W szponach namiętności

Wielkie zakochania towarzyszą mi całe życie. Nie mogłabym bez nich egzystować, kompletnie nie rozumiem ludzi, którzy podchodzą do wszystkiego beznamiętnie. Jak można w ogóle robić zakupy bez tego nagłego szoku adrenalinowego, tego szlaku syntezy związków chemicznych, na końcu którego eksplodują fajerwerki endorfin? No przecież to musi być okropnie nudne…

Kiedy idę do sklepu z zamiarem kupienia czegoś, zwykle mam już swoją wizję. A gdy ja sobie coś ubzduram, to kaplica. Muszę dostać właśnie takie, koniec kropka, jak mają być buty w takim a takim kolorze, to ducha wyzionę, ale nie wydam kasy na nic innego, jak bluzka bez ramiączek, to bez ramiączek itd. Czasem jednak idę z celem niesprecyzowanym i czyham, aż coś mnie porwie. Spokojna głowa, w moim przypadku raptus puellae zdarza się raz na dzień maksymalnie, zresztą przecież jestem oszczędna… Ale gdy już wrzaśnie kieca jedna z drugą, że to ją muszę mieć – mój koniec jest bliski. Skupić się nie mogę, niby łażę dalej i szukam, „bo może będzie coś lepszego i tańszego”, a tak naprawdę ręce mi drżą z podniecenia, oczy błyszczą, a cała uwaga jest skupiona na tej jednej rzeczy i żadne inne już nie docierają. Najgorzej, gdy rozmiaru brak lub coś ogólnie nie gra. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak szukać w kolejnych sklepach tej samej sieci lub wrócić do domu i paść w paralitycznej rozpaczy na łóżko. Nie ma sensu kontynuować zakupów, kiedy wielka miłość staje się nieodwzajemniona. Przynajmniej tego jednego konkretnego dnia.

Polowanie, uchwycenie zdobyczy i zaspokojenie. Zakupy porównuje się do aktu seksualnego. Chyba nie bez powodu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

63 odpowiedzi na „W szponach namiętności

  1. Czerwona pisze:

    Dacie sobie radę bez miejscówek? Myślę, że tak, zatem niniejszym ów zwyczaj uznaję za skończony – głupio mi podbijać sobie samej statystyki, zwłaszcza że prawie nikt z tego nie korzysta… Jak zajdzie potrzeba, to rzecz przywrócę. Buzi.

  2. ~ciemna pisze:

    ja to robię tak, biorę kasę, biorę fajki, idę, idę i nagle się zatrzymuje, doznaje olśnienia, wchodzę, mierzę, patrzę na cenę i mam zgon 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Ja tam nie wchodzę do sklepów, gdzie zgon jest dotkliwszy niż normalny… Bo że zgon będzie zawsze, tego jestem pewna. No chyba że idę do lumpeksu 😉

      • ~ciemna pisze:

        o lumpeks boski wymysł, tam to ja mogę mieszkać 24 h ostatnimi czasy 😉 miałam taki lumpeks pod szpitalem wyprzedaż co drugi dzień, wyobrażasz sobie wsio po 2 zł 😉

  3. ~hanibal pisze:

    Chyba tylko Ty jesteś w stanie porównać zakupy do aktu seksualnego… 😛 Czy jest coś co Tobie się nie kojarzy?:D

    • Czerwona pisze:

      Ale no co Ty gadasz, przecież to jest ten sam mechanizm, każdy seksuolog Ci to powie… Chyba 😉 Hm, właśnie leży przede mną banan… Nie, stanowczo najwyraźniej nie ma rzeczy, która by mi się nie kojarzyła. Przynajmniej dziś :)

      • ~hanibal pisze:

        Nigdy nie rozmawiałem z żadnym seksuologiem:) Chyba czas się udać.:P No wiesz, banan to normalne, że się kojarzy :) A jak już widzę dziewczynę jeszącą banana w miejscu publiczym to już wogóle… 😛 Jesteś zdrowa,:)

        • Czerwona pisze:

          Ja też nie rozmawiałam, ale google pokaże Ci wszystko… 😉 Uuu, Hanibal się rozmarzył, znowu na moim blogu… A może to było na Twoim? Pewnie na obu 😉 Jedzącą jak jedzącą, ale najpierw obierającą go z oblizywaniem warg… :)

          • ~hanibal pisze:

            hehe „google” – trzeci rodzic :) Chyba na obu 😛 rzeczywiście w jakiś dziwny stan wprawiasz mnie tymi rozmowami 😛 bo to nie jest zwykły banan, to jest czikita 😛

          • ~Czerwona pisze:

            Chyba nie chcesz powiedzieć, że jest to nastrój Ci niemiły? 😉 Ej, co Ty mi tu za kryptoreklamę uprawiasz. Banan jak banan, w każdym jest tyle samo pestycydów, zapewniam Cię :) Oglądałam raz program Cejrowskiego i on pokazywał banany, które są faktycznie bananami, a nie zlepkiem związków chemicznych. Marzenie… Za to u nas z milusich owoców (w sensie płodów, bo ogólnie wiem, że to warzywko ;P) to zawsze istnieją jeszcze ogóreczki, mam na ogródku… :)

          • ~hanibal pisze:

            ………. 😛 Zostawmy te biedne banany w spokoju, niech też mają coś od życia.:) Cejrowski…nietuzinkowy facet, chyba tylko dlatego się uchował jeszcze w tv… Ogródek masz… Mieszkasz w domku jednorodzinnym czy metraż 3×2 przed blokiem?:)

          • ~Czerwona pisze:

            Za późno, właśnie dałam jednego do zjedzenia żółwiowi… Tylko że nie chciał, głupi 😉 Cejrowski jest cudowny, gdy opowiada o podróżach, natomiast wkurza mnie na tvn style. Ale serdecznie mu zazdroszczę, tyle świata zobaczyć i jeszcze hiszpański znać… Ani jedno, ani drugie. Mieszkanie mam osobno i ogród osobno, za miastem :)

          • ~hanibal pisze:

            Może widział co wcześniej z nim robiłaś?:P A cejrowski czasem nie śmiga na boso cały czas?:D Ta opcja też przeszła mi przez myśl, a mianowicie jakaś działka.:) Przynajmniej masz gdzie odpocząć od tego wszystkiego i zregenerować siły.

          • ~Czerwona pisze:

            A propos działki, to przypomniało mi się, jak w-i-a-r-a (patrz linki) raz zrobiła na seminarium prezentację o roślinach psychoaktywnych i zamiast powiedzieć, że minimalna dawka jest taka a taka, to zajechała od razu fachowym „działka”. Jak rasowa narkomanka :) A tak fokle to ja tam żadnej regeneracji nie potrzebuję. Jestem pełnokrwistą kobietą ;)I z tym bananem nic nie robiłam! Tylko go obrałam, i to do połowy! I pokroiłam 😀 To tym bardziej mu zazdroszczę, uwielbiam być bosa! Chociaż stopy to mój antyfetysz 😉

          • ~hanibal pisze:

            Dobór słów potrafi wiele… powiedzieć o danej osobie 😛 Ależ ja nie kwestionuję Twojej kobiecości:) Gdzież bym śmiał!:) Daj już spokój biednemu bananowi, tylko winny się tłumaczy 😀 Antyfetysz? Czyli pewnie malujesz poznokcie u stóp… Mam rację? Prawdopodobnie na ten sam kolor co u rąk, jeśli już miałbym zgadywać. Jesteś raczej estetką.:)

          • Czerwona pisze:

            Wow… Chylę czoła, faktycznie tak jest… chociaż słyszałam, że bardziej stylowe jest malowanie tylko paznokci u stóp kolorem, natomiast u rąk tylko z francuska :) No i to mi się też wcale a wcale nie kojarzy 😀 Raju, przepraszam Cię, ale jestem pijana 😉 A estetką jestem jak cholera, co wcale takie fajne znowu nie jest. Poza tym czuję, że minęłam się z powołaniem, bo powinnam tworzyć muzykę, być fryzjerką lub stylistką jakąś… Tylko oczywiście do wszystkiego tego mam połowiczny talent. Książki też nie umiałabym napisać… No i się poużalałam nad sobą 😉

          • ~hanibal pisze:

            Skoro pijesz to pochylenie czoła problemem nie będzie :):):) Wiesz… nigdy nie malowałem paznokci, to nie wiem.:) Bez przesady, skoro o tym piszesz, to nie jesteś pijana. Skoro estetka, to pewnie artystyczny nieład na głowie i rozpuszczone włosy wśród ludzi Ci nie grożą i nosisz spięte… Ale to już tak sobie dedukuję :) Każdy czasem ma wrażenie, że się minął z powołaniem. Ja na przykład, myślę, że powinienem był zostać… księdzem. 😛

          • Czerwona pisze:

            Niektórzy by rzekli, że co innego też by nie było problemem, np. uklęknięcie… To tak a propos księdza, którym mnie zabiłeś normalnie. To już kolejny raz, jak mnie zabijasz, najpierw romantyzmem, teraz księdzem… I Ci powiem, że to nieetyczne, ksiądz powinien służyć innym ideom 😉 Ale czemu akurat nim powinieneś był zostać? Żeby zgorszenie szerzyć? 😉 Czyli jest się pijanym dopiero wtedy, gdy się temu zaprzecza? Fajna definicja, widzę, że szybko się uczysz ode mnie 😀 Ach, skromność ma nie zna granic… A artystyczny nieład to niestety moja zmora, bo robi się sam nie wiadomo kiedy, zwłaszcza na deszczu… Ale wtedy pocieszam się myślą, że fryzura a’la „prosto z łóżka” jest bardzo podniecająca 😉 I nawet nie waż się weryfikować tego przeświadczenia 😉

          • ~hanibal pisze:

            Uklęknięcie… Tobie się rzeczywiście wszystko kojarzy:) Niewyżyta jesteś… chyba faceta Ci brak… 😛 Kolejny raz Cię zabijam? To ile Ty masz żyć?:)Siałbym terror i zniszczenie. 😛 Śmieję się, kiedyś babcię wkręciłem, że księdzem zostanę. Uwierzyła mi… Był prima aprilis.:)Wcale nie od Ciebie 😛 Faza negacji to pierwsza wskazówka, że coś jest nie tak.:)Nie przejmuj się, również uważam, że kobieta z rana jest sexy :)

          • Czerwona pisze:

            i, mi się kojarzy? Mi sie to z księdzem skojarzyło, co jest rzadkością, zapewniam Cię! Chyba Tobie kobity brak, skoro się ze mną na skojarzenia licytujesz 😉 Nieważna ilość, ważna jakość :) Poza tym jako że prowadzę bloga i dałam tu spuściznę wysublimowanych epitetów w postaci związków frazeologicznych, będę nieśmiertelna forever. Non omnis moriar, trzeba sobie jakoś radzić :)I co, babcia się cieszyła? Ja bym się zdołowała ;)Serio to pierwsza wskazówka? U mnie pierwszą jest głupawka, no ale ok, może co kraj, to obyczaj… Wprawdzie nie wiem, gdzie mieszkasz, ale widać daleko 😉 Mi się za to faceci o poranku podobają… Pod warunkiem, że mają pod ręką gumę :) … do żucia ;P

          • ~hanibal pisze:

            Babci w końcu wytłumaczyłem, że żartowałem, a bidulka już się ucieszyła i w mojej intencji na ofiarę chciała w niedzielę dać.:) Nie mówię, że u mnie ta wskazówka, ale ogólnie.Za siedmioma morzeami, górami i rzekami mieszkam, tylko cho.lera wszędzie daleko… 😛 Mi tam się faceci nie podobają o żadnej porze dnia. 😛 Za to kobiety… tak, o poranku.:) Kiedy leżą obok. Bez makijażu. Jak je Pan Bóg stworzył.:)

          • ~Czerwona pisze:

            Trzeba było babci powiedzieć, że sam pójdziesz tę kasę zanieść… 😉 No jak za siedmioma, to na pewno daleko… Siedem, magiczna liczba :) Który grzech wybierasz z tych siedmiu? :) Ale spoko, ja też mam wszędzie daleko, mimo że Poznań tak jakby w centrum siedzi :) Ściemniasz coś, każdy z nas ma pierwiastek biseksualizmu, to już wiemy… 😉 Chociaż niestety masz rację – mi się też ostatnio faceci nie podobają, zwłaszcza ci spotykani na ulicy :/ Kurcze, kiedy kobiety leżą OBOK? Myślałam że lepiej POD. Albo NA 😉 I fokle dziwni jesteście, faceci. Ciągle deklarujecie, że bez makijażu lepiej, ale nie daj Boże nam mieć jakiegoś pryszcza albo coś, to potem z kolegami się śmiejecie, że pasztet ;P Już ja was dobrze znam…

          • ~hanibal pisze:

            A przypomnij mi te siedem… Ci na ulicy nie… a Ci na blogach?:)Czepiasz sie lezenia… Mam nadzieje, ze nie znasz nas jednak tak dobrze, i np nie mialas na imie Alex…

          • Czerwona pisze:

            Nie, ale mi się śniło, że mam takie dziwne coś między nogami, to była trauma, mówię Ci… 😉 Na blogach nieliczni. W sumie bieda z facetami-blogowiczami. Dlatego masz jak najwięcej pisać ;PHm, siedem… To będzie tak: zazdrość… żądza… Yyyy… Lenistwo? Więcej grzechów nie pamiętam 😉

          • ~hanibal pisze:

            No mi też się śniło tak kiedyś, a jak się obudziłem nic się nie zmieniło… To była rauma mówię Ci… 😛 Faktycznie jest nas mało, dlatego nikłe to wyróżnienie jest. Jak myślisz dlaczego? Wyginiemy jak dinozaury. 😛 Widzę, że nie żałujesz córko swych grzechów. I… bardzo dobrze.:) Ja wybieram GNIEW. 😛 W ranach pokuty odmów sobie seksu w tym tygodniu. 😛

          • Czerwona pisze:

            Jeśli wyginiecie, to będzie znaczyło, że macie kiepskie połączenia nerwowe, bo dinozaury miały z tym duży problem – zanim do ich mózgu dotarło, że ktoś im właśnie odgryzł ogon, to już dawno nie żyły… Ja bym się wobec tego na Waszym miejscu bała seksu oralnego 😉 O kurcze, śniło Ci się, że miałeś penisa?? Podobno sny są odwrotne do rzeczywistości, hmmm…Wow, jest taki grzech? Czyli furia jest dozwolona? Fajnie, zwłaszcza że niedługo PMS :)Ach, co za miłosierdzie, tylko w tym tygodniu… Ale ja wolałabym sobie zazdrości odmówić, wiesz, to też spore poświęcenie, wszak to moje ukochane perfumy… (wprawdzie mi sie kończą, więc i tak bym sobie odmówiła, ale ciii) Bądź człowiekiem, przynajmniej dziś, w ramach pokuty… 😉

          • ~hanibal pisze:

            Zważywszy na to gdzie znajduje sie mózg faceta wg powszechnej opisnii, to zorientujemy się szybciej niż dinozaury, że nam ogon odcinają/odgryzają. *niepotrzebne skreślić. No niech będzie, róbta co chceta, tańce, hulanki, swawole… 😛

          • ~Czerwona pisze:

            Pod warunkiem, że jeszcze część takową mieć będziecie, bo widzisz, chromosom Y się sukcesywnie skraca, domyśl się, co za tym idzie… Ach, i znowu wracamy do tańca. Może to znak, że jednak takowy nam zaprezentujesz? :)

          • ~hanibal pisze:

            Coś mi się zdaje, że nie dojdzie 😛 Wiesz… do tanga trzeba dwojga. 😀

          • Czerwona pisze:

            Bingo! Uściślając – Wy, faceci, nie dojdziecie :) Wiesz… chodziło mi raczej o taniec nowoczesny z elementami breakdance 😉

  4. lady_q pisze:

    mrrr;))

  5. ~słodko-kwaśna pisze:

    Czytałam na początku, czytałam, i pomyślałam: jak ja zazdroszczę ludziom, którzy mają dokładnie sprecyzowany cel zakupów! Doczytałam do końca i stwierdziłam, że może jednak mam nieco lepiej, bo nie rozczarowuję się w tak bolesny sposób, jak ludzie z pragnieniami:p :)) Ale jeżeli namiętność zakupów ma być porównywana do mej namiętności łóżkowej, to jestem w kiepskiej sytuacji…;)

    • ~Czerwona pisze:

      Haha, nie sugeruj się tym, jeśli nie czujesz ciągot zakupowych, to nie znaczy, że w łóżku się nie rozhulasz 😉 Ja po prostu tak mam, że w nic nie wkładam tyle serca jak w coś, co mnie oczaruje maksymalnie. Ale już się przyzwyczaiłam do huśtawek nastrojów, więc jeden powód mniej, jeden więcej…

  6. LittleWitch pisze:

    Hmmm… to ja jestem inna… Namiętności łóżkowe mnie jak najbardziej porywają, ale te zakupowe niestety nie działają w moim przypadku…. Witam ZNÓW powakacyjnie 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Ktoś musi potwierdzać regułę 😉 W takim razie Virus ma niebo w domu 😀 Cieszę się, że wróciłaś, właśnie dzisiaj do Ciebie zaglądałam i tak się zamyśliłaś, gdzie tak długo buszujesz 😉

      • LittleWitch pisze:

        Wiesz, ja lubię mieć nowe ładne ciuszki, a przede wszystkim butki, tylko zakupów nie kocham!!! Łażenia, szukaniu, przebierania… tłumów jak są przeceny… Ble!Buszowałam przez niemal miesiąc w Polandii 😉 a teraz buszuję w moim nowym Domu. Staram się zadomowić. Póki co idzie całkiem nieźle, ale w sumie jeszcze czuję się jak na wakacjach 😛

        • ~Czerwona pisze:

          To wspaniale, w domu powinno się zawsze czuć jak na wakacjach 😀 Czyli dziki seks na stole itd… ;))) No to fakt, tłumów też nie cierpię, zwłaszcza gdy trafiam na nie wprost z deszczowego dworu… Jak np. dziś :/

          • LittleWitch pisze:

            Seks na stole… mhmmm…. tego dawno u nas nie było ;-PW polowaniu zakupowym życzę pustek – w sensie braku ludzi, a nie na półkach, oraz niskich cen w parze z wymarzonymi ”szmatami” 😛

          • ~Czerwona pisze:

            Haha, to już wiesz, co się będzie działo dziś wieczór 😉 Albo i w dzień, wszak na swoim jesteście… 😀 A co do zakupów, to teraz ja sobie życzę przede wszystkim… pieniędzy 😉 Albo małych rozmiarów w lumpeksie 😉

      • ~zzz pisze:

        Zakupy = namiętność ? Idę , kupuję i tyle. Cieszyć się kupioną rzeczą to co innego A tak ogólnie to mi się podoba Twój blog, i ludzie mili. Może się przyzwyczaję i będę wpadał ?

        • ~Czerwona pisze:

          Dzięki, ale wpadać tutaj powinno się dlatego, że mój blog porywa (nie żebym skromna nie była), a nie z przyzwyczajenia. Przyzwyczajenie nasz wróg! 😉 A co do zakupów, to trudno wytłumaczyć mechanizm, oczywiście są takie rzeczy, które się kupuje i już, lecz… prawdę mówiąc ja potrafię się radować z rozmaitych małych pier.dół, nawet ze smacznej pasty do zębów, zatem jest to jakiś rodzaj namiętności, być może namiętności wrodzonej… Albo po prostu wychodzę z założenia, że trzeba sobie fundować jak najwięcej przyjemności w tym naszym dziwnym życiu. Oczywiście w granicach rozsądku 😉 Pozdrawiam.

  7. ~Mela pisze:

    Udany zakup poprawia mi humor zdecydowanie,nieważne czy zaplanowany czy z gatunku niespodzianek :)

    • ~Czerwona pisze:

      O tak, mi też, ale gorzej, gdy bardzo chcę coś kupić i za Chiny ludowe nie mogę, bo nic nie ma… Okropne uczucie, mieć pieniądze, a nie mieć co z nimi zrobić 😉

  8. ~Assist Magik pisze:

    uwielbiam zakupy robić, ale.. wolę seks^^

  9. figo.mika@poczta.onet.pl pisze:

    Hehehe. tak to już jest z zakupami. :)Domini88

  10. ~magda pisze:

    Oooo, tak. Zakupy. Zaraz po grafomanii i czekoladzie mój największy (i najdroższy) nałóg.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *