Kupiłam sobie cukierki o smaku limonki. Ogólnie kocham smak cytrusów i wszelkie z nich aromaty, jednak tym razem czuję się, jakbym spożywała cytrynowe mleczko do czyszczenia kuchenki. No dosłownie. Oczywiście pytanie zawsze brzmi: co było pierwsze, owoc czy mleczko; ale co poradzę, gdy coś mi nie pasuje mimo kolejności w ewolucji? Zmysły potrafią oszukiwać i szydzić z pokładanej w nie ślepej ufności. Np. zapach słodu z browaru podsuwa mi naglącą potrzebę zjedzenia zupy pomidorowej. Serio, przybiję wszystkimi członkami mymi, iż komponentem piwa jest zupa. Tak samo, jak składnikiem niewątpliwym oscypków są trampki. Nie wierzę, że cokolwiek prócz butów może tak śmierdzieć samo z siebie.
Omamy jakieś mam? Powiem tak: idźcie do sklepu i sprawdźcie sobie np. skład na opakowaniach herbat. Na własne oczy widziałam, jak herbata zwana truskawkową składała się z malin, jeżyn i bez mała wiśni w czekoladzie.
A potem nasze nozdrza i kubeczki głupieją, nie wspominając o zawartości czerepu…