Chciałam napisać, że to był jeden z najlepszych w moim życiu. Najciekawszych. Najbardziej przełomowych i satysfakcjonujących, choć jednocześnie i stresujących. Najmocniej obfitujących w zdarzenia, które zmuszały mnie do zwalczania własnych słabości. Najsilniej budujących we mnie poczucie własnej wartości. Najintensywniej zbliżających mnie do rozmaitych ludzi i uczących panowania nad nimi, nad własnymi emocjami oraz nad ciągle jeszcze tkwiącym w środku lękiem. Najczęściej pobudzających do śmiechu, do nostalgii i do wysiłku umysłowego. I najrozkoszniej zaskakujących.
I – co dopiero teraz zauważyłam – najdokładniej jak do tej pory spełnionych, gdyby rozpatrywać kryterium ilości punktów, które – wydmuchnięte w eter na niniejszym blogu rok temu – dały swój upust w rzeczywistości. (Za krzyżówki robiła statystyka matematyczna.)
Bardzo chciałam to wszystko napisać, ale, kurcze blade, zupełnie nie wiem, jak to odmienić. To był jeden z najlepszych… lat? Roków? Milionów sekund? Wszystko jest, cholera, jakieś takie niepoprawne gramatycznie…
Tak czy owak – kolejnego z najcudowniejszych życzę! A sobie dodatkowo – bez spóźnień 😉