Od niepamiętnych czasów moim guru dziennikarskim są komentatorzy sportowi.
Nikt nie wypowiada się równie składnie, sprawnie i bez podtekstów. U nich zawsze wszystko jest jasne, klarowne i nie budzi żadnych sprzecznych uczuć. Poważni panowie myślący o poważnych sprawach. Doskonale znający języki. Charakteryzujący się refleksem i opanowaniem. Ujmujący kreatywnością.
I tak altruistycznie nastawieni do świata. Serce rośnie, gdy raczą człowieka bezinteresowną dozą czystej, zdrowej oraz naturalnej radości. Takiej jak ta poniżej…:
– „Na każdego jest jakiś sposób, na małego też, na dużego też”;
– „… to naturalizowany Brazylijczyk” (to akurat kojarzy mi się – przyznaję – złowieszczo, bo z Seksmisją, lecz to pewnie tylko wyjątek potwierdzający regułę);
– „… błagał go o piłkę”;
– „Zaprosił tę piłkę do siebie”;
– „Postanowił zostać w bramce, a właściwie zrobił 3 kroki do przodu i 3 wstecz”.
Błyskotliwe, czyż nie? A jak ktoś chce więcej dowodów ich wspaniałomyślności i pomysłowości, to polecam a) oglądanie ME 2008, b) słuchanie ME 2008, c) KLIK
Jestem pewna, że po takiej dawce pozytywnych wibracji i dla Was komentatorzy staną się autorytetami.
PS. I to oni właśnie udzielili mi paru cennych informacji o świecie… Np. że niewykorzystane sytuacje zawsze się mszczą oraz iż przewaga w posiadaniu piłki zwykle jest odwrotnie proporcjonalna do ilości strzelanych goli. Prawda, że życiowe? Jak ja im się za to odwdzięczę…