Meta

Vol.2 (dałam czadu, co nie? ;)):

6. Ponieważ pogoda sprzyjała już drugi dzień (szok normalnie), przyszła pora na Akropol. Cóż rzec – cudowne miejsce. Pełne jakiejś nieznanej energii, magii, jakby bogowie faktycznie tam byli, szepcząc cicho i napełniając swoim duchem każdą budowlę, ba! każdą kolumienkę… Niewiarygodne, że kiedyś potrafiono zbudować coś tak wielkiego, tak wspaniale ozdobionego i – jakby nie było – trwałego. Wszystko jasne, optymistyczne, przywodzące na myśl zabawy, wino, owoce i kunsztowne, delikatne szaty oraz biżuterię i greckie koki u kobiet… I te pięknie wyrzeźbione męskie ciała z imponującymi…
Eee. Ten tego, o czym to ja…
Akropol widnieje na wzniesieniu, zatem panorama rozciąga się imponująca. Jednak to i tak nic w porównaniu z Likavitos. Jest to jedno z najwyższych wzniesień Aten, na szczycie którego znajduje się bardzo sympatyczna, bieluteńka jak śnieg kapliczka św. Jerzego; no i oczywiście mamy tam nieprzeciętny widok – nie dość, że na całe miasto i pobliskie góry, to jeszcze i na morze… Aczkolwiek to tylko zwieńczenie dzieła, owo bowiem zaczyna się już u stóp Likavitos. Wchodzi się tam typową grecką uliczką, po tysiącu schodów, wokół których ciągną się domy upiększone hojnie bujną roślinnością, zwisającą z balkoników i parapetów, rosnącą w donicach wystawionych bezpośrednio na ulicy i będącą schronieniem wszystkich okolicznych kotów, które udają, że nic je nie obchodzi, chociaż zdradza je zaciekawienie w oczach i końcu ogona… Skowyt szczęścia biologa wzmaga się wraz z przedostaniem na właściwą dróżkę – wymienię tylko, ponieważ na samą myśl czuję się opętana… No to tak: agawy (kwitnące!!!), opuncje (z owocami!!!), wilczomlecze (metrowe!!!), drzewka, trawki, rojniki, rozmaite sukulenty, normalnie nic tylko skalniak zakładać… Oszalałam im tam i siłą mnie trzeba było wlec dalej, bo piszczałam z uciechy nad wszystkim, co zielone i usiłowałam wyrywać pół na sadzonki. Powinnam grać w reklamach albo prowadzić warsztaty, jak się zachwycać życiem, krocie bym zarabiała…

7. Wstałyśmy o 5 rano, żeby zdążyć na autobus do Delf. Jakimś cudem dotarłyśmy, ale nie wiedziałyśmy, w który wsiąść, ponieważ docelowo żaden nie jechał do tychże, a rozkładu szczegółowego nie było. Przy czym tak samo niezorientowany był cały peron – może dlatego, że pasażerów tworzył duży zastęp Włochów i Azjatów. Weszłyśmy zatem do tego busa, który podjechał pierwszy, i spytałyśmy kierowcę, czy jedzie tam i tam. Ten ni dudu nie rozumiał po angielsku, ale nazwę miasta pojął, zatem domyślił się i reszty, i odrzekł: „Ne”. Wytrzeszczyłyśmy oczy, powtarzając z mixem zdumienia i obrzydzenia: „Ne????”, bo w sumie nie takiej odpowiedzi się spodziewałyśmy; na szczęście koleżance w porę się przypomniało, że Grecy mają wszystko na odwrót, więc „ne” oznacza „tak”, a nie „nie”…
Delfy były CUDOWNE!!!!!!!!!!!!!! Niezwykłe widoki po drodze, coraz wyższe góry, napawające nieco przerażeniem, gdy przewalały się po nich ołowianoczarne chmury i leżała gruba warstwa śniegu, lecz po wyjściu słońca cudownie roześmiane i unoszące w powietrze swoim pięknem… Do tego nawet dobrze zachowane pozostałości budowli oraz oczywiście wspaniała roślinność – z przewagą cyprysików o nadnaturalnej grubości pniach i czegoś żółto kwitnącego z rodziny Brassicaceae…
(… musiałam ;))
Powrót był równie interesujący, ponieważ zaczął sypać ten sławetny śnieg i jechaliśmy 30km/h. I dzięki Bogu! Tyle tam było zakrętów tuż koło przepaści, że przy większej prędkości i zdrowaśki by nie pomogły. No i przy okazji można było zdjęcia robić 😉
W domu zaś zastałyśmy Włocha (tzw. Pana Ładnego), który chadzał sobie w samym ręczniku dookoła strategicznej części ciała, był wysoki, szczupły, ciemny, z cudnym torsem i prezerwatywą w kosmetyczce, już pierwszego dnia zleciał z kibla, bo żadna z nas z premedytacją go nie poinformowała, że sedes lubi się poruszać, bebłał po angielsku, no i mogłyśmy go obgadywać, siedząc z nim przy jednym stole, ponieważ rozumiał po naszemu zapewne tylko jedno, bardzo popularne słowo. Wiecie, jakie, prawda?
(Chociaż E. potem zeznała, że on chyba jednak rozumiał więcej, gdyż przez cały pobyt krytykowałam jego za długie moim zdaniem włosy, i podobno po moim wyjeździe je ściął… Ekhm.)

8. Padał śnieg ;P A ja główkowałam, jak tu się uchować pomiędzy dwiema rzężącymi gruźliczkami, w które zamieniły się do tej pory całkiem normalne koleżanki…

9. Było piękne słońce i wszystko się topiło, więc łaziłyśmy po mieście w strużkach wody pokrywającej lód, a przed Lidlem rechotałyśmy razem z pięknym Grekiem ze wspólnej niedoli. Etc.

10. Komp koleżanki nie chciał się zamknąć 3h i nic nie można było z tym zrobić, bo odłączenie od prądu skutkowało przejściem na tryb baterii, więc cud istny, że chociaż troszkę pospałam przy tym szumie. I to pospałam tak mocno, iż nawet nie poczułam trzęsienia ziemi, które ruszyło nasze łóżka podobno całkiem nieźle (widocznie jestem już tak przyzwyczajona do spania w środkach publicznego transportu, że tego typu ukołysanie potraktowałam jak ululanie do snu). A wcześnie rano znowu pobudka – na autobus, ten z pieskiem, a co za tym idzie na (imponujące zresztą i świetnie zorganizowane) lotnisko, otoczone w oddali ośnieżonymi górami… I ten żal, że to już koniec, że czas pożegnania… Dobrze chociaż, iż lot był wspaniały – widziałam i morze, i wyspy górzyste i zupełnie dziewicze, i białe Alpy, i cudowne, wydawałoby się – miękkie jak puch chmurki…
A potem już tylko PKP, bez komentarza.

I to byłby koniec mej opowieści, mego powrotu w krainę daleką, a jakże bliską. Życzę Wam wielu podobnych wrażeń – warto!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

89 odpowiedzi na „Meta

  1. Czerwona pisze:

    BNN, a ja idę pracować i kaszleć :) Znaczy :(

    • ~brasil pisze:

      o tak, zaszalałaś 😉 no nie bój się napisać: z imponującymi członkami… ciała 😉 i w ogóle jakoś ten post jest wybitnie szczytujący (no bo o górach dużo 😉

      • ~Czerwona pisze:

        Wiem, jakoś mi się te góry na pierwszy plan wybiły 😀 Ale co Wam tak w pamięć te imponujące zapadły, to tylko wyobrażenie było!!! Tak naprawdę rzeźby w większości miały małe… Ekhm, już nic więcej nie powiem 😉

        • ~brasil pisze:

          no powiedz to, śmiało, tu nikt nie gryzie ( a szkoda ^^), i raz, dwa trzy: członki 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Nie no, aż tylu te biedne rzeźby nie miały, bez przesady… Trzy członki, jeju, to gorzej niż gdyby mieć 2 głowy… Zresztą w większości i tak były urwane – trauma normalnie, dlatego musiałam sobie wyobrazić… Ale ja się do niczego nie przyznam tak fokle, o nie!

          • ~brasil pisze:

            a do czego chcesz sie przyznawać? czyżbyś to Ty urwała? no tak! kolekcjonujesz męskie członki! o Ty bestio! 😉 heh, w sumie się nie dziwie, że akurat takie posągowe, przynajmniej są cały czas sztywne ;)))

          • ~Czerwona pisze:

            No i się wydało… Ale to wszystko dlatego, że one mi tak do ręki pasujowały… Bo w gruncie rzeczy starożytnym i tak żadna różnica – wiesz, jakie one były nieproporcjonalne w stosunku… yyy… w stosunku do 😉 reszty? Udo wielkie jak u bawołu, a członeczek taki tyci tyci… W dodatku się urywały tak, że zostawała dziurka, jakby miejsce na zaczepienie nowego 😀 Więc skoro ktoś przewidział, że im się pourywa, to jak miałam nie brać? Nie no, tak na serio, to niczego nie przemycałam, wszystko zostało w Grecji, naprawdę 😉

          • ~brasil pisze:

            łał, ja zwsze wiedziałam, że faceci mają ukrytą dziurkę a penisy służą nie tyle do zapładniania co do ukrywania tej dziurki 😉 mmm, to znaczy, że łup zostawiłaś w Grecji? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, o Wszechwiedząca, swój łup zostawiłam, jednakże za innych nie ręczę, tacy geje np. mogli być bardziej zachłanni… 😉 Ale wiesz, dla mnie nieważne, do czego tak naprawdę służą facetom członki – grunt, że są i nam się przydają :)

          • ~brasil pisze:

            no wiadomo, wszak to my jestesmy pępkiem świata a one zostały na pewno stworzone po to, aby nam dogadzać ;]

          • ~Czerwona pisze:

            No a po cóż został stworzony facet w ogóle? Żeby dawać przyjemność i spełniać nasze kaprysy… Szkoda tylko, że jego rola z biegiem lat wyewoluowała i jest jak jest… 😉

          • ~brasil pisze:

            e tam, niektórzy w ogóle nie ulegli ewolucji… 😉 chol.era nie wiem czy już pisałąm, ale u Akunina wyczytałam, że mężczyzna jest niedoskonałym pierwowzorem człowieka a kobieta jest tworem ostatecznym, doskonałym 😉

          • ~Czerwona pisze:

            No pewnie, wszak wiadomo, że nawet Bóg musiał zaczynać od zera… 😀 Zresztą to i tak nieźle, co by było, gdyby od minusów zaczynał…

          • ~brasil pisze:

            gdyby zaczął od minusów oznaczałoby, że zaczął od mojego eks ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Och, to mu pojechałaś… A wiesz co, właśnie sobie pomyślałam o takim jednym, w którym się kiedyś kochałam, i sama sobie nie wierzę, że w ogóle mógł mi się podobać, pajac jeden… Jakie to wszystko jest dziwne.

          • ~brasil pisze:

            podobno ciągnie swój do swego ;))))))

          • ~Czerwona pisze:

            Kiedy właśnie mnie już odciągnęło ;P

          • ~brasil pisze:

            no mnie też już odciągnęło, ale na początku nas pociągnęło 😉

          • ~Czerwona pisze:

            E tam, plus i minus… 😉 (Chociaż udowodniłam, że nie o to w tym chodzi, ale cii ;))

    • ~Nabu pisze:

      Łączę się z Tobą w kaszlu ;). Mmm… Włoch! 😉

      • ~Czerwona pisze:

        No, faaaajny był… Chociaż trochę wkurzający, np. kiedy włączył nam ogrzewanie (diabelnie drogie), bo mu było zimno. Też by mi było zimno, gdybym w największej zimie łaziła po nieogrzewanym domu w krótkim rękawku albo półnago… No ale przynajmniej przyjemnie było wejść po nim do łazienki – miał fajne perfumy :)

        • ~Nabu pisze:

          Nie mówiąc już o tym, że mogłyście sobie popatrzeć na krajobrazy męskiego ciała ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Gdyby tak jeszcze pozwolił mi się na sobie pouczyć np. anatomii czy fizjologii… ale trudno, nie można mieć wszystkiego, dobre i to 😉

          • ~Nabu pisze:

            No szkoda, że nie pozwolił. Ale trudno się mówi i szuka się innego Włocha ;).

          • Czerwona pisze:

            Ale z nas patriotki, nawet nie udajemy, że wspieramy biznes rodaków… 😉

          • ~Nabu pisze:

            Aaa tam, mnie do patriotyzmu bardzo daleko ;). Poza tym biznes Włoski jest o niebo lepszy od naszego rodzimego. Przynajmniej pod tym względem ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Sprawdzałaś???? Bo „mój” Włoch niestety tę prezerwatywę miał taką jedną luzem i nie było na niej napisane, jaka to… Ale z rodakami chyba w tej materii akurat też nie jest źle, czasem tylko technika szwankuje, jednak to się da naprawić… 😉

          • ~Nabu pisze:

            Aż tak dogłębnie włoskiego przemysłu nie sprawdzałam ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Kurcze, ja greckiego też nie, nawet wibratora sobie stamtąd na pamiątkę nie przywiozłam… Ale za to dwie torebki – niezły zamiennik, no nie? :)

          • ~Nabu pisze:

            No pewnie! W sumie torebki są nawet praktyczniejsze. I nie narobią Ci obciachu na lotnisku w razie sprawdzania bagażu ;).

          • ~Czerwona pisze:

            No właśnie! Chociaż mnie obciach zwykle robią podpaski zapasowe wychylające się z torebek, raz nawet jedna mi wypadła na chodnik na przejściu dla pieszych 😉 Ale to było dawno i nieprawda – tak czy inaczej niezła konkluzja: lepsza torebka niż członek 😀 (Aczkolwiek tak w domowych pieleszach mógłby być…)

          • Nabu pisze:

            Haha. Dlatego ja wszystkie tego typu rzeczy (podpaski, tampony, wkładki) chowam do zasuwanych kieszonek ;). Nie no wiesz, z tą konkluzją to zależy gdzie właśnie. Bo członek to tylko w niektórych sytuacjach jest przydatny. A torebka zawsze i wszędzie ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Wiesz, ta moja nowa torebka jest tak mała, że nawet portfel mi się w niej nie mieści, żadnej kieszonki zasuwanej, więc jak wzięłam ją na imprezę, to się modliłam, żeby nikt nie chciał ode mnie dowodu, bo wszystko, co nie dla oka, fruwało na wierzchu 😉 Aczkolwiek gdyby nawet wyleciało, to pewnie i tak bym się nie przejęła, raczej uśmiała, bo mam już zwis, w końcu to naturalne sprawy :)

          • Nabu pisze:

            Haha. Ja nie potrafię funkcjonować z małymi torebkami. Moje wszystkie są wielkie i zawsze straszny w nich bałagan ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Ja też, to jest pierwsza od wieków taka maleńka – ale czasem takowe są potrzebne, no bo na eleganckie wyjścia nie wezmę wielkiego wora… :) W dodatku jest tak śliczna, że nawet gdyby nie była potrzebna, to bym ją kupiła 😉

  2. ~anuśśś pisze:

    męskie ciała z imponującymi…? dłońmi? łokćmi? czy co masz na myśli? he he he;) ale podróż udała ci się wyśmienicie, mimo śniegu, który i tak był nie lada atrakcją i trzęsienia ziemi, którego nie zauważyłaś…, no i te rośliny… nie mam pojęcia o czym piszesz, a mam! widziałam na zdjęciach;) szkoda, że się skończyło co?

    • ~Czerwona pisze:

      Szkoda, szkoda… Dlatego nie mogłabym dłużej mieszkać w obcym miejscu – bo by mi było i żal potwornie wracać, i bym tęskniła za domem. Już teraz miałam rozdarcie, po 10 dniach… A męskie ciała – z tym, co mają najbardziej imponujące, zostawiam możliwość dowolnej interpretacji 😉 Roślinki zaś zawsze może przegooglować :) Szykuj kasę, kochana, i jedź sama zobaczyć!!!!

      • genever@op.pl pisze:

        ciułam se ciułam;) pewnie kiedyś pojadę, zobaczę i też się zachwycę;)

        • ~Czerwona pisze:

          Byleby nie w lutym, to najgorszy miesiąc 😉 Najlepiej w październiku! Ciepło, tanio itd… Ja sobie teraz wymyśliłam Szwajcarię, ewentualnie Turcję i Szkocję, chociaż tak najbardziej bym chciała do Japonii… 😉

          • genever@op.pl pisze:

            mnie sie marzą Skandynawskie kraje, a przy okazji, Dania, Holandia Szkocja…., pomarzyć wolno mi zawsze! zobaczymy co na to zycie?

          • ~Czerwona pisze:

            Życiu trzeba trochę dopomóc… 😉

  3. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Zaintrygowaly mnie te meskie ciala z imponujacymi ten tego… ;-))

    • ~Czerwona pisze:

      Wiesz, na rzeźbach to oni mieli małe… Ale z małego można zawsze zrobić duże 😉 To była czysta wyobraźnia… 😀 Widzę jednak, że wszystkich akurat ona najbardziej zaintrygowała. Uch, na taki długi post…! ;))))

  4. ~M. pisze:

    Faktycznie, dałaś czadu. Nie jest źle, jak masz siłę tyle pisać. Dziękuję za ciekawe opisy Twojej Greckiej przygody. Jednocześnie wiedziony solidarnością męska muszę się w końcu odnieść do wielokrotnie pojawiającego się wątku tych biednych Greków… Nie odwołując się do argumentów fizjologiczno-anatomicznych, skomentuję te Wasze żarty tak: Nawet marmurowe męskie atrybuty w oczach giną, gdy do Grecji zawitała Czerwona z wielką zimą! ;-)Pozdrawiam weekendowo-rymowo!

    • ~Czerwona pisze:

      Po prawdzie to tekst był gotowy już przy okazji poprzedniego… Ale gdybym go puściła razem z tamtym, to by nikt nie przeczytał, zresztą wcale się nie dziwię – mnie by się też nie chciało 😉 Zaś co do atrybutów – no fakt, jak to się mówi – veni, vidi, vici 😀 Wszechpotężna jestem normalnie, takiej władzy nie oprą się nawet kamienne… yyy serca 😉 – powinnam się urodzić w starożytności i prowadzić wojowników do boju! (O dziwo nie mam gorączki, co by można wywnioskować po tym komentarzu, ale kaszel daje mi się we znaki, a głowa jest po prostu ołowiana. Ech, będzie fajny weekend, oj będzie…) Pozdrawiam obrońcę czci i dumy męskiej!

      • ~M. pisze:

        Nie doceniasz mnie. Ja bym przeczytał i trzy razy dłuższy tekst.Pozdrawiam poskromicielkę męskich….. serc!

        • ~Czerwona pisze:

          Przeczytać byś pewnie przeczytał, ale po drodze byś mnie chciał udusić… A ja na stratę czytelników narażać się nie będę – nie mówiąc o narażaniu własnej szyi 😉 Jednakowoż prawdę mówiąc kiedy napisałam, że to koniec, to mi się zaczęło przypominać coraz więcej ciekawostek… Może kiedyś wrócę do tematu, wszak blog jak papier – jest cierpliwy. Tymczasem chyba z rozpędu zacznę o Anglii, tak mi się spodobały te relacje podróżnicze! Hihi, no dobra, poczekam z tym trochę, żeby nie było, że kategorie mi się pomyliły ;)Pozdrawiam i doceniam, ależ absolutnie!!! I dziękuję :)

          • ~M. pisze:

            Udusić? Twoją niewątpliwie piękną, łabędzią, szyję? Do tego aktualnie obolałą, przez chore gardło. Nigdy! Za całego bloga i za to jaka jesteś mógłbym Cię w szyję…pocałować, tak aby przy okazji wywołać łaskotki! A drugi :-* z okazji niedawnego Dnia Kobiet! I to tyle na dzisiaj ode mnie, aby tu nie było tylko ciągle o Grekach i Włochach!Pozdrawiam na dobranoc!

          • ~Czerwona pisze:

            Jej, bo mi temperatura podskoczy… Flirciarz! 😉 Dziękuję pięknie, za całuski, życzenia, i ogólnie za całokształt. (No bo ja tak lubię być chwalona… ;)) Niestety tymczasem buziakiem się nie odwdzięczę, z wiadomych względów – bakterie nie śpią! Ale w zamian obiecuję się szybko wykurować i męczyć kolejnymi postami ;)Pozdrawiam w rozanieleniu!

          • ~M. pisze:

            😉 Już Wy kobiety wiecie jak wzbudzić zazdrość (Grecy, Włoch, itp.) Więc w końcu nie wytrzymałem i zareagowałem. Pierwsza wersja była bardziej…pobudzająca, ale postanowiłem nie szarżować. Tak czy inaczej-Teraz Polska!Pozdrawiam na zdrowie!

          • ~Czerwona pisze:

            Ach, rozumiem, to miało mi udowodnić, że Polak potrafi… No potrafi, potrafi, poddaję się… Zresztą przecież wiadomo, że patriotką jestem, no nie? Nie tykam krajów, które mają mniej niż połowę czerwieni we fladze. I fokle – nie ten język… 😉 Pozdrawiam uspokajająco!

  5. ~Mela pisze:

    Włoch w ręczniku,to dopiero widok;) Kobieto,Ty naprawdę przeżyłaś tam prawie wszystko-śniegi i trzęsienie ziemi,Włochów półnagich,urodzaj roślinności…-mieszanka niesamowita;)

    • ~Czerwona pisze:

      Jakoś tak wyszło… Ja do tego ręki nie przyłożyłam, samo się działo 😉 Bo w planach miałam po prostu zwiedzanie i tyle… Wiadomo jednak, co się dzieje z planami – rozśmieszają bogów (że tak z greckiego rzeknę), li jedynie. Ale przynajmniej było czym Was trochę pomęczyć :)

      • ~Mela pisze:

        Myślę,że to specjalnie na Twoją cześć było :) przyznaj się,co zrobiłaś,że zasłużyłaś :) I nam było bardzo miło to czytać,same ekstremy :)

        • Czerwona pisze:

          No właśnie nie wiem, nie grzeszyłam aż tak bardzo przecież… Tylko słownie, a to się nie liczy! Ech, widać tam u góry mają mnie w specjalnym poważaniu 😉 A to miło, że Wam było miło, bo już myślałam, że po tym poście mord jakiś zarządzicie… :)

          • ~Mela pisze:

            Dbają o Ciebie w wyjątkowy sposób,a przyczyny są znane tylko tajemniczym IM 😉 A co do postu,nie było tak źle,bardzo dobrze się czytało,chociaż jak zobaczyłam objętość to się przeraziłam 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Wiem, ja sama się przeraziłam, kiedy zobaczyłam, ile napłodziłam… Obiecuję rzadko ów wyczyn powtarzać 😉 A ci tajemniczy ONI chyba o mnie teraz zapomnieli, bo czuję się jak zwłoki… Ale ok, ok, już nie marudzę!

          • ~Mela pisze:

            Kuruj się i zdrowiej nam szybko :) Wiedziałam,że któryś z tych postów onet poleci,po prostu wiedziałam,gratulacje :)

          • ~Czerwona pisze:

            Dziękuję, ale wierzyłaś we mnie bardziej niż ja, bo myślałam, że oni polecają tylko w tej kategorii, do której się jest zapisanym… Chociaż skoro z męskich blogów robią „całkiem kobiece”… 😉 Aha, no i kuruję się, kuruję… Niestety na razie przegrywam, lecz to się niedługo zmieni, musi i nie ma innej opcji :)

          • ~Mela pisze:

            Ale Cię wzięło choróbsko paskudne no! tu wiosna idzie,a Ty biedna wirusa łyknęłaś 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Hm, no ja bym uważała z tą wiosną, we wtorek ma śnieg padać 😉 Ale tam wiosna to nic, gorzej, że mam koło w środę :(((((((

          • ~Mela pisze:

            Słyszam o tym śniegu,ale to chyba żarty były,ja się na to nie zgadzam ;)Jeszcze koła macie,na V roku??Chora jesteś-nie możesz się uczyć,przemęczać,stresować-więc nie możesz pisać :)

          • ~Czerwona pisze:

            Ano mamy, mamy, ja nie to co brasil, która się może lenić w domu 😉 A na końcu jeszcze 2 examy, fajnie, nie? I niestety – co się odwlecze, to nie uciecze, a w kupie raźniej, dlatego wolałabym jednak teraz napisać, ech… Wredne choróbsko!

