Bezmiar podświadomości

Ukulturalniamy się ostatnio intensywnie. Jak to w kryzysie, prawda. Pewien czas temu np. byliśmy z Zagadkowym w teatrze na sztuce „Kwartet”. Bardzo fajna, śmieszno-smutna, o artystach w podeszłym wieku, którym przyszło jesień życia spędzać w domu starców…
Potem nastąpił (nieszczęsny) Hamlet. Niedawno zaś niespodziewanie dostaliśmy bilety od moich rodziców, którzy otrzymali je z kolei w prezencie, ale niestety polegli na choróbsko i nie mogli iść.
No to dzwonię oznajmiać ich wolę Zagadkowemu:
– Zagadkowy, idziemy do teatru. Jutro.
– O, a na co?
– A wiesz, nawet nie wiem. Hm, tu jest tytuł chyba, jakiś… ee, ale małe literki… Ronald Harwood…? Nie wiem, może to o nim? Nieważne, i tak idziemy, bo nie ma kto.

Zatem dnia następnego w pełnym rynsztunku wyruszamy się odchamiać. Po drodze stajemy na światłach. Zagadkowy gapi się na billboard.
– O, patrz, pendrive 16giga. A mój ma tylko 8. Przydałby się większy, tobie też. Czekaj, wychodzi, że 10zł za 1 giga. Ujdzie. Kupujemy?

Przetrawiam informację w milczeniu. Zagadkowy, zachęcająco:
– Co tak cicho?
– Skąd wiesz, że 10zł? – wypalam, co mnie gryzie.
– Bo sobie podzieliłem.
– Ale co podzieliłeś, jak tam ceny nie podają?

Zagadkowy odwraca ku mnie głowę i ma taką zgrozę w spojrzeniu, że zerkam ekspresowo na plakat. A na nim jak wół, gdzie tam, mało że wół, jak mamut!, czarno na czerwonym wywalone gigantycznymi literami – 160zł. Prędko tłumaczę chwilowy niedobór umysłowy:
– Ee, bo wiesz, ja mam problem z dużymi literami, jakoś zawsze je omijam…
Zagadkowy patrzy na mnie niemal z podziwem, ale zostawia sprawę bez komentarza.

Docieramy na miejsce. Zagadkowy, w drodze do szatni:
– O, patrz, chyba aktor idzie. Tak, na pewno, poznaję go, to ten, co go w „Kwartecie” widzieliśmy, nie? Ten wysoki taki. Ciekawe, czy dziś też będzie grał. A bilety masz?
Wyjmuję triumfalnie z torebki i pokazuję. Coś mi miga przed oczami. Wczytuję się beztrosko…

Nagle uchodzi ze mnie powietrze. W zwolnionym tempie przenoszę wzrok na Zagadkowego.
– Coś niedobrze? – reaguje troskliwie.
– Eee… Ale nie zabijesz mnie? – upewniam się słabo i jednocześnie na wszelki wypadek oblekam twarz w minę zabiedzonego ptaszka, wystękując dalej: – Eee… bo ten aktor… to chyba faktycznie będzie dzisiaj grał…

Albowiem na bilecie, tuż nad nazwiskiem, jak się okazuje, twórcy – tak, nie kogo innego jak RONALDA HARWOODA – widnieje monstrualnych rozmiarów napis: „KWARTET”…


Wspaniałomyślnie nie zabił. Ja siebie też, co zrobiłabym na pewno, gdyby to był Hamlet (chociaż wtedy z kolei Zagadkowy byłby pewnie bardziej niż zadowolony). I powiem szczerze, że drugi raz odebraliśmy nawet lepiej, zwłaszcza że czuliśmy się jak elita, co to sobie może pozwolić kilkakrotnie na to samo, podelektować się, wysmakować do cna… Przy okazji też wypróbowałam minę, podziałała, to będzie jak znalazł na przyszłość – nawet mimo że już wiemy, iż należy się dzielić rolami: ja czytam małe, Zagadkowy duże – co, jakby się zastanowić, jest zresztą całkiem zgodne z naszymi gabarytami, więc są szanse, że zapamiętamy i trzeciego razu nie będzie. Widzicie? Jedna pomyłka, a nauk lawina. Nie ma tego złego. No, może prócz straty benzyny.
A sztukę oczywiście gorąco polecamy.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

37 odpowiedzi na „Bezmiar podświadomości

  1. Czerwona pisze:

    Brasil i Nabu :)

  2. ~Mela pisze:

    No to pozdrawiam elitę 😉

  3. ~Ken.G pisze:

    Ja tam nie chcę krakać, ale jak to „Kwartet”, to powinno być do czterech razy SZTUKA, a nie tylko dwa ;D

    • ~Czerwona pisze:

      Chyba już nie ma szans, bo grają jeszcze tylko… dwa razy, no ok, ale dzień po dniu. No i teraz już będę chyba sprawdzać bilety… 😉 Ewentualnie mogę się wybrać jeszcze dwa razy, ale tylko jak ktoś znów za mnie zapłaci ;P

      • ~Ken.G pisze:

        A w ogóle to powinni te tytuły drukować jakimś takim oczyrażącym kolorem. Bo przecież to tak łatwo można przegapić ;)))

        • Czerwona pisze:

          Och nie, oczyrażące (ja to nazywam oczoje.bne :)) bym ominęła w pierwszej kolejności, jeszcze przed dużym drukiem 😉 Widzisz, to jakaś ułomność umysłu jest 😉

  4. ~anka pisze:

    ech ty kobieto, z miną zbolałej ptaszyny (zawsze działa na tych rycerskich;) dobrze przynajmniej, że wam się sztuka podobała;)

    • Czerwona pisze:

      Oj tak, bo gdyby to był Hamlet, to byśmy się pewnie pokłócili 😉 Haha, wiem że działa, ale chciałam wypróbować, czy Zagadkowy jest właśnie rycerski :)

  5. kropkaxxx pisze:

    Zazdroszcze!!!!!!! Ale bym sie poszla tak odchamic….nawet dwa razy na to samo :)

    • Czerwona pisze:

      Hihi, Kiedyś też tak mówiłam, ale wiesz, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chociaż… no co się miały bilety zmarnować 😉

  6. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    dobrze, ze te w komentarzu są amłe..;D Nie no kochana ja jak raz pojechałam na ”Mackowiaka” to teraz bym mogła nawet codziennie ;P

    • Czerwona pisze:

      No, właśnie dlatego taką se czcionkę dobrałam 😉 Poza tym lepiej pisać małym, bo wtedy więcej tekstu można zmieścić i się nie rzuca w oczy, że to dużo 😉 Wiesz, ja za darmo to bym mogła nawet i 10 razy na to iść :)

  7. ~M. pisze:

    A co to Cię tak skutecznie zresetowało? Miłość, praca czy pogoda?Pozdrawiam w białej scenerii.

    • Czerwona pisze:

      Haha, zresetowało, no nie wiem, ja bym rzekła, że raczej to było jeszcze zawieszenie, a reset nastąpił po sztuce 😉 Trudno rzec, co, przypuszczam, że to po prostu mój dar ostatnio się uaktywnia. Czyli zwyczajne i niepohamowane wyczynianie głupstw :) Np. wczoraj był dzień na lecenie z rąk. Stłukłam w sklepie słoik z sałatką, na oczach mnóstwa ludzi, paluszki mi wyleciały u Zagadkowego na podłogę, telefon zsuwający się z biurka chwyciłam w ostatniej chwili… Ale najważniejsze, że Malibu walentynkowe przetrwało i wylądowało nie na ziemi, a w żołądkach :)Pozdrawiam powalentynkowo, acz wciąż ogniście! :)

  8. monia.londyn@onet.eu pisze:

    dobre, swietne! prawdziwi z Was koneserzy sztuki. ja to naprawde blado wypadam, az sie chyba zawstydze;)

  9. ~magda pisze:

    To teraz możecie tę sztukę cytować przy śniadanku :)

  10. Forever_alone pisze:

    Jak to się mówi „najciemniej pod latarnią” :) mogłas nie zauwazyc napisu :) Pozdrawiam

    • Czerwona pisze:

      No nie, kocham Cię, skoro ktoś wymyślił takie powiedzenie, to znaczy, że to nie tylko moja ułomność… Od razu mi lepiej 😀

  11. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Ludzie wokolo chodza do teatru, boze jak ja tez chce isc do teratru!! Zaraz, dzisiaj i do tego jeszcze w Polsce!!! Buuuuuuu

    • Czerwona pisze:

      Ty masz teatr teraz w domu. Wieczna komedyja 😀 A już niedługo jak kukiełkowym sama zasuniesz, to Ci przestanie być w ogóle tęskno 😉

  12. ~przekora pisze:

    a podobno nic dwa razy się nie zdarza;))nie ma to jak poprzytulac sie tuz pod sceną w teartrze i jeszcze ku.pa smiechu z tego;))ach ja dawno dawno nie bylam. jakos tak jest ze jak mamy kase to biletow juz niet a jak bilety to kasy nie ma. I opera i teratr…, az zazdroszcze!!

    • Czerwona pisze:

      U nas jest o tyle dobrze, że Zagadkowy ma koleżankę, która nam załatwia tańsze bilety. Jedyny minus to to, że dowiadujemy się o tym na 3 dni przed i zazwyczaj mój grafik stoi na przeszkodzie, potem się muszę gimnastykować, żeby to poprzestawiać wygodnie… Ale dajemy radę :) I powiem Ci szczerze, że nigdy Zagadkowy mi się nie jawił jako typ kochający teatr, a niedawno mi powiedział, że woli teatr od kina. Ten człowiek mnie nieustannie zaskakuje :)

  13. ~hanibal pisze:

    Widzę, że Zagadkowy ma wpływ na Ciebie ogromny… Zaczynasz pisać w liczbie mnogiej 😛 Słyszałaś o „oliwkowej teorii”? 😀 Pasuje do Was jak ulał, tyle, że dotyczy liter.:)

    • Czerwona pisze:

      Hm, oliwkowa teoria? Że on je lubi a ja nie? Hm, nie do końca, on lubi tylko jeden typ oliwek, reszty nie. A ja nie lubię wcale 😀 No cóż, są takie momenty, kiedy trzeba się podzielić, np. właśnie liczbą… Mnogość zapewnia przetrwanie :)

  14. ~molli pisze:

    no to si ciut ukulturalniłas…;-))

  15. ~KyokoMai@vp.pl pisze:

    Wiesz co? To ja tak mam z reklamami w internecie… jak mi coś wyskakuje, to nie patrzę co to, nawet nie wiem na jaki temat to jest reklama. Usilnie jedynie szukam iksa żeby ją wyłączyć. Więc nie wiem po co oni je umieszczają, skoro i tak nikt na nie nie zwraca uwagi tylko się wkurza…No tak! Mój też ma 8GB i mi wystarcza, o! ;P Kupiłem go niedawno, chciałem 16GB ale po przeanalizowaniu ‚ile razy użyję takiej pamięci’ wyszło mi statystycznie 0,8, więc kupiłem 8GB i do tego nutki do niego! Takie jak się do telefonu przyczepia ;PA a propos aktorów, to ja ich kompletnie nie znam. Wyobraź sobie, że jak nagrywaliśmy Promenadę Gwiazd 2 lata temu (w czerwcu 2007 roku), to ja w barze do takiej młodej laski ‚przepraszam, a czy Ty przypadkiem nie zapomniałaś pojawiać się na moich próbach z chórem? Bo widzę, że chyba będziesz u mnie śpiewać?’ a ona ‚yy… nie, ja będę dziś łapkę odciskać’… dopiero po czasie dowiedziałem się, że to aktorka. No bo skąd mogłem wiedzieć? Zdarza się, nie? No! I tak bywało często, gdy jeszcze pracowałem w instytucji, gdzie tacy ludzie się przewijali od czasu do czasu. Do dziś jak ostatnio Brasil coś mi napomknęła o Bracie Pit (czy jak mu tam), to zapytałem ‚czyj brat? Ale ja nie znam przecież Pit!’. No. I tak to bywa. Cóż… :)

    • ~Czerwona pisze:

      Z tymi reklamami też miałam przejścia, o czym nawet osobnego posta napisałam :) I dowiedziałam się wówczas, że można je zablokować. Polecam stanowczo! A co do aktorów – hm, czasem chyba lepiej żyć w niewiedzy, niż wiedzieć, kto to jest np. Jola Rutowicz… :/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *