Na językach, czyli Grecja od kuchni

Ponieważ Czerwona aktualnie jest na głodzie, notka musi być o jedzeniu. Greckim, rzecz jasna :)

Grecy preferują zdrowe jedzonko. Być może wynika to z faktu, że jako gorący kraj nie potrzebują dodatkowej ilości tłuszczu, który by ich musiał ogrzać (to teoria osobista – niekoniecznie doświadczalnie sprawdzona, zważywszy „moją” pogodę)… Tak czy inaczej podstawą ich kuchni są warzywa i owoce. Także morza. Frutti di mare widuje się wszędzie, nawet w konserwach z Lidla (ciekawe, czy i u nas można dostać np. ośmiorniczki w sosie własnym, muszę sprawdzić); przede wszystkim jednak robią furorę na targu. Stragany z rybami, krewetkami i krabami występują w takiej masie jak buty w poznańskim centrum handlowym Panorama. Szał ciał i uprzęży. Jednak najwięcej można tam dostać zwykłych owoców, wśród których dominują pomarańcze, przecudnie wykładane z powtykanymi między nie listkami. Wyglądają wielce malowniczo, a ich walory, zwłaszcza smakowe, zdecydowanie podnosi fakt braku etylenu przyspieszającego dojrzewanie – przysięgam, nigdy w życiu nie jadłam lepszych pomarańczy, najzwyczajniej (a raczej najniezwyklej!) w świecie smakują słońcem…

Jeśli chodzi o potrawy, to z tradycyjnych rzeczy skonsumowałam w sumie tylko pitę. Właściwie nie powinnam mówić, że to tradycyjna potrawa, bo chyba nawet nie pochodzi z Grecji, poza tym pita to określenie teraz mocno nadużywane, gdyż pierwotnie była takim płaskim ciastem z sosem, natomiast dziś to po prostu potrawa a’la kebab, czyli mięso z surówką, zawijane w naleśnik. Ale co z tego, i tak smakuje egzotycznie! Przepyszne i zupełnie niedrogie.

Oczywiście królują też różne inne potrawy, ryba po grecku (po grecku, nie po polsku ;)), gyros, sałatki (jako specjalistka od sałatek jedną zrobiłam samodzielnie ;)); niestety w restauracjach, w których byłyśmy, jedynie pizza była opisana po angielsku, stąd miałyśmy okrojony wybór i pewne trudności, nie tylko zresztą z pokarmem. Ze względu na miłość do herbaty usilnie starałyśmy się spożywać ją do każdego jadła, co zwykle wymagało pewnych poświęceń ze strony naszych możliwości opisowych oraz synaps kelnerów. Dla nich bowiem słowo „tea” jest bez mała zagadką Sfinksa. A nawet jeśli znają owo, to i tak nie wiedzą, pod co je podpiąć. W ich umyśle przeskakuje na właściwy tor ewentualnie dopiero, gdy się zarzuci nazwą „Lipton” bądź w wyjątkowych przypadkach „Dilmah”. Przyczyna jest bardzo prosta – oni nie piją herbaty. A już na pewno nie na ciepło – podobnie jak kawę. Jeśli się chce w Grecji dostać ciepłą kawkę, to trzeba zaznaczyć, że ma być ciepła, inaczej przyniosą zimną. Za to żłopią wszelkie możliwe soki świata, łącznie z tymi procentowymi :) Wypada mega tanio, więc jeśli już naprawdę obsługa nie kojarzy, o co biega z tą herbatą, to lepiej zamówić wino i mieć z głowy lingwistyczne łamigłówki, bo może ono robić za taki tańszy rozgrzewający zamiennik. Tak, tańszy – gdyż za dzbanek półwytrawnego płaci się 3 euro, a za kubek herbatki – też 3 euro. Przynajmniej w Delfach, w drewnianej oszklonej knajpce nad przepaścią i z widokiem na góry i morze :)

No i na koniec, skoro już jesteśmy przy alkoholu, nadmienię tylko, że oczywiście z Grecji przywozi się ouzo i Metaxę; przy czym ja się wyłamałam i za wystarczającą pamiątkę uznałam lukumi – nie do picia, a do jedzenia, taka galaretka w cukrze pudrze. Pyszne i starcza na miesiąc, bo dziennie można tego zjeść max z 4 sztuki. Za słodkie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

125 odpowiedzi na „Na językach, czyli Grecja od kuchni

  1. Czerwona pisze:

    BNN, niech będzie 😉

    • ~nive pisze:

      Tych galaretek to ja nie cierpie, za slodkie stanowczo dla mnie :)Ale hmm tak teraz mysle ze jednak Grecja to kraj idealny dla mnie :]Toz ja sie zywie w 80% owocami i napajam sokami :) czasami z wstawka czasami bez no ale soki to soki :)Tylko tej herbatki szkoda, no ale zawsze zapas mozna zabrac ze soba :)

      • ~Czerwona pisze:

        Dokładnie, ja zabrałam i się opłaciło 😉 Ale lukumi jest dobre! Tak dla smaczku, rzecz jasna, zresztą są różne, np. takie z wiórkami kokosowymi… Te akurat były w 3 smakach – herbaciane, różane i jeszcze jakieś, smakujące zdechłą marchewką 😉 A co do owoców – ja osobiście wolę warzywa, ale pomarańcze były boooskie. Zresztą warzywka też kochają, w sałatkach i fokle… Fajne żarełko 😉

    • ~Nabu pisze:

      Nie znoszę owoców morza, ale ośmiorniczki uwielbiam jako jedyne :). I wcale bym nie narzekała, gdyby sprzedawali u nas takie zapuszkowane w sosie własnym ;). A takich pomarańczy też bym pojadła :). Pamiętam jak mama przywiozła z Maroka trochę takich pomarańczy dojrzewających na słoneczku… Och, to była jedna z lepszych rzeczy jakie jadłam w życiu!Zrobiłaś mi smaka na tą Grecję :P.

      • ~Czerwona pisze:

        O to chodziło 😉 Z owoców morza ja z kolei kocham krewetki, najlepiej te koktajlowe… Prawda, zapomniałam dodać – na straganach jest też zwykle z 30 rodzajów oliwek 😀 Które zresztą rosną sobie wzdłuż ulic jak mandarynki :) Wprawdzie nie lubię, ale widok był przedni :)

        • Nabu pisze:

          Jakoś mi te pomarańcze i oliwki nie pasują do śniegu na ulicach ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Im zapewne też śnieg nie pasował… Ale znosiły to dzielnie 😉 Mi zaś to by się nawet podobało, gdybym wiedziała, że następnego dnia będę mieć już ciepło i cudną pogodę… 😉

          • ~Nabu pisze:

            A w ogóle zażyłaś tam trochę ciepła? Czy sam śnieg i nic więcej?

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, dwa dni były naprawdę cieplutkie, z 18 stopni, nawet mi się buzia troszkę opaliła i wyszły piegi… 😉 Mówię Ci, miałam normalnie przekrój wszystkich możliwych pogód. Nawet grad leciał 😀

          • ~Nabu pisze:

            O matko, no to ciekawa ta Grecja ;). A już myślałam, że to u nas pogoda wariuje…

          • ~Czerwona pisze:

            Co Ty, ja przeżyłam trzęsienie ziemi 😀 Wprawdzie nic nie czułam, bo spałam, ale koleżanka mi mówiła, że w nocy nami trzęsło hihi 😉 A wiatry jakie… Aż miałam w tamtą stronę twarde lądowanie, bo takie były turbulencje i wichry, i ulewa… Oto i skutki tzw. efektu cieplarnianego.

          • ~Nabu pisze:

            O mamusiu. To już mi się Grecja nie podoba :P. Ale nie bujało Wami tak jak tym samolotem podczas Emmy?

          • ~Czerwona pisze:

            Aż tak to nie, ale trochę porzucało… Fajne to było! Trochę adrenalinki, wreszcie coś się działo 😀

          • ~Nabu pisze:

            W sumie to prawie jak roller coaster ;).

          • ~Czerwona pisze:

            Eee nie, na rollercoasterze bym się chyba bardziej bał… Tutaj przynajmniej się nie czuło pędu powietrza 😉

    • ~brasil pisze:

      no proszę jak ładnie ;)) galaretki ble… czyli że herbatki po góralsku u nich nie doświadczysz? e tam, to nie jadę 😉

      • ~Czerwona pisze:

        Galaretki ble??? A ktoś mi niedawno budyń wypominał ;P Tzn. owszem, galaretki ble, ale inne galaretki 😉 A herbatkę sobie możesz przecież sama zrobić 😉

        • ~brasil pisze:

          budyń ok, galaretki ble, nawet TE galaretki 😉 masz rację, w końcu ja robię najlepszą po góralsku na świecie ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Więc tym bardziej powinnaś tam jechać, żeby zaszczepić nową modę… Wróciłabyś bogata, ja Ci to mówię 😉 Ale najpierw zrób dla mnie 😀

          • ~brasil pisze:

            ja czuję, że Ty mnie wykorzystujesz… wczoraj grzane wino, dziś po góralsku… może jeszzce do łóżka przynieść? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Ja wykorzystuję? Ja tylko aluzjami zarzucam, a że sie sama podstawiasz i zgadzasz, to już nie moja wina 😉 A może być do łóżka, i jeszcze świece proszę mi zapalić!

          • ~brasil pisze:

            czekaj, mam taką dużą w domu, taką którą się święci w kościele z jakiejś tam okazji, może być taka? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Gromnica? Taka na chrzciny i inne takie? Może być, duże ponoć więcej mogą… 😉

          • ~brasil pisze:

            ale co mogą? o matko!!! co ty chcesz robić z tą świecą??? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            No że gorące dłużej zostają… Chociaż z mojego doświadczenia wynika, że topią się w oczach 😉

          • ~brasil pisze:

            jak sie je wkłada do oczu, to się topią, nie mają innego wyboru ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Mogą jeszcze stopić oczy 😉

          • ~brasil pisze:

            i będą dwie dziurki więcej w ciałku ;]

          • ~Czerwona pisze:

            To może i w piersi se coś wypalić? I tak jej nie widać, a może się przydać 😉

          • ~brasil pisze:

            a nie lepiej pentagram zamiast dziury? wujaszek były dumny 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Nie, bo to takie już nieco za szpanerskie… Rozumiesz, za mało subtelne 😉

          • ~brasil pisze:

            e tam subtelne, ważne, żeby podniecało 😉

          • ~Czerwona pisze:

            To ja sobie zrobię błyskawicę w poprzek pośladka 😀

          • ~brasil pisze:

            taką, jaką Harry miała na czole? ;]

          • ~Czerwona pisze:

            Nie, dłuższą 😉

  2. ~w-i-a-r-a pisze:

    4 sztuki? toż ja pożarłam 6! liczyłam :)

    • ~Czerwona pisze:

      Boo też byłaś na głodzie… 😉

      • ~w-i-a-r-a pisze:

        i przez te Twoje galaretki dieta mi się rozsypała! i teraz będę jeszcze grubsza! wszystko przez Ciebie i tą Twoją Grecję! (mam pms, więc wybaczysz 😉 ) i na koniec sobie jeszcze krzyknę! aaaaaaaaaaaaaaa! :)

        • ~Czerwona pisze:

          Wybaczę, ja dzisiaj mam mega pms, więc i tak mnie nie przebijesz 😉 I życzę sobie pokrzyczeć wraz z Tobą! Trzy czte-ry: Aaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

  3. Forever_Alone_ pisze:

    To ja bym chyba tam z głodu padła… :) Wolę już polskie jedzenie :) Pozdrawiam

    • ~Czerwona pisze:

      Czyli mięcho, mięcho i jeszcze raz mięcho? 😉 Nie no, ale tak mówiąc szczerze to tamtejsze jedzenie jest znacznie zdrowsze od naszego…

      • Forever_Alone_ pisze:

        Mięso mogło by dla mnie nieistnieć :) Jakoś nie przepadam za nim :)

        • ~Czerwona pisze:

          Hm, czyli skoro owoców nie, sałatek nie, morskich nie, mięsa nie…. Jesteś szczupła, co? 😉

          • Forever_Alone_ pisze:

            Nie wiem :) Ale przyznam, że od dzieciństwa wołają na mnie chuda a od niedawna węgorz :) A tak na poważnie to lubię sałatki ale typowo polskie bez oliwek i tych innych specjałów kuchni zagranicznych :)

          • ~Czerwona pisze:

            O, tu Ci przyznam rację, oliwek też nie cierpię, a sałatki kocham :) A do klubu małych cycków, który z brasilką zakładamy, też się nadajesz? 😉

          • Forever_Alone_ pisze:

            A czy rozmiar C kwalifikuję się do tego? :)

          • ~Czerwona pisze:

            Aaaa… Ooooo… E, no nie bardzo 😉 Ale możesz być honorowym członkiem hihi 😉

          • ~Forever alone pisze:

            Tak też myślałam :) Zawsze można co nie co amputować :)

          • ~Czerwona pisze:

            O, albo przenieść z Twoich do moich 😀 Natura powinna to wypośrodkować, naprawdę… 😉 No chyba że je lubisz (czym bym nie była zdziwiona, też bym lubiła ;)) hihi.

          • Forever_Alone_ pisze:

            A nigdy się nad tym nie zastanawiałam czy je lubię czy nie… :) Choć może wolałabym ciut ciut mniejsze :)

          • ~Czerwona pisze:

            To tym bardziej mi oddaj 😉 Bo ja swoje niby lubię, ale chcieć to bym chciała nieco większe… Hm, tylko czy jedno nie wyklucza drugiego? Można lubić i chcieć coś zmienić? 😉

  4. ~Pani Spokojna pisze:

    Mniam, mniam :-) Co jak co, ale żarcie rzeczywiście w Grecji (i okolicach) mają doskonałe. Zatęskniło mi się ………

    • ~Czerwona pisze:

      To chyba w ogóle domena południowych krajów… Mi też się zatęskniło, może nawet bardziej, bo na świeżo 😉

  5. ~madzialena pisze:

    Mniam, mniam aż mi się krewetek zachciało.

  6. ~Mela pisze:

    Owoce morza blee,zimna kawa też blee.Ale pomarańczki pachnące słońcem…to musiało być pycha :) Bym się posilała tam chyba samymi owocami :) i winem 😉

  7. ciemna_masa@poczta.onet.eu pisze:

    Metaxa miszcz…:P mi to kiedyś były przywiózł, zostawiłabym go wtedy za drugą butlkę… :)

    • ~Czerwona pisze:

      To ja bym się zeszła z byłym za butelkę Bailey’sa… Ale zresztą phi, sama sobie mogę kupić, o! A i Ty możesz do Grecji jechać po Metaxę, i mnie przy okazji ze sobą zabrać 😀

  8. ~M. pisze:

    Ale smakołyki!

  9. figo.mika@poczta.onet.pl pisze:

    A ja fetę uwielbiam. :DTylko czy aby na 100% feta pochodzi z Grecji?Domini88

    • ~Czerwona pisze:

      Wikipedia mówi, że tak, a ja wierzę w słowo pisane 😉 Więc chyba z Grecji :) Też lubię, ale tylko w sałatce :)

  10. ~Zadra pisze:

    Hmmm… A ponoć ryba po grecku wcale nie jest grecką potrawą… :0

    • ~Czerwona pisze:

      No chyba nie jest… Ale oni rybę robią na 100 sposobów, więc jakbyś się uparł, to coś pod to podciągniesz na pewno 😉 Swoją drogą – uwielbiam rybkę po grecku, mniam!!

  11. ~ivon pisze:

    No kurczę.. dopiero zjadłam śniadanie a znów narobiłaś mi apetytu.. a galaretkę w cukrze uwielbiam .. mniam.. Hm.. chociaż może jednak tam decydowałabym sie jednak na te pomarańcze smakujące słońcem.. Pozdrawiam sobotnio :)

    • ~Czerwona pisze:

      Ale pomarańcze koniecznie z takiego jednego straganu! Tam były najlepsze 😉 Niestety nie pamiętam gdzie, ale koleżanki na pewno wiedzą, więc w razie czego służę informacją :)

  12. ~anuśśś pisze:

    jak nam się zmieni klimat też będę jeść tylko owoce i soki;) i te pomarańczki ze słońca, rany…, ja muszę do Grecji! się przeprowadzić;)

    • ~Czerwona pisze:

      O tak, a my Cię będziemy odwiedzać! 😀 Bo nie zdążyłam pojechać na Eginę, żeby wypowiedzieć życzenie, więc muszę tam wrócić… 😉

      • ~anuśśś pisze:

        nie ma sprawy! będziemy wino pić, wałęsać się środkiem ulicy, jesć gyros i cała noc świętować.., cokolwiek zechcemy… 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Haha, widzę że moje przykazania turysty nie idą na marne 😀 Jejku, o niczym innym nie marzę niż łazić w towarzystwie znajomych w ciepłą letnią noc po barach i uliczkach wśród radosnych i gorących ludzi, przysiadać na murkach i podziwiać życie… Szkoda, że tak trudno o dobrych przyjaciół, bo takie rzeczy to można robić i w Polsce… Ech.

          • ~anuśśś pisze:

            gdybym czytała przewodniki przez ciebie pisane zwiedziłabym juz pół świata;) a u nas chyba czasu brak, żebysmy się w jedną noc z przyjaciółmi zebrali i w miacho poszli, zawsze ktoś nie może, ktoś ma plany inne…, straszna ta starość;)

          • ~Czerwona pisze:

            Och, dziękuje :) Wobec tego koniecznie muszę gdzieś znowu jechać, żebyś też mogła pozwiedzać… Pasuje mi taka zależność 😀 A starość okropna! U mnie jest jeszcze gorzej, nikt nie ma czasu niby, a potem się okazuje, że jednak zwyczajnie mu się nie chciało…

        • Czerwona pisze:

          I marzyć, marzyć, marzyć… I cieszyć się wolnością i otaczającymi cudami natury!

  13. monia.londyn@onet.eu pisze:

    ja bym sie tak nie wyklocala o ta herbatke, tylko z miejsca winko i po problemie:) a ouzo powinno sie nazywac alkomasakra. na sama mysl o tym trunku skora mi cierpnie nawet na pietach!

    • ~Czerwona pisze:

      Łoooho, czyli przesadziło się swego czasu z anyżówką? 😀 A wiesz co, szczerze to nie próbowałam nawet. Ale jeszcze mnie to czeka, bo mam w domu – zdam relację, jak będę już po, chociaż coś czuję, że moje wrażenia będą podobne 😉

  14. ~słodko-kwaśna pisze:

    Oj, musiałaś się świetnie bawić:) Pozdrawiam Cię serdecznie:*

    • ~Czerwona pisze:

      Oj tak, chociaż pogoda mnie niewąsko wkurzyła 😉 Ale… kocham podróże!!!!!!!!! Żal było wracać… Pozdrawiam Cię równie serdecznie, malutka :*

  15. joanna_maria89@onet.eu pisze:

    Tak właśnie myślę, że ja też nie piłam w Grecji ciepłej kawy… zawsze dostawałam zimną… Ale było ciepło więc mi to nie przeszkadzało… Tak tak Metaxa – typowo grecka :)Pozdrawiam :))Gianna

    • ~Czerwona pisze:

      Ja nie piję kawy, więc bym nawet nie zauważyła, ale dziewczyny mi mówiły :) W sumie jednak popełniłam niedopatrzenie – nie dowiedziałam się, co pili podczas tych śniegów, bo to takie zmarzlaki, że chyba nic zimnego…? Muszę tam wrócić i to sprawdzić 😉 Chociaż nie sądzę, żebym znowu tak trafiła hihi 😉

      • ~M. pisze:

        Niesamowite, to jakieś prawo serii! Ty też nie pijesz kawy???Pozdrawiam bezkofeinowo!

        • Czerwona pisze:

          Nie cierpię kawy… Lubię jej zapach, ale smaku nie, i nawet już nie próbuję, żeby mi się przypadkiem nie odmieniło 😉 Ale, ale! W takim razie moja senność jest usprawiedliwiona, czyż nie? Skoro inni zaczynają dzień od 2 kaw i też przysypiają, to co ja mam powiedzieć. Tzn. w sumie – my, bo i Ty :))) Uf, a już myślałam, że tylko ja taki dziwoląg :) Pozdrawiam z głębi serca!

          • ~M. pisze:

            W moim przypadku nie ma raczej mowy o tym, że nie cierpię kawy, raczej ją ignoruję, nie przypadła mi do smaku, nie potrzebuję jej. Nawet wśród cukierków czekoladowych omijam te z nadzieniem kawowym, choć gdy zostaną już tylko one, to się z nimi przepraszam 😉 Za to zapach też lubię, najbardziej ten świeżo zmielonej kawy. Silny, świeży… A przeciw przysypianiu, w okresie intensywnej nauki stosuję sporadycznie np. Red Bulla lub innego dopalacza. Teraz mi się przyda taki środek, sypiam po 6 godzin na dobę, rano mam tak, że szybko się pozbieram, ale po południu mam kryzys, ziewam, zasypiam w mig… Ale o kawie nie myślę… Serce chyba też nie narzeka.Pozdrawiam bezkawowo!

          • ~Czerwona pisze:

            Ja tych z nadzieniem kawowym nie tknę nawet kiedy są to jedyne cukierki w domu… Ale zauważyłam, że z czasem smak się zmienia, kiedyś np. nie mogłam przełknąć bitej śmietany, a teraz już nie ma problemu… W życiu niczego nie można być pewnym, oprócz 3 rzeczy z mądrości buddyjskiej 😉 A kryzys senny mam zawsze koło 14-15, najgorsza godzina dla koncentracji. Zresztą to jest udowodnione naukowo, a najlepsza godzina to ta, w której lecą wszystkie filmy – 20 😉 Telewizja wie, co robi, spryciarze…Pozdrawiam, niestety w zdrowotnej niedyspozycji, a zatem również ziewająco…

          • ~M. pisze:

            Masz rację, smaki się zmieniają. Kiedyś, jako dziecko nie lubiałem wielu rzeczy, teraz smakuje mi prawie wszystko… Mnie, oczywiście w zależności co robię (najgorzej jest w bezruchu, np. na wykładach) spać się zachciewa w godzinach od 12 do 18. Potem już mogę nie spać choćby do 2.Pozdrawiam prozdrowotnie!

          • Czerwona pisze:

            Nie no, mi niemal wszystko chyba nigdy nie będzie smakować… Wątróbki nie tknę, wołowