce długopis… Wprawdzie długopisem jeszcze nie dłubałam, ale może dałoby się go wbić tak jak drąg lub gwóźdź Kurcze, korkociąg powinno się nosić ze sobą jak lek przeciwbólowy. Wszak jakby nie patrzeć – do uśmierzania bólu też służy 😀
Tak kochana mam metode, dłubię, dłubię czym mam i dłubię do oporu na to chyba nie ma sposobu,. W sytacjach kryzysowych klucze, długopis a kiedyś próbowałysmy go nawet zapalniczką przypalić liczyłyśmy, ze się spali i zniknie 😉
Nie no ale ja mówiłam o tym rozwalaniu szyjki Tamte to i ja znam, chociaż o podpalaniu jeszcze nie myślałam… Ej,a może jak się podpali, to on wybuchnie i sam wypsnie z butelki?
a alkohol się pali, to może być Kochana nebezpieczne… Monia ostatnio rozwalała szyjkę i odradzam…. wolisz pić wino z drewnem niż ze szkłem mówię Ci 😉 lepiej dłubać dłuzej niż walić krótko….
Hahaha, to ostatnie zdanie nadaje się na mądrość buddyjską, słowo daję! 😀 Tak też myślałam, że to se ne da, wobec czego uroczyście stwierdzam: zdecydowanie wolę mieć wino na twarzy, otwarte z korkiem w środku, niż z kawałkami korka tudzież szkła 😀
pozwalam publikować, chwila sławy dla mojej skromnej osoby 😉 Kochana bluzkę wypierzesz a lecieć na ostry dyżur zamiast pić to nie wypada 😉
Ale w szpitalu pewnie mają korkociąg…
To ja jednak zostaję przy łyżce i widelcu. Z korkiem wino ma taki charakterystyczny posmaczek ;)))
Charakterystyczny posmaczek to jest wtedy wina, a zdecydowanie przeważa korek 😉 Ale w ostateczności i tak bym wypiła 😉
To u nas wino potraktowane łyżką tylko tak troszinkę zalatuje korkiem, bo pływają w nim drobinki, ale poza tym wszystko jest tak jak powinno :)))
Hm, no gdyby jeszcze korek osiadał na dnie, to luzik, ale on na nieszczęście pływa… Może by to przeszło, gdybym jadła coś wyjątkowo mocnego w smaku, w innym przypadku – bleeee
Wiem, że to dziwne, ale tak jakoś na wspomnienie tego korka zachciało mi się szklaneczkę… tzn. kieliszek, rzecz jasna, wina… mmm…. czerwonego… :)))
Bo to sprzężenie zwrotne jest A za chwilę Ci się zachce siku 😀
U mnie to tak działa jak u psa Pawłowa, ale z piwem. Winko to wyższa półka i o takich prozaicznych czynnościach myślę dopiero w okolicach połowy butelki. Obalanej w dwie osoby, nie do lusterka, żeby nie było. Czy ja się tłumaczę? ;D
Spoko, jakby co to lustro też jest jakąś pociechą. Byleby nie zbite
śrubokręt, widelec, śrubka ale ta taka jak wiertełko i obcęgi, żeby ją wyciągnąć.., kurde ale człowiek ma bogatą wyobraźnię, kiedy najdzie go potrzeba! ha ha ha;) raz postanowiłyśmy najpierw poszukać sprzętu i kiedy całe to barachło ułożyłyśmy obok wina, zdarłyśmy folijkę (jest taki wyraz) wokół korka, okazało się, że wino zakupione ma nakrętkę, która wystarczy odkręcić niczym na soczku Tymbarka! ha ha ha;)
Buahaha, to nauka na przyszłość – nie zamartwiać się za bardzo 😀 Ale wiesz, my też byśmy sobie takie coś ułożyły, tyle że w moim garażu aż strach czegokolwiek dotykać, takie są pająki. Wiesz, tam urzędują faceci, to im to wisi, ale mi nie…
dokładnie! zawsze lepiej iść na żywioł;) pająki? a fuj! faceci pewnie specjalnie je hodują, żebyśmy im nie grzebały w rzeczach! mówię ci to jest taki ludzko-owadzi pakt!
Być może, chociaż na co mi u licha ich śrubki? Jedynie do wduszania korka w winie, wielkie rzeczy, przecież im ich nie zjem… Co najwyżej zgubię lub wyrzucę, lub zegnę 😀
albo zobaczysz co jest pod tym kurzem i śrubkami;) nie bój nie bój oni cwani są, specjalnie wymyślili garaże! kiedyś znajomej mąż z kolega tak długo przesiadywali w garażu, że zaczęło ją to… powiedzmy, że intrygować;) a ponieważ panowie ginęli wśród śrub i barachła z laptopem podejrzewała że gołe panienki oglądają. postanowiła ich przyłapać na gorącym uczynku i przyłapała. na oglądaniu filmów wędkarskich pt jak łapać szczupaka, jak łapać pstrąga..itp. druga pasja jej męża poza garażem;)
Hahaha, i co, ulżyło jej czy wręcz przeciwnie? 😉 Bo wiesz, czasem taka ryba może być dużo cięższą konkurencją niż baba… 😉
do dziś nie wie, czy się cieszyć z tego odkrycia czy nie. zwłaszcza jak facet wstaje o 4 rano w niedzielę i jedzie na ryby z kolegami, no i oczywiście wraca bez ryb;) tak to już z tymi facetami jest;)
I tak dobrze, że wraca cały i zdrowy 😉 Ale zauważyłam, że faceci mają w życiu więcej luzu, więcej czasu na swoje bzdurki, hobby itd. Założę się, że koleżanka zamiast poświęcić się w tym czasie przyjemnościom, ewentualnie spaniu – na bank tylko się wkurza, albo robi w tym czasie mu pranie 😉 Wiem, że zastosowałam właśnie uogólnienie, ale też wiem, jak to wygląda w moim domu. My się spinamy, żeby wszystko było na błysk, a oni mają w trąbie i i tak świat się przez to nie wali. Ha! Ale mi wyszła dygresja, normalnie manifest feministyczny! 😀
bo my też ich wyręczamy, to często też nasza wina. mimo, że wracamy z pracy tak samo zmęczone, często jeszcze dzieci, obiad, lekcje itd wszystko na głowie, a pan luzak w fotelu. jasne, że mu się świat nie zawali, bo my ten świat pieczołowicie nad jego głową dźwigamy. dlatego warto czasem pozbawić go złudzeń i zmusić do roboty. mówi to ta, która siedzi na d… w domu z nudów sprząta, gotuje i wyręcza swego pana nawet w odpalaniu pralki;) zostawiam mu tylko tzw męskie zadania, których nie ma dużo i już się odzwyczaił od mycia garów diabeł…;)
A najgorzej chłopu powiedzieć, że coś źle zrobił. Wtedy bezczelnie to będzie wykorzystywać, udając, że nie umie i że to wszystko po to, by chronić nasze delikatne nerwy przed poprawianiem!
ahahahaha! tak właśnie myslałam, że wciśniecie go do srodka;)) tak ja bym własnie zrobiła;) tyle, ze ja nie zpaominam o korkociągu, najwyzej o otwieraczu do kapsli wtedy zawsze, gdy potrzebny jest;))
Ja zwykle wino piję w czyimś domu, ta nie ma problemu Na działce też w sumie nie powinno, ale niestety częściej na niej przebywają rodzice niż ja, a wiesz, oni to tylko wóda 😉 Heheheh, żartuję ofkors 😉
hm, a ja raz grzecznie pozyczyłam od sąsiadów otwieracz i do tej pory również bardzo grzecznie go nie oddałam 😀
Od sąsiadów, którzy Cię podglądają, czy od mojej koleżanki? My chciałyśmy pożyczyć w sklepiku, ale że sklepik prowadzą sąsiedzi, do których się nie odzywam, bo mi ścięli kawał drzewa…
Wybacz Czerwona, ale ja jedno zdanie muszę przytoczyć wyrwane z kontekstu 😀 tak Tobą trochę pojadę 😛 Uwaga: „W trakcie walenia zaczyna doskwierać nuda oraz brak widocznych efektów.” 😀 padłem zawsze mogłyście utrącić szyjkę 😀
I kto tu myśli tylko o jednym ;P No ale ja Cię doskonale rozumiem 😉 Utrącić szyjkę? Chyba sobie żartujesz, żeby stracić całe wino i do tego nabawić się ran śmiertelnych? Jesteśmy spokojnymi dziewczętami, a nie wandalami i masochistkami Poza tym Carlo Rossi z racji ceny choćby należy się odrobina szacunku ;P
Wiedziałem, że zrozumiesz i zaakceptujesz ten punkt widzenia. 😀 Stracić, ale jaki ładny tulipan by był. 😛 Świat się nie kończy na procentach. No tak szacun dla Carla, a ile się ceni owo wino?:P
U mnie ceni się na 19zł bez kilku groszy. Tak więc rozumiesz, za duże ryzyko jakby coś nie wyszło
Gdyby otwieranie nie wyszło, to dużo ludzi by wyszło 😀
Nie tak znowu dużo, tylko 3, łącznie z gospodynią Niemniej brak byłby zauważalny 😀
To kameralnie raczej, ale pewnie poszłyby na poszukiwania procentów 😀 znaczy ja bym tak zrobił 😛
Wiesz, my tam zaopatrzone dodatkowo byłyśmy, bo co to jest jedno wino na trzy… No ale ciężko by było bez niego, mimo wszystko 😉 A sklepy o tej porze już nie były czynne niestety. Teraz mamy nauczkę – imprezy z winem na wszelki wypadek zaczynać wcześniej 😉
To faktycznie, to tak jak na byka kartofel 😛 Ja wysnułbym inny wniosek: imprezy z winem najlepiej zaczynać z… winem. 😀 A brak korkociągu to nie powiem czyja … wina. 😛
No przecież że wina wina, skoro jest takie głupie, że się aż musi zakorkować 😉
Znam ten bol … tylko, ze to byl poooozny wieczor i plaza … hm … pomalutku, pomalutku wcisnelysmy korek patykiem do srodka :-))) i delikatnie, zeby nam nie bryznelo :-)))))) kobiety pomyslowe sa i juz.
Tu się delikatnie nie dało, to chol.erstwo trzymało na mur Ale kurcze szczerze powiem, że byłyście jednak w gorszej sytuacji, ja miałam chociaż do dyspozycji sprzęty kuchenne… Szacunek 😀
ech przeżyłam kilka podobnych historii, dwa razy otwieracz zastąpiła nam taka śmieszna zagięta śrubka a raz ucięłyśmy szyjek butelki piłką do metalu http://zyy.blog.onet.pl/
O ja! To chyba bym wolała wydłubać cośkolwiek niż obciąć! To musiała być niezła harówa???
a było cieżko, ale się opłacało najważniejsze są efekty końcowe
Ale to zabawne, że w domu mamy takie sprzęciory, a tego najprostszego ni ma
Ważne, żeście się w końcu napiły:) Cóż, ja prawdopodobnie w akcie desperacji walnęłabym szyjką butelki o chodnik, w nadziei, że nie wszystko się rozleje (a i powstały tulipan mógłby się bezbronnym, będącym lekko nie w stanie kobietom przydać). A wiertarkę miałyście? 😀
Nie, tylko odkurzacz, siekierę, piłkę doi drewna i widły
O. Albo mogłyście też sasiądów na kielicha zaprosić, załagodzić alkoholem wszystkie niesnaski i zyskać awaryjnych posiadaczy korkociągów. Just in case.
Ja ich?! Chyba oni mnie, i jeszcze w rękę powinni pocałować, że na nich nie donieśliśmy za ścięcie nam kawała drzewa!
W dobrej woli pomocy, udzielam bez cennej wskazówki odnośnie wina otwierania, w sposób szalenie elegancki i kobiecy. Idealnie sprawdza się wepchnięcie korka do środka za pomocą błyszczyka do ust (np. Nivea). Jest to bardzo łatwe, nie wymaga wiele siły i jest genialnie piękne w swej prostocie. Udanej imprezy.
Mówisz, żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? Tu wino otwarte, tam zakup nowego błyszczyka, że niby jest do wina potrzebny… Genialne 😀
Przepraszam, że pytam, ale co to jest „kwyrlejka”? A co do sposobów otwarcia wina, chyba jednak najlepiej nabyć jakiś przenośny-scyzorykowo-brelokowaty korkociąg. I tak generalnie nosicie w torebkach masę rzeczy, więc kolejny drobiazg różnicy nie zrobi. Chociaż nie byłoby potem o czym opowiadać i pisać…Pozdrawiam coś nie za często ostatnio…
Kwyrlejka to taka drewniana wajcha z takim czymś na końcu, co służy np. do rozdrabniania kefirów, sosów itd No macie rację z tym brelokiem, ale jak znam siebie to prwnie nie kupię, bo przecież zawsze jest na to pora póxniej. A z później się robią 2 lata ;)No właśnie, rzadko żeś waćpan nas tu zaszczycasz… Ale się nie dziwię, ja też ostatnio padam na twarz nieustająco. Także teraz, zatem niniejszym – do wyra!Pozdrawiam nocnie!
Masz rację Waćpanna, w pierś mą biję się mocno, aż dudni-nieczęsto, oj nieczęsto nawiedzam Twe gościnne progi-powód oczywisty-natężenie obowiązków pracowniczych i aplikacyjnych osiągnęło apogeum dotychczas niespotykane, do tego życie imprezowe, i to takie, że odmówić nie bardzo można, mocno się zintensyfikowało. Aż strach mi włosy jeży, bo za 2 tygodnie mam megakoło, a z nauką kiepsko, oj kiepsko… Tak więc totalny brak czasu nęka mnie permanentnie, co widać i na Twoim blogu :-/Pozdrawiam przepraszająco!
No cóż rzec, rację przyznaję i dodaję, że u mnie to samo z jednym tylko wyjątkiem – akurat nauki już nie mam, tzn. inaczej – wszystko, co wiedzieć powinnam, dowiaduję się na bieżąco w pracy. Zatem zadań domowych już nie mam i korzystam z tej wolności w pełnym wymiarze i z rozkoszą! W każdym aspekcie tego ostatniego słowa ;D Hihi. Zresztą sezon grillowo-działkowy się dawno zaczął, a Zagadkowy wprost zakochał się w mojej działce, co mnie zachwyca o tyle, że ja też ją kocham nad każde inne miejsce na świecie… Dzisiaj też tam spędziliśmy dzień, wszystko jest jeszcze tak cudownie czysto zielone, bez chorób na liściach, bez oznak dojmującej suszy, codziennie podlewane… Jakże ja bym chciała mieć to na co dzień, przy domu, jeden krok i już być w przyjaznym świecie natury…No dobra, już nie przynudzam 😉 Kciuki tradycyjnie moje masz i oby do rychłego!