  6. ~motylek pisze:

    ja mam tylko jedno pytanie… dlaczego mnie ze sobą nie zabrałaś???!!!! buuuuu ;(

    • ~Czerwona pisze:

      Kiedy ja naprawdę myślałam, że to będzie NORMALNA wycieczka… Na normalnej pewnie by nie było tylu wrażeń 😉 Ale ok, następnym razem się poprawię – no chyba że już nie będziesz chciała wyjeżdżać (Śliczny i te jego sprawy… ;)) 😀

      • ~motylek pisze:

        chętnie wyjadę 😉 może spa? porzucamy się błotkiem 😉 a Śliczny… echhhh… nie wiem, czy go nie zamienię na lepszy(?) model 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Och, jakaś Ty zmienna, biedak pewnie już do Ciebie wzdycha, a Ty na lepszy model… 😉 I dobrze!!!! 😀 A błotkiem bardzo chętnie się porzucam, wszak to samo zdrowie, więc dopóki nie dostanę nim w oko, to będę zachwycona :) Tylko najpierw bym się musiała wykurować, bo choroba mi nie chce odpuścić :(

          • ~motylek pisze:

            wypij z 10 Actimeli- powinno pomóc 😉 błotko błotka, fajna sprawa 😉 lepszy model jest naprawdę lepszy, ale Śliczny mi się podooooobaa 😉 chyba zacznę gustować w trójkątach 😀

          • ~Czerwona pisze:

            No to też jest jakieś wyjście z sytuacji… 😉 A Actimel już nie zadziała, mi potrzeba antybiotyków… :(

  7. ~ciemna-masa pisze:

    matko dziewczyno tak siedziałam, czytałam, tak poczułam to ciepło, upał poczułam…. wyszłam z rozpędu na balkon w piżamie i omal nie skończyłam jak mrożonka :)

  8. monia.londyn@onet.eu pisze:

    normalnie wydaje mi sie, ze ty tam cale wieki bylas, moja droga!a jak nastepnym razem laptop ci bedzie szumial, to wyciagnij baterie! na mojego tylko to dziala jak sie zawiesi…

    • ~Czerwona pisze:

      My właśnie nie wiedziałyśmy, czy można, bo to był nowy laptop, a żadna z nas z takim sprzętem nieobeznana… Ok, będę pamiętać na przyszłość :) No właśnie, jak to pisałam, to też mi się zdawało, że wieki… A tak naprawdę przeleciało jak z bicza strzelił – jak wszystko, co dobre.

      • monia.londyn@onet.eu pisze:

        oj, wiem, wiem jak to jest! za to w pamieci dluuugo zostaje:)))

        • ~Czerwona pisze:

          Oj tak… Ale pamięć bywa ulotna – dlatego wolałam to wszystko napisać, by w razie czego blog mnie poratował :)

      • ~M. pisze:

        Tym razem będzie technicznie-potwierdzam poradę koleżanki-na upartego laptopa pomaga wyciągnięcie baterii. Można najpierw jeszcze przytrzymać kilka-kilkanaście sekund włącznik-wyłącznik (Power), czasami się wyłączy, ale jak nie-bateria out. A od siebie dodam, że czasem uparciuch nie chce się też włączyć-o dziwo, wtedy też pomaga wyjęcie baterii (fachowo mówiąc-akumulatora) na kilkanaście sekund. Już kilka laptopów tak ożywiłem.Pozdrawiam energetycznie!

        • ~Czerwona pisze:

          A to całkiem jak ja robię ze swoim telefonem… Wredzizna czasem się zawiesza, na co pomaga tylko wyjęcie i włożenie baterii na nowo. Tak właśnie mi się zawiesił, kiedy wylądowałam w Grecji i czekałam na bagaż, a koleżanka, która miała po mnie wyjść, właśnie mi smsa wysłała i nawet go odczytać nie mogłam. Oj, to był stres… Dobrze, że się udało odblokować, bo akurat napisała, że się spóźni i bym tak sobie czekała na nią i doznawała skurczów żołądka na myśl, co się stało, że jej nie ma… Złośliwość rzeczy martwych! Pozdrawiam, absolutnie na żywo 😉

          • ~M. pisze:

            Tak, tak, telefonom też pomaga taki bateryjny reset. Nawet pagera kiedyś tak przywróciłem do życia. Coraz bardziej skomplikowane te urządzenia, a sposoby naprawy wręcz przedpotopowe ;-)Pozdrawiam technicznie!

          • ~Czerwona pisze:

            Przeczytałam „bakteryjny”… 😉 To pewnie przez to, że „potwór się we mnie wierci”, cytując Nosowską… A potworem tym zapewne całe kilo bakterii gratis :/ Masz rację, niby skomplikowane te urządzenia, a jak się naprawia, to zawsze najlepiej radykalnym sposobem – w łeb i po krzyku 😉 (Na uczelni mamy taką mocno wypasioną wirówkę, która chyba od 2 lat już stoi zepsuta, bo nie ma kasy na naprawę… Co myślisz, jak potraktuję ją młotkiem, to zadziała? :D)Pozdrawiam niszczycielsko! (właśnie sobie uświadomiłam, z jakich wyrazów składa się to słowo. „Niszczy” i „cielsko”. Hm, pasuje do mego stanu…)

          • ~M. pisze:

            Z doświadczenia wiem, że przyczyna awarii tej wirówki może być prozaiczna-włącznik, kabel, itp… Ale jak znam życie i tego typu instytucje „budżetowe”-prędzej w końcu kupią za X lat nową niż tą sprawdzą.Pozdrawiam technicznie!

          • ~Czerwona pisze:

            Moim zdaniem to pewnie nawet nie kupią, tylko nadal będą się zabijać o tę jedną… W ogóle prace mgr tam wykonane można o kant tyłka roztrzaskać, ale cóż. Odkrycia epokowego nie zamierzam czynić, więc przeżyję, chociaż wybieranie wyników w miarę zgodnych z oczekiwaniami jest procesem trudnym i stresującym… Oby statystyka uczyniła cuda 😉 (i tak doszłam od wirówki do statystyki, hmmm… ;))Pozdrawiam myślicielsko!

  9. Forever_Alone_ pisze:

    Coś mi się tu nie zgadza… Mówiłaś, że Ci grecy nie mają się czym pochwalić a na tych rzeźbach to widać, że takie biedactwa pokrzywdzone przez naturę… A teraz imponujące…? Hmmm urosły? :) Pozdrawiam

    • ~Czerwona pisze:

      W wyobraźni urosły! To była czysta fantazja, jak te koki i wino :) Chociaż wiesz, one były po prostu nieproporcjonalne, co nie znaczy, że w stosunku do nas nieodpowiednie 😉 Bo te rzeźby to tak ze 3 metry w górę miewają…

      • Forever_Alone_ pisze:

        Szkoda, że tylko fantazja :) To ciekawo ile to by było na taki wzrost trzymetrowy :)

        • ~Czerwona pisze:

          Na moje oko w każdym razie mieli za mało, a w tej kwestii akurat oko mam niezawodne 😉 Hm, teoretycznie powinno być dwa razy więcej niż normalnie, ale nie wiem, jak by się to wpasowało proporcjonalnie, by trzeba dokonać stosownych obliczeń 😉

          • Forever_Alone_ pisze:

            A widzisz to znaczy, ze tacy zdolni ci grecy nie byli skoro na proporcjach ciała się nie znali aż tak dobrze :) Jak wszystko proporcjonalne to wszystko powinno być :) A tu taką ważną rzecz pominęli :)

          • ~Czerwona pisze:

            A może po prostu skromni byli? Chociaż powinni myśleć perspektywicznie i zostawić coś dla potomnych – zgadzam się, to był duży (a raczej malutki, ale obfitujący w skutki ;)) błąd! No bo chyba nie przewidzieli, że i tak się wszystko pourywa, no nie? Swoją drogą dziwne, że archeolodzy potrafią znaleźć tylce rzeczy, a tych oberwanych członków nie… 😐

          • Forever_Alone_ pisze:

            No takie oderwany członek to by było coś…. Nic tylko w ramki oprawić i na ścianę powiesić… A gdyby pochodził z „żywego” eksponatu to tym bardziej :)

          • ~Czerwona pisze:

            E, z żywego nie, bo by śmierdział, trzeba by konserwować w formalinie, która też śmierdzi… Lepszy marmurowy 😀 Hihi, na ścianie, jak takie trofeum, coś a’la poroże… Rozmarzyłam się 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *