Po okręgu

Pozwolę dziś myślom błąkać się w sposób zagadkowy. Czyli notka nie będzie miała konkretnego, jednoznacznego sensu. Ale czymże jest sens? Czy tym, czego ode mnie oczekują inni? Spełnianiem czyichś zachcianek, albo swoich? Racjonalizacją podejścia do wszystkiego, co istnieje na tym świecie? Tory kolei Losu pokazują, jak kręte i wygięte może być życie, choćby paradoksalnie nawet ułożone i z jasnym przesłaniem, z celem. Bezcelowość nie jest cnotą. No nie jest. Ale nikt nie powiedział, że cel będzie raz na zawsze identyczny. Czy zatem jego brak nie jest tylko asekuranctwem i wygodą, a nie zwykłym nieudacznictwem czy luką w pomysłach na życie? I czy nie daje więcej możliwości wyboru, którego można dokonać dopiero, kiedy się coś przeżyło? Bo przecież podczas dążenia do jednego punktu, określonego jasno już od zarania dziejów, wielu spraw się nawet nie dotknie ani nie posmakuje…

Jednakowoż z drugiej strony nadmierne miotanie się w wielu kierunkach też może zaszkodzić – właśnie temu wyższemu celowi, który prędzej czy później i tak wylezie, lecz gdy zbyt późno, to trudno się nim zająć właściwie, tak jak na to zasłużył. Za dużo wątków pobocznych owszem, kształtuje charakter, pozwala odnaleźć siebie w tym natłoku, jaki serwuje nam świat, ale też odciąga uwagę od tego, co najważniejsze, a tylko ukryte w zakamarku duszy i czekające na falę, by wypłynąć na wierzch; nie daje się skupić…

A co ze sprzecznością? Siedzi we mnie tyle kontrowersji, tyle piętrzących się aż do obrzydzenia kompromisów, jedna cząstka pragnie czegoś najbardziej na świecie, inna natomiast czuje przed tym lęk i natychmiast, bez zastanowienia wskazuje na to, co bliższe, co bardziej osiągalne… Jedna chce więcej, druga woli to, co ma teraz i bez wysiłku. Jedna jest bardziej podatna na to, co mówią ludzie, chce się móc pochwalić przed innymi; druga woli nie ryzykować, żeby nie było jeszcze gorzej, bo lepiej siedzieć cicho i popijać wino w spokoju i zazdrości, niż nie móc siedzieć i pić wcale, bez spokoju, a z zazdrością tym większą…

Gdzie się kończy prawdziwe pragnienie, a zaczyna wymóg otoczenia? I czemu to otoczenie ma aż taki wpływ?

Trudno dzisiaj być. Nie znać rozterek i iść z wiarą, że można dać się ponieść bezmyślnie, a i tak się uda. Ale przecież moje wybory nigdy nie były racjonalne, nigdy nie dawały szans na lepszą przyszłość. I nigdy nie było tak źle, bym nie chciała żyć.

Śpię spokojnie, mimo wszystko…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

135 odpowiedzi na „Po okręgu

  1. Czerwona pisze:

    BNN, especially dla filozofek 😉

    • ~brasil pisze:

      ale gdy sie już cel posiada, to nie zawsze jest ci on cnotą pod względem tematycznym, oj nie zawsze… ;]

      • ~Czerwona pisze:

        Zależy, jaki to cel – czy życiowy, czy przyżyciowy 😉

        • ~brasil pisze:

          ja tam myślę, że to żadna róznica, kiedy zuo jest na tapecie 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Ej, też chcę taką tapetę! A jak wygląda to zuo? Hm, a może to moje zdjęcie, co? 😉

          • ~brasil pisze:

            Ty to wszędzie chciałabyś wleźć! ja wiem, że idealnie sie wpasowujesz w ten temat, ale nie dla psa kiełbasa 😉

          • ~Czerwona pisze:

            No tak, pewnie nosisz moje zdjęcie w portfelu, tak tajemniczo… Wybacz 😉 No to co masz na tej tapecie? 😉 I ja tylko czasem i nie byle gdzie lubię włazić, przepraszam bardzo!

          • ~brasil pisze:

            nie noszę Twojego zdjęcia w portfelu, ono wisi już nad moim łóżkiem ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Mam nadzieję, że w ramce i na całym suficie? Ej, dzisiaj o 20 gasimy światło!

          • ~brasil pisze:

            tak, taka fototapeta na suficie, nawet mój kryształowy żyrandol zdjęłam, żeby móc lepiej na Ciebie patrzeć ;] tak wiem, i w ogóle śpimy o godzinę krócej dziś 😐

          • ~nive pisze:

            Mi to tam rybka czy wszane o 12 czy o 11 ;p bez roznicy ;pHi hi krysztalowy żyrandol – padlam i leze a i powstac nie daje rady ;)))

          • ~Czerwona pisze:

            Ale dlaczego brasil go zdejmowała, przecież mogła mi z niego koronę zrobić… Albo kryształowe zęby ;P A mi nie rybka, bo do szkoły chodzę i kurde nie chce mi się w stawać w środku nocy!

          • ~brasil pisze:

            mi też nie rybka bo znowu bedzie rano ciemno! a może pas cnoty mogłam Ci z niego zrobić, hę? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Rany, jak mi się dzisiaj źle wstawało… Nie, pasa cnoty nie chcę, ale kryształowe body by mogło być… :)

          • ~brasil pisze:

            body bez sensu, zobacz jaki koszt, gdyby ktoś Ci takie zerwał… to przez tę zmianę czasu… mówię Ci: na spacer idź to od razu będzie lepiej ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Zbyt źle się czuję na spacery… Kaszel mam i łupie mnie w ręce, normalnie staruszka pełną gębą :( A body z sensem, bo tam nie trzeba nic zrywać, tylko odpinać 😉

          • ~brasil pisze:

            oj, znów??? nawrót jakiś? mnie tylko w głowie trzaska dziś, ale to po niewyspaniu… ble! ale wiesz, w nagłym pożądaniu to się nie chce odpinać… 😉 pe es, doszło do Ciebie na mejla to co wczoraj wysłałam? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            No nawrót… Nie wiem, co z tym fantem zrobić, kolejny raz pójdę do lekarza, bo już 3 tygodnie się męczę z tym szajsem! Hm, zaraz sprawdzę, czy doszło :) (moja kolejna ułomność – rzadko sobie przypominam o istnieniu czegoś takiego jak mail…)

          • ~brasil pisze:

            uch, to może tym razem do innego lekarza, co? ja o tej na onecie prawie nigdy nie pamiętam… i co? doszło? ;]

          • Czerwona pisze:

            Nie wiem, no do rodzinnego muszę tak czy siak, więc… Doszło, rany, what the fu.ck???? Skąd to wytrzasnęłaś? 😀 Kurcze, też chcę takie zawody, aż się podnieciłam normalnie 😉

          • ~brasil pisze:

            prywatnie idź!!! ja tak zrobiłam o pani doktor mi powiedziała, że przeszłam zapalenie oskrzeli… kumasz??? a rodzinna na to nie wpadła… mówiła że to grypa… fajne, co? dostałam od jednej z blogowiczek ;)))) ale zobacz cóż za precyzja ;))))

          • Czerwona pisze:

            No, bajeranckie… Jestem ciekawa, ile to ćwiczyli 😉 No i przede wszystkim – czy coś za to płacą??? 😀 Masakra z tymi lekarzami, naprawdę człowiek musi sam wiedzieć, co mu dolega, a im tylko kazać przepisać leki, bo sami z siebie nie wpadną… Byłam już u dwóch lekarek i jedna nie kazała absolutnie brać jakiegoś leku, druga stwierdziła, że właśnie koniecznie trzeba… Niech idą do licha z taką służbą zdrowia 😐

          • ~brasil pisze:

            jednym zdaniem: trza mieć zdrowie do takich rzeczy! 😐 ale zobacz, że ten koleś to od razu z erekcja musiał wchodzić, bo inaczej ona by tak nie mogła… ;]

          • ~Czerwona pisze:

            No, pisałam zresztą o końskim zdrowiu, niestety służba zdrowia robi wszystko, żebym zdania nie zmieniła… Ej, no właśnie, ja też o tym pomyślałam i zgłaszam protest – dlaczego jej pośladki pokazali, a jego penisa nie??? To jest dyskryminacja tego pana!

          • ~brasil pisze:

            no ale to w końcu pójdziesz prywatnie czy już byłas? bo pamiętaj, że nic tak nas nie wykańcza jak lekarze rodzinni, którzy nadają sie tylko do wypisywania zwolnień… a może on on nie miał w ogóle a oni tylko tak symulowali?????

          • Czerwona pisze:

            Nie było numerków, pójdę jutro… Kolejna noc z charczeniem i rzężeniem :/ No ten jeden mógł jak najbardziej nie mieć, ale ten, co ją na nim trzymał, to chyba już nie… Chyba że się klejem nasmarowali 😉

          • ~brasil pisze:

            dżizas, jak to nie było numerków? epidemia jakaś czy co??? / ja ci mówię, że to super glut był! pewnie do teraz tak są zlepieni… tylko jak ona robi siusiu to on musi byc lekko mokry…

          • ~Czerwona pisze:

            A mi się dzisiaj śniło, że nie mogłam do kibla moczem trafić 😀 Ej, a glut to jest kupka czy smark? Bo mi się już pokręciło wszystko… W każdym razie na glucie byłby poślizg, więc odpada 😉 No właśnie nie wiem, wkurzyłam się, bo jak to tak, że numerków nie ma, tydzień temu były, co tak nagle wszystkich wzięło?? I na jutro też już nie ma! Trzeba iść rano, bo te, na które się można zapisywać już dziś, są wykorzystane! Wrrrr.

          • ~brasil pisze:

            ale Ci powiem, że dzis przechodziłam obok mojego ośrodka zdrowia i bylo tam tyle wiary, że ja cie prosze! / a jak ty robiłaś że nie mogłas trafić??? urosło Ci coś? ;] jak dla mnie glut to kupka ;]

          • ~Czerwona pisze:

            A tak, gil to smark 😉 No nie wiem, ruszało mi się wszystko, niczym Kondratowi w pociągu 😉 Jakaś epidemia chyba, bo wszyscy kaszlą, dzisiaj w poczekalni z trzema panami robiliśmy unisono…

    • ~Nabu pisze:

      Ach, czuję się specjalnie wyróżniona :D. Cóż za zaszczyt!A tak na poważnie, to śmiem podejrzewać, że się Arystotelesa naczytałaś, moja droga :P. Bo i ten język, i to podejście do Celu. Brakowało mi tylko podziału na cele, do których dąży się dla nich samych, oraz cele, do których dąży się ze względu na inne ;). Ale do tego jeszcze dojdziesz… Dobrze Ci poszło ;).

      • ~Czerwona pisze:

        Hehe, widać Arystoteles miał ten sam tok myślenia, a ludzi od wieków dręczą podobne rozterki… 😉 A wydawałoby się, że kiedyś nie było takich problemów… Nie, nie naczytałam się niczego, to wynik swobodnego przepływu myśli, jak napisałam na początku – zrobiło się samo. Muszę chyba częściej sobie taki zen wprowadzać, może odkryję nową myśl filozoficzną, kto wie? 😉

        • ~Nabu pisze:

          Wszystko przed Tobą ;). Może właśnie odkrywasz swoje powołanie ;).

          • ~Czerwona pisze:

            E, chyba nie, na filozofowanie muszę mieć dzień, wenę i jakieś nieszczęście… Niby niczego nie brakuje, ale wolę się pławić w biologii, mimo wszystko, bo jak zacznę rozważać, to jeszcze a nuż wyskoczę przez okno i będą mnie musieli sprzątać, po co robić bałagan… 😉

          • ~Nabu pisze:

            Ale filozofia ma uszczęśliwiać, a nie wypychać za okno ;). Przynajmniej tak twierdziła większość filozofów… Więc może warto spróbować ;).

          • Czerwona pisze:

            Hm, gdyby dawała odpowiedzi, to owszem, mogłaby uszczęśliwić… Tylko że mi akurat żadnej nie dała 😉

          • ~Nabu pisze:

            Ale o to właśnie chodzi w filozofii! Żeby stawiała więcej pytań niż dawała odpowiedzi ;).BTW, nie masz pomysłu co mogłabym kupić przyjaciółce na parapetówkę? (należy uwzględnić informację, że to jej pierwsze samodzielne mieszkanie z chłopakiem 😉 ).

          • ~Czerwona pisze:

            Pościel z satyny? 😉 Albo lampkę jakąś… Bo świeczki to już chyba oklepane są, jak to brasil mówi – jak pupa pań z domu uciech ;)Ej no, ale ja i bez filozofii stawiam za dużo pytań 😉

  2. ~izavel pisze:

    Różne wybory są wpisane w nasze życie, te wybory nie mają być racjonalne czy nieracjonalne, ona mają być po prostu „nasze”, zgodne z naszym, bo ja wiem jak to nazwać, sumieniem, pragnieniami, pomysłem na życie…(?) mamy czuc się z nimi dobrze i nie żalować, a gdy żałujemy to zmienić swój wybór (jak się da) lub chociaż jakoś odwrócic jego skutki. A co do spreczności – to one tkwią w każdym człowieku i wydaje mi się są rzeczą całkiem naturalną. Gdyby ich nie było…no cóż na pewno nie mielibyśmy tyle wątpliwości w życiu, w różnych kwestiach. Wybor byłyby pewnie łatwiejsze. Ale przez te spreczności – jakoś tak człowiek może bardziej, lepiej poznać samego siebie….Tak mi się przynajmniej wydaje… Pozdrawiam!:)ps. Kolorowych snów!

    • ~Czerwona pisze:

      Tylko pytanie, co wtedy, gdy wybór jest bez przekonania o jego słuszności, a po to tylko, by zapchać moment bez pomysłu?

      • ~izavel pisze:

        Oby takich jak najmniej… ale jeśli już, to trzeba potem chyba dokonać ocny jego skutków…jeśli przynosi jakąkolwiek korzyść to ok, jeśli nie, to trudno, a jeśli okazał się pomysłem chybionym to chyba trzeba podjąć dalsze kroki zmierzające do jego odwrócenia czy zmiany… Pzdr! miłej ndz!

        • ~Czerwona pisze:

          W sumie o wszystkim można powiedzieć, że częściowo jest chybione, a częściowo trafione… Bo każde doświadczenie się przydaje, a i przy okazji każdego, choćby najjaśniejszego, celu rodzą się po drodze liczne problemy… Więc na upartego można optymistycznie stwierdzić – nie ma czegoś takiego jak zła droga 😉 O ile oczywiście jest moralnie do przyjęcia!

  3. Forever_alone pisze:

    Życie to najtrudniejsza dziedzina sztuki… Każda minuta to propozycja nowej roli do odegrania a tylko od nas zależy czy dobrze wybierzemy… Pozdrawiam

    • ~Czerwona pisze:

      Hm, nawet i to nie zawsze… Czasem tak naprawdę od nas nie zależy aż tak wiele, splot wydarzeń układa się sam, a my możemy tylko udawać, że się nie topimy… Mnie tylko wkurza, gdy ktoś próbuje mi udowodnić, że moje życie nie jest takie, jak powinno czy jak bym sama chciała. No pewnie, że nie jest! Tylko pytanie, czy u kogokolwiek jest…

      • Forever_alone pisze:

        To o czym napisałaś to jest takie uświadamianie w wersji hardcore. Ktoś niby wie lub nie czego nam do szczęścia braknie, co nam potrzeba, kim mogliśmy być i to wszystko wytyka… A na koniec dodaje morał, że nie doszliśmy do tych celów przez naszą głupotę, bo nam się nie chciało.. A prawdę mówiąc nie ma idealnego życia. Ja cały czas to powtarzam, że gdyby były ideały to by w muzeach na ścianach wisiały.

        • ~Czerwona pisze:

          No i właśnie ostatnio coraz więcej takich ludzi wokół mnie… Którzy chcieliby dyrygować moim życiem, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, bo przecież mają własne… Tym bardziej, że ja się na swoje nie skarżę. A potem jeszcze zdziwieni moimi uwagami stwierdzają, że oni się po prostu o mnie martwią. A czy ja ich prosiłam o pomoc, czy robię coś naprawdę tak głupiego, żeby trzeba było się wtrącać? Jak tak się zastanawiam, to właściwie nic, czego by się trzeba wstydzić, nie zrobiłam w życiu, więc po co to wszystko? Ech, szkoda gadać…

          • Forever_alone pisze:

            Ja myślę, że wszystkie takie dobre rady motywowane martwieniem się powinny zostać w sferze myśli i tylko myśli… Nie lubię jak mi ktoś do życia się wtrąca i stara się wybierać za mnie… Nie wiem po co ani na co to komu bo ani mi to nie pomoże a tylko zezłości..

          • ~Czerwona pisze:

            Ja nie lubię takiego martwienia się o mnie z jeszcze jednego powodu – bo wtedy czuję się tak, jakbym kogoś zawiodła i jestem zobowiązana do starania się dla niego, żeby się tylko już nie musiał martwić. A tym sposobem raczej nie zrobię tego, co chcę – i kółko się zamyka. Nie wiem, dlaczego innym tak trudno zaakceptować moje wybory, moje ścieżki i mój sposób na życie…

          • Forever_alone pisze:

            Wiesz czemu tak trudno zaakceptować innym nasze wybory? Bo odzywają się w nich ich własne niespełnione aspiracje, cele i marzenia. Nakierowując kogoś wydaje się im, że w ten sposób jakoś zapełnią swoje pustki życiowe…

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, tym samym usprawiedliwiając fakt, że im się nie udało… Denerwuje mnie też z drugiej strony podejście „nie uda ci się”. Czyli mam pomysł, a otoczenie zaczyna wskazywać na wszystkie możliwe i niemożliwe problemy, które temu będą „na pewno” towarzyszyć. A przecież nie ma życia bez ryzyka, nie da się go uniknąć. Gdyby to chociaż było na zasadzie naprawdę troski, a nie chęci zatrzymania nas przy sobie, jak to mają w zwyczaju np. rodzice…

          • Forever_alone pisze:

            To takie sprzeczności… Jeśli nic nie robi się to wszystko wytkną, że się do niczego nie dojdzie, że inni coś już osiągnęli, że tkwi się w martwym punkcie… Kiedy się działa w jakimś kierunku to podkładają kłody pod nogi mówiąc, że się na pewno nie uda, że będziemy tego żałować, że powinniśmy robić coś zupełnie innego… A kiedy już jakiś cel osiągniemy to i tak usłyszymy, ze stać nas było na więcej, że mogliśmy lepiej, że mogliśmy inaczej… Ludziom nie da się w żaden sposób dogodzić. Teoretycznie właśnie rodzice powinni wspierać i cieszyć się z naszych choćby najmniejszych sukcesów ale w rzeczywistości to i z tym różnie bywa bo czyjeś dziecko osiągnęło coś lepszego…

          • ~Czerwona pisze:

            U mnie właśnie rodzice głoszą takie sprzeczne wymagania, którymi bombardują mnie od zawsze. Mam do nich o to spory żal, oj tak… Dlatego tak bardzo bym się chciała wyprowadzić i móc wreszcie poczuć się chociaż trochę wolna. Zwłaszcza że siostra też blisko mieszka i, chcąc nie chcąc, wysłuchuję i biorę udział we wszystkich problemach całej rodziny – a przecież mam swoje życie, swoje problemy, dlaczego wszyscy wymagają ode mnie, żebym dorosła, żebym np. opiekowała się siostrzenicą, kiedy ja zwyczajnie nie czuję się na to gotowa? Z drugiej jednak drugiej strony typowe – nie chcę mieszkać sama… „Bo sobie nie poradzę”… Błędne koło.

          • Forever_alone pisze:

            Powiem Ci, że moi rodzice tez dla mnie szukają zajęcia i starają się za mnie decydować… Chciałam się zatrudnić w firmie niedaleko mnie jako sekretarka, zresztą u ludzi których dobrze wszyscy znamy ale dla nich ta praca nie odpowiadała bo według nich zasługuje na coś lepszego. A za tydzień bez mojej wiedzy zaklepali mi posadę jako niańka do dwóch dzieciaków u kogoś obcego a kiedy powiedziałam, że nie mam zamiaru to się wielce oburzyli, bo przeceniam swoje możliwości… I weź tu człowieku ich zrozum. Trudno mi to zrozumieć a oni nadal traktują mnie jak 5 letnie dziecko które wymaga pokierowania w każdej sekundzie życia…

          • ~Czerwona pisze:

            Sami nie wiedzą, czego chcą… Ja tego nie rozumiem i już chyba nie zrozumiem. Czemu właściwie nie możemy egzystować jako samodzielne jednostki? Czemu się poddajemy temu wpływowi, przecież gdybyśmy powiedziały basta, to by się przestali wygłupiać… Najprostsze rozwiązania są zawsze najtrudniejsze, cholera jasna…

          • Forever_alone pisze:

            Moi rodzice niestety wychodzą z tego założenia, że dopóki mieszkam z nimi pod jednym dachem to ostatnie zdanie mają oni. Jakakolwiek dyskusja czy wymiana zdań na poważniejsze tematy jest niemożliwa bo oni oczywiście wiedzą lepiej co dla mnie będzie lepsze.

          • Czerwona pisze:

            Moi niby nie, ale bywają tak upierdliwi, że i tak na psychikę wjeżdżają… I jeszcze są mistrzami we wzbudzaniu poczucia winy. Normalnie psychomanipulatorzy jakich mało! 😐

          • Forever_alone pisze:

            O tak. Wzbudzanie winy to jest to co lubię najbardziej… Jeszcze ze słowami, że jak tak i tak nie postąpię to nie kocham, nic dla mnie nie znaczą… Książke by można było napisać o tym…

          • ~Czerwona pisze:

            Mi tego nawet wprost nie mówią, mają lepsze sposoby – krzyk, płacz, że potem to oni się będą musieli mną zajmować, że oni się denerwują, że powinnam to mieć na uwadze, blablabla… Niedawno mi awanturę zrobili, bo o 21 się zdecydowałam iść na imprezę – „bo ich nie uprzedziłam”… No ludzie kochani… Nie mam już do nich cierpliwości, normalnie nie mam.

          • Forever_alone pisze:

            Wiesz u mnie awantura jest jak komputer o 22 jest jeszcze włączony… Dla nich to jest cisza nocna i komp musi być wyłączony.. I jak tu nie kochać rodzinki…

          • ~Czerwona pisze:

            U mnie też są awantury o kompa, inna rzecz, że ja go wyłączam gdzieś o 1 😉 No ale co mam zrobić, jak dopiero o północy mam wenę??

          • ~Forever alone pisze:

            Ja pewnie też bym siedziała do późna ale wole im schodzić z drogi bo jeszcze gotowi będą mi korki wykręcić albo komp sabotować :)

          • ~Czerwona pisze:

            No, ale to wkurzające jest… Ja bym zabiła, bo na kompie mam muzykę, a bez niej wieczór jest stracony, więc… Forever, wyprowadzamy się i już 😉 A swoją drogą – czemu ja tego komenta wcześniej nie zauważyłam?

      • ~M. pisze:

        Praktycznie u nikogo nie jest na 100% ok. Tak sobie to kiedyś przeanalizowałem i stwierdziłem, że praktycznie wszystkie osoby (rodziny) które znam, mają jakieś większe lub mniejsze problemy. Ich spektrum jest bardzo szerokie-od ciężkich chorób, poprzez nieudane związki, problemy z nałogami, po problemy z pracą i pieniędzmi-niby prozaiczne, a też dające w kość. Nie wiem czemu ścieżka życia każdego człowieka musi być taka kręta i wyboista…Dziwny jest ten świat!

        • ~Czerwona pisze:

          Ja się już pogodziłam, że w życiu nic nie jest dane raz na zawsze, mnie tylko zdumiewa, że ludzie sami mają tyle problemów, a jeszcze zajmują się moimi, i to w sumie przez nich wymyślonymi. Chcą dobrze? Może, tylko pytanie, dla kogo, bo coś mi się wydaje, że w dużej mierze dla siebie… Pozdrawiam zadumana…

          • ~M. pisze:

            Takie „Wujki dobra rada” bywają denerwujący. Ja przyjąłem sobie taką zasadę-słucham, biorę pod uwagę, przejmuję się radami/krytyką innych osób tylko wtedy, gdy te osoby coś osiągnęły w tej dziedzinie o której mówią. A zazwyczaj niewiele osiągnęły. Więc się nie przejmuję… Tacy „doradcy” „życzliwie” rozwiązujący nasze prawdziwe czy też raczej wyolbrzymione problemy, zazwyczaj dowartościowywują się tą swoją „pomocą”. To ja dziękuję za taką „pomoc”…

          • ~Czerwona pisze:

            Mnie całe życie wychowywano w atmosferze „nie uda ci się” albo „jeszcze tego nie umiesz?” Bardzo frustrujące, bo z jednej strony podcina mi się skrzydła, z drugiej zaś wyśmiewa, że czegoś nowego nie próbuję. Jak by nie spojrzeć – kanał. Dlatego tak alergicznie reaguję na czyjąś propozycję pomocy czy na troskę – bo nigdy tak naprawdę żadna nie była w stosunku do mnie konstruktywna, zawsze tylko opatrzona jakimiś obwarowaniami, na zasadzie „pomogę, bo jesteś taką sierotą i nie potrafisz sama” albo „nie zrobisz czegoś, bo ja umrę z nerwów”. Rodzice… 😐

          • ~M. pisze:

            Rodzice… Temat rzeka. Moi generalnie są wporzo, ale jak zagłębimy się w szczegóły :-/ Bardzo mnie denerwuje, że byli i są tacy inercyjni. Oczywiście, są pracowici, nie są jakimiś niezgułami, ale dochodzą do pewnego poziomu i stop. Boją się podjąć jakiegoś wyzwania, które jest ponad ich standardowe osiągnięcia. I to nie mówię tylko o dzisiejszych czasach kiedy są starsi, ale i dawniej, w tzw. sile wieku. Wiele rzeczy i zadań muszę „wywalczyć”. Nawet w moich sprawach mnie hamują-przemyśl to, nie szarżuj itp. Wiem, że chcą mnie ochronić przed rozczarowaniem, ale drażni mnie to. Z kolei jak już się czegoś podejmę i coś ciężko idzie, to skrytykują, narzekają. Np. wiele rzeczy robię na ostatnią chwilę, co po części wynika z natłoku zajęć, ale głównie to taka cecha charakteru, niestety, z którą zaczynam intensywnie walczyć (już nie da się na pewnym poziomie tak funkcjonować). No i przy okazji muszę się wtedy osłuchać, zwłaszcza od ojca. A mnie się od razu ciśnie na usta pytanie-to lepiej nie robić nic, czy robić-choćby na ostatnią chwilę? tym bardziej, że wiele już rzeczy tak załatwiłem i osiągnąłem. Jak to mówią-ognisko domowe czasami dopieka do żywego. Ale-z Rodzicami źle, a bez Rodziców jeszcze gorzej. I tak jak patrzę na innych moich znajomych to nie mam tak źle… PS. Sorry za dłużyznę, zdrowiej mi mój chorusku!!!Pozdrawiam refleksyjnie!

          • ~Czerwona pisze:

            Nic dodać, nic ująć. No, może jeszcze dopiszę, że ja mam tak samo z tym „na ostatnią chwilę”, niestety czasem się zdarzy, że potrzebuję przy tym pomocy – wtedy to się dopiero nasłucham…! Aż niemiło potem taką pomoc przyjmować. A co do ryzyka, to to głupie hamowanie tak mi weszło w krew, że sama staję się wierną kopią rodziców – tak samo zakompleksiona i bez skrzydeł. Ech, dobra, nie będę tu smęcić, mam zły dzień dzisiaj… Pozdrawiam typowo niedzielnie, niestety…

          • ~M. pisze:

            Przykład: W tym roku było spokojnie z PIT-ami, policzyłem Rodzicom 2 tyg. temu. Ale jednego roku przeciągłem, o zgrozo do… 8 kwietnia! Ale była awantura! Bez awantury zrobiłbym to max 15 kwietnia. Ale poużywać sobie musieli.Dziś chyba będę liczył swój PIT. Cieżko czasami jest.PS. Opis na górze masz dziś debeściarski! ;-DPozdrawiam nowotygodniowo!

          • ~Czerwona pisze:

            U nas zawsze tata liczy wszystkim, bo my nie umiemy 😉 Więc chociaż to mam z głowy. Ale rodzice potrafią się czepiać o takie cuda, że… No cóż, pewnie my na starość też tacy będziemy, nie ma cudów 😉 Dzięki, opis był aktem desperacji połączonym z moją osobiście wymyśloną techniką odstresowania, czyli na powiedzeniu sobie czegoś ironicznego na temat sytuacji i pośmiania się 😉 Żeby tylko tak ten kaszel coś pochłonęło… Już drugi antybiotyk dostałam, wyprodukuję mutanto-bakterie mamucie normalnie :( I to już 3 tygodnie się ciągnie! Co za paskudztwo we mnie wlazło…Pozdrawiam chorobowo!

          • ~M. pisze:

            PIT oddany. Opis Ci się udał, masz niewątpliwy talent, ja też się pośmiałem, dziękuję! Co do antybiotyku i choróbska-ja ostatnio (z miesiąc temu) miałem zapisany jeszcze tańszy antybiotyk niż Ty – za całe 4 zł. Uszom nie wierzyłem! I chyba to on mi pomógł-były to zastrzyki.Będzie dobrze! Zdrowia życzę!Pozdro!

          • ~M. pisze:

            Oj, coś nie odpisujesz na mój powyższy wpis…Pozdro!

          • ~Czerwona pisze:

            O, wow, ja zastrzyku bym nie chciała, choćby kosztował 50groszy 😉 Brrr! Ale grunt, że pomógł. Mam nadzieję, że mój mi też pomoże, i to szybko, bo 14 mam wyjazd w teren :/ Przepraszam, że nie odpisałam, nie wiem jak to się stało, ale nie zauważyłam tego komentarza, zresztą forever alone zrobiłam to samo… Zawiodła pamięć do liczb 😉 Już, już się rehabilituję :)

          • ~M. pisze:

            Dziękuję za odpis i pozdrawiam wiosennie!

          • ~Czerwona pisze:

            Ależ nie ma za co, to mój obowiązek wobec TAKIEGO Czytelnika :) Oczywiście nie wspominając o przyjemności, która się z tym obowiązkiem łączy :) Niestety pozdrowienie się przeterminowało chwilowo – dzisiaj jest tu tak zimno, że para idzie z ust! Koszmar…Pozdrawiam, za przykładem wiosny – fanaberyjnie 😉

  4. ~motylek pisze:

    zaraz wracam 😛 kurczę znowu będę się szukać w komentarzach, granda!

    • ~motylek pisze:

      ciężko jest żyć bez celu. czy to w ogóle jest możliwe? tak sobie myślę nad celem mojego życia… i? żadnych konkretów. jest jeden główny cel, ale bardzo ogólny, choć jak się mu przyjrzę dobrze, stwierdzę, że jest dokładnie określony… moim celem jest miłość na całe życie. głupie? naiwne? możliwe, ale nieważne co mówi otoczenie i jak bardzo naciska na mnie. ja sama wiem czego chcę i nie zadowolę się brakiem złych słów na mój temat. a i sprzeczności we mnie mnóstwo… chcę, pragnę, ale się boję i to rani mnie najbardziej…muszę Ci powiedzieć, że idealny dobór słów, szacuneczek! :)

      • ~Czerwona pisze:

        Kłaniam się w pas za komplement :) No i masz rację, w gruncie rzeczy mi też chodzi o miłość, chociaż niestety jestem świadoma, że to akurat sprawa najtrudniejsza… I właśnie najmniej zależąca ode mnie. Prawdopodobieństwo już kiedyś liczyłam i mi wyszło marne… 😉 Ale w tym poście chodziło mi bardziej o odnalezienie jakiejś ścieżki w sobie, niezależnie od drugiego człowieka… Czegoś, co bym chciała robić całe życie, czym bym się chciała zająć, czemu poświęcić… Albo chociaż o znalezienie pomysłu na to życie. I o to, że ludzie się wtrącają, ale nie poddadzą niczego na myśl, potrafią tylko krytykować i ponaglać, albo stwierdzać, że „powinnam teraz mieć już to i to, takie i takie doświadczenie” itd. Męczy mnie to ciągłe porównywanie z innymi, od zawsze byłam porównywana z kimś „lepszym”, a teraz sama to sobie robię, dlatego tak trudno mi zrobić krok do przodu, bo a nuż nie wyjdzie, a skoro komuś wyszło, to znaczy, że to ja jestem taka beznadziejna… Ech. No i się użaliłam nad sobą 😉

        • ~motylek pisze:

          ja też tak czasem myślę… że jestem do niczego i w ogóle ble… bo niby w moim wieku to już powinno się planować małżeństwo, mieć dobrą pracę itd. itd. a niby z jakiej racji?! moja mama przez całe moje życie porównuje mnie do innych. kiedy mówię jej jak mi coś poszło, ona pyta „a jak inni wypadli?!”… a co mnie inni obchodzą?! jestem jaka jestem i nic na to nie poradzę, że idę swoją drogą. jeszcze nieukształtowaną, ale swoją…najważniejsze więc byśmy żyły w zgodzie ze sobą i poddawały się presji, jaką stwarzają nam inni! bo… jesteśmy wyjątkowe i nic na to nie poradzimy! 😀

          • ~Czerwona pisze:

            Hehe, to powinno być nasze nowe motto, to ostatnie zdanie 😉 Ale tak serio, to wychowanie mnie w poczuciu beznadziejności skutkuje tym, że ja nawet nie wiem sama, jaką mam wybrać drogę, bo na każdej wynajduję problemów bez liku… Nawet głupia praca na kasie zdaje się mnie przerażać. To się już chyba kwalifikuje do leczenia… 😉

          • ~motylek pisze:

            to co idziem się leczyć? 😉 mnie potrzebna terapia od zaraz 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Ja najpierw muszę się wyleczyć z kaszlu, ale owszem, inne części ciała też chętnie skorzystają z pomocy – byleby nie kosztowało zbyt dużo 😉 A znając metody psychologów, kosztowałoby sporo, nie tylko materialnie :/ Ale Ciebie Śliczny wyleczy na pewno ze wszystkiego, do niego się złgoś, mówię Ci 😉

          • ~motylek pisze:

            zwrócę się, bez obaw 😉 choć z drugiej strony to trochę na niego jestem zła za to, co mi zrobił 😉

          • Czerwona pisze:

            Nie złość się, złość piękności szkodzi 😉 No chyba że się jest wiedźmą (wiec mi wolno) 😉 Ech, też bym chciała się tak na kogoś „pozłościć”…

          • ~motylek pisze:

            taaa ja czuję, że zaraz będę płakać i użalać się nad sobą i wypisywać smutne posty o tym, że mnie nikt nie kocha… a póki co mraaau 😉

          • ~motylek pisze:

            właściwie to już mogę zacząć… Booooooże nawet płakać nie mogę…

          • ~Czerwona pisze:

            Panikara :) Ale wiem, wiem, jak to jest… Posłuchaj sobie z mojej ramki pod zdjęciem „Dzisiaj zatracam się w:” – Freestylers, to Ci powinno dodać bojowego ducha :)

  5. ~ShyJa pisze:

    tak tak, ja to znam… miotac sie czy isc prosto? olac czy sie przylozyc? eee, samo sie ulozy… albo nie! wezme sie za to! no dobra, ale dzis mi sie nie chce, zaczne od jutra… 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Tak, na zasadzie „chciałabym a boję się”… Czyli im bliżej realizacji planu, na którym nam zależy, tym mniej nam się chce, bo taki stres, bo trzeba się wysilić, bo może się nie udać, bo może to wszystko w sumie niepotrzebne, bo teraz jest tak naprawdę jednak ok, chociaż poprzedniego dnia jęczeliśmy, co za beznadzieja… etc… I tak mnie to wkurza w sobie, a nie mogę z tym nic zrobić!

      • ~ShyJa pisze:

        trzeba wyluzowac! zawsze jak sie wkurzam na siebie i zaczynam miec chore oczekiwania, mowie sobie stop! to rzecz nabyta. wszyscy naokolo maja oczekiwania, ja oczekiwaniom mowie to magiczne slowo stop! i wbrew pozorom to dziala, nagle czuje sie tak odprezona i nie zmuszana do niczego, ze samej mi sie zachciewa zrobic to i tamto. im mniej sie staram cos robic, tym wiecej robie!

        • ~Czerwona pisze:

          Ja się ostatnio zaczęłam buntować i gdy ktoś mi wytyka, że robię to czy tamto za psie grosze np., to stwierdzam, że to moja sprawa. Zwłaszcza że gdyby nie te psie grosze, to nie pojechałabym np. do Grecji czy Anglii. Ale boli, boli, bo wiem, że się staram na tyle, na ile mogę czy chcę, a ludzie i tak zawsze znajdą coś, co zrobi ze mnie nieudacznika… Czy pragnienie spokoju duszy to nieudacznictwo? Ech…

          • monia.londyn@onet.eu pisze:

            jak spiewal malenczuk- jesli chcesz zmienic ten swiat, to zacznij od siebie! to powinnas im wszystkim powiedziec i niech sie odchrzania. kazdy z nas moze zrobic z wlasnym zyciem to, co chce, lacznie ze ze zmarnowaniem go- tak ktos inny madry powiedzial, a nie pamietam kto, ale bardzo mi sie to spodobalo:)

          • Czerwona pisze:

            Życie wg czyichś oczekiwań też jest niczym innym niż marnowaniem go… Tylko jak to jest, że w sumie takiemu głupstwu nie potrafię się przeciwstawić? Przecież wystarczyłoby naprawdę żyć po swojemu, mimo wszystko. Dlaczego tak to na mnie działa, że aż zaczynam ich głupie osądy traktować jak prawdę, jak swoje własne zdanie… Kurna!

          • monia.londyn@onet.eu pisze:

            Ty sie kochana wyprowadzisz od starszych, to wiele rzeczy sie zmieni. zaczniesz sie sama utrzymywac- jak dasz rade oczywiscie w tej glupiej polsce, to jeszcze wiecej sie zmieni. wtedy jest znacznie latwiej olac to, co mowia inni! Podoba mi sie twoja dzisiejsza lista zatracen- wczesniej tego nie zauwazylam:) i haslo przewodnie wieczoru tez:)))

          • ~Czerwona pisze:

            Hihi, wiedziałam, że się spodoba 😉 Postaram się dodać coś nowego w muzyczce, ale najpierw muszę sama przesłuchać 😉 Tak, też myślę, że dużo napięć minie, gdy wyprowadzę się z domu. Wtedy mniej mnie będą mogli kontrolować itd… Tylko właśnie pozostaje kwestia kasy – czy dam radę… No nic, zobaczymy, ale oby się udało… Chociaż na jakiś czas, żebym przynajmniej zobaczyła, czy potrafię tak sobie sama mieszkać i czy chcę…

  6. ~Zadra pisze:

    Filozof – stwierdziłem krótko, bo żeńska odmiana tego słowa brzmi wyjątkowo głupio…

    • ~Czerwona pisze:

      W sumie żeńska wersja biologa też brzmi głupkowato, więc… Może być filozof :) Filozof-biolog. A wiesz, że jest taki przedmiot, jak filozofia przyrody? Pamiętam, że na zajęciach bardzo dobrze mi się spało… 😉

      • ~brasil pisze:

        oj mi tez się na tym spało cudnie, choć u nas to się trochę inaczej nazywało ;]

        • ~Czerwona pisze:

          Mi się wtedy śniło nawet coś fajnego, tylko nie pamiętam co 😉 A jaką mądrą pracę spłodziłam, normalnie zbiłam w jedność wszystkie teorie, chociaż na Chiny nie wiedziałam, co na tych zajęciach się działo i z czego tę pracę pisać 😉 Jak się u Was zwało?

          • ~brasil pisze:

            u nas to się zwało filozofia z elementami metodologii i cały czas o Darwinie nawijaliśmy… znaczy sie psor nawijał… o można było nawet prace jakieś płodzić, ale mi się tam nie chciało…

          • Czerwona pisze:

            U nas nie wiem, o czym mówił… Darwina nigdy nie wyłowiłam z jego potoku słów, ale w sumie to za daleko byłam, żeby usłyszeć, więc… 😉 Ale jak to Ci się nie chciało? To na uniwerku może się nie chcieć? No proszę, a ja słyszałam, że Wy tacy ambitni… :)

          • ~brasil pisze:

            my mamy zawsze bardzo ambitne fochy i to dlatego ;)) a dlaczego ty wszystko masz popieprzone? czarnym pieprzem? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Czarnym jak smoła 😉 Nie wiem, dlaczego, może dom jakiś zapowietrzony czy coś…

          • ~brasil pisze:

            może to nie pieprz, tylko tlenek węgla? uciekaj!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Może wąglik od razu? Tfuuuu!

          • ~brasil pisze:

            ale w takich ilościach???? o jacie! ktoś musi Cię bardzo nie lubić… ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Życie mnie nie lubi ;P I gardło…

          • ~brasil pisze:

            głębokie… gardło 😉

          • ~Czerwona pisze:

            No i znowu ten pornol, no! 😉

  7. ~Mela pisze:

    Nie ma się co oszukiwać;otoczenie ma na nas ogromny wpływ,potrafi przesłonić czy raczej stłamsić największe pragnienie.Ma wpływ,bo nie żyjemy sami,tylko pośród tłumu.Co do celu,myślę,że dobrze mieć jeden jasno sprecyzowany,główny i nadrzędny cel,a po drodze realizować te mniejsze,nie mniej ważne.

    • ~Czerwona pisze:

      Też myślę, że dobrze, ale sęk w tym, aby ludzi, którzy go nie mają, nie uważać od razu jako niepełnosprawnych życiowo… Otoczenie zaś wymusza na nas posiadanie go teraz, zaraz – bo inni już wiedzą, co będą robić…

      • ~Mela pisze:

        Nie warto się przejmować tym,co inni robią,mają,myślą…Nasz cel jest nasz,zależy od nas i my sami musimy go odszukać i go zrealizować.Przyjdzie pora,to go znajdziesz :) Miłego dnia:)

        • Czerwona pisze:

          Że nie warto, to ja wiem… Tylko jeszcze bym musiała to wytłumaczyć mojemu rozumowi, tak raz na zawsze… Ach, jakże bym chciała się nie przejmować! Powinnam chyba zacząć ćwiczyć jogę czy coś w tym rodzaju, może by pomogło 😉

  8. ~Ania S. pisze:

    Obojętnie, jakich wyborów byśmy nie podejmowali nie uciekniemy od przeznaczenia… Nasz los i tak zapisał ten na górze…Pozdrawiam.

    • ~Czerwona pisze:

      Hm, ja jakoś nie wierzę w przeznaczenie, wolę wierzyć w przypadek i w to, że obojętnie jaka droga, zawsze zaprowadzi nas do czegoś dobrego… Może zresztą w pewnym sensie i jest to coś odgórnie ustalone… Pozdrawiam :)

  9. ~w-i-a-r-a pisze:

    Kochanie, pisz po ludzku!! sensem życia jest jego szukanie i na tym kończy się dyskusja ze mną na ten temat 😉 a poza tym porzuć filozofię, zobacz wiosna jest! filozofią zajmiesz się jesienią 😉

    • Czerwona pisze:

      Mam w du.pie taką wiosnę, z chorobą, z dołem, z zepsutym telefonem… A ja o sens życia nie pytałam, tylko o cel, którego zresztą nie mam i to jest wielki ból… :(

      • ~w-i-a-r-a pisze:

        Kicia! a kto ten cel ma? pokaż mi chociaż jedną osobę, która ma i go realizuje w takich stopniu w jakim to sobie wymarzyła… czyżby PMS się zaczynał?

        • Czerwona pisze:

          No ok, ale wiesz, niektórzy może i nie dochodzą do celu, lecz przynajmniej mają kasę i nie muszą się wstydzić, że niczego nie osiągnęli… A czym ja się mogę pochwalić? I najgorsze, że nie umiem się zabrać za zmienianie tego. Grrr. Właśnie nie wiem, czy to PMS, trochę za wcześnie na niego… Chyba po prostu przez tę głupią chorobę…

          • ~w-i-a-r-a pisze:

            jedyne co mogę do Ciebie zrobić w tych chwilach, to mocno przytulić, bo niestety nie umiem pocieszać… ale wierzę, że tuż za rogiem czekają na Ciebie same miłe niespodzianki :) uwierz w nie! buziaki mój największy skarbie. Dobrze, że jesteś…

          • ~Czerwona pisze:

            No i właśnie tego ostatniego zdania mi było trzeba… Bo to ono jest najlepszym pocieszenie, gdy wszystko inne zawodzi. Dzięki kochanie :*:*:*

  10. ~przekora pisze:

    czyli teraz jestes na drodze w poszukiwaiu sensu ukrytego tak?Hm… Powodzenia bo potrzebne jest…Ps. pracuje nad klepanka;))

    • Czerwona pisze:

      Nie, nie sensu, tylko celu, który powinnam znaleźć już dawno, a który się nie chce objawić, swołocz jedna… Płódź, płódź, się przyda…

  11. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    generalnie sam sens nie ma sensu, lepiej chyba kierować się intuicją, sens wymaga analizowania alepiej dziać instynkownie 😛

  12. beata_owca@poczta.onet.pl pisze:

    zakręciłaś;D

  13. ~anuśśś pisze:

    ktoś pisał mi ostatnio, że żyje się z ciekawości…, nie wiem czy cel jest ważnym wyznacznikiem życia, tyle razy swoje własne traciłam z oczu, tyle razy myślałam, że nie mam żadnego celu, by po chwili stanąc z nim twarzą w twarz…, ciągle spełniam oczekiwania innych, wszyscy to mamy, presja albo…, nie mam pojęcia co, ciężko jest być soba kiedy zewsząd atakują cię idealna wzorce, nie zawsze życiowo sprawdzone;)

    • ~Czerwona pisze:

      Ja pisałam, w mądrości buddyjskiej 😉 No właśnie, gdyby nie te oczekiwania, to by człowiek nawet się nie dziwił, że nie ma jeszcze ścieżki… Wszystko się rozbija o porównania z innymi ludźmi, które z natury rzeczy są zniekształcone, bo to, czego nie mamy, jest zwykle przez nas idealizowane… Dziwne to wszystko.

  14. golden_eyes@vp.pl pisze:

    Życie to wieczne dokonywanie wyborów. Ciągnie się w nieskończoność. Częściowo potrzebujemy struktury, jasno sprecyzowanych celów. Z drugiej strony potrzebujemy szeroko pojętej wolności wyboru. Nasze priorytety mogą zmieniać się z dnia na dzień, z minuty na minutę. Ale czy to rzeczywiście oznacza brak pomysłu na życie i miotanie się w chaosie własnych niesprecyzowanych pragnień?Little Witch

    • ~Czerwona pisze:

      To zależy, bo gdy ma się cel na dziś i chce się go naprawdę realizować – ok. Ale gdy się nawet na dziś nie ma celu, gdy się nie wie, czego się chce, chociażby tak trochę, albo gdy się ciągle boi cokolwiek zaczynać, to już się robi problem… No i teraz dopiero zakręciłam 😉 Pozdrawiam!

      • golden_eyes@vp.pl pisze:

        Tak, permanentny brak celu jest szkodliwy. Ja pisałam o permanentnym zmienianiu priorytetów, co wcale szkodliwe być nie musi :)Pozdr.Little Witch

        • ~Czerwona pisze:

          A tak, w zmienianiu celu nie ma nic złego (na ogół)… Wręcz jest to absolutnie normalne, bo gdybyśmy celu nie zmieniali, to by znaczyło, że nie dojrzewamy. Gorzej, gdy mam jakiś cel, ale boję się drogi, która by mnie ewentualnie mogła do niego zaprowadzić. Ironia losu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *