Akcja humanitarna

Przychodzi czasem swoista pewność, że już dłużej się nie pociągnie na tym świecie. Realność bowiem ma to do siebie, że nie można w niej zbyt wielu rzeczy zmienić od ręki i bezboleśnie. Na szczęście ratuje nas inny wymiar, w którym zmiany zachodzą zupełnie płynnie i na tyle zaskakująco, iż nawet mało pozytywne zdarzenia ostatecznie potrafią stać się wspomnieniem całkiem interesującym.
Do takowych z pewnością należy świadomość, że chociaż raz spełniło się swoje marzenia – czyli w moim przypadku stanęło nad trupem ludzkim, analizując jego wnętrze. Nawet drobna modyfikacja w postaci wyciągnięcia z denata kapci w malowane białe grochy nie była wówczas w stanie zniwelować przyjemności płynącej z satysfakcji zawodowej.

Przyznaję, mój mózg zafascynował się swego czasu sprawami natury ostatecznej – i to na tyle, że wygenerował nawet całą otoczkę pachnącą kostuchą. Innymi słowy stałam się najwyraźniej nie tylko badaczem, ale i oprawcą. Nie mam na to absolutnych dowodów, jednakże wniosek nasunął się sam po ujrzeniu siebie i koleżanki w korytarzu hotelowym, po którym pełzłyśmy ze zwłokami w objęciach, przy czym ja się cały czas martwiłam, iż ktoś rozpozna, że to nieboszczyk (bo to wcale nie jest oczywiste, no skądże, nawet gdy ciemną nocą widzi się dwie osoby taszczące w czarnej folii ciało kompletnie pozbawione życia), a E. zapewniała, że nikt się nie skapnie – przecież upudrowała ofiarę…

Jednak chyba nie wszyscy uwierzyli w jakość pudru, a już na pewno nie przyjął tej wersji mój umysł, gdyż w akcie desperacji popchnął mnie samolotem do Bangkoku. Oczywiście jak na złość akurat wtedy musiała wśród pasażerów rozgorzeć dyskusja na temat ufo, w brzmieniu mocno nieprzychylna. Natychmiastowa reakcja obcych na potwarz zupełnie mnie nie zaskoczyła, bo uczyniłabym pewnie to samo na ich miejscu – się wkurzyli, przylecieli i zrobili sobie z nas gratisowy poligon. W tym momencie zdecydowałam ostatecznie, że ufo jest rodzaju żeńskiego.

Ale i tak to wszystko nie poruszyło mnie tak dotkliwie jak militarny zapłon nielubianej i bez ingerencji imaginacji szkoły podstawowej, do której się cofnęłam cudownym sposobem. Wyżej wymieniona była uprzejma wprowadzić dość osobliwie urozmaiconą gimnastykę, usprawniającą naszą gibkość – mianowicie zakupiła armaty i strzelała do uczniów kulami średnicy 170cm.

… jak miło, że czasem miewam i mniej zhumanizowane sny, które rekompensują mi nieco tragiczne poczynania ludzkie. Przy trupach, bamboszach i bombardowaniu rekiny atakujące mieszkanie na 10 piętrze są wszakże relaksem wysokiej próby…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *