Tak mi się właśnie przypomniało…
Na jednym wyjeździe w teren z uczelnią robiliśmy odwiert w celu zbadania profilu torfowiska. Ponieważ rzecz wymagała sporego nakładu sił, do praktyki oddelegowany został oczywiście jedyny samiec w grupie. Zgodził się bez szemrania (zresztą nie miał innego wyjścia) i bez problemu wbił drąg na odpowiednią głębokość. Naturalnie samo wbicie nic nam nie dawało, trzeba było drąg wyjąć, aby ocenić, jakie warstwy się na nim zatrzymały. I tu sprawa się nieco skomplikowała, gdyż chyba każdy woli przyjmować niż oddawać. Ziemia podobnie. Zatem szło Samcowi ciężko, sapał przy tym mocno, a przy nachylaniu jego spodnie coraz niebezpieczniej odczuwały naprężenia oraz grawitację… Wreszcie nie dały rady i uchyliły podniecający rowek dość sporego dupska. Już samo to wzbudziło niemałe emocje wśród publiczności, jednak na tym atrakcje się nie skończyły. Samiec nie zdzierżył bowiem i z wysiłku… puścił sobie subtelnego w wymowie i cienkiego w dźwięku bączka! Było to jednocześnie tak niespodziewane i słodkie, że wszystkie baby skonały równo, zwijając się po torfie, tak że wyglądaliśmy, jakby nas bez mała opętało ufo i kazało robić kręgi jakoweś.
I jak tu nie kochać studiów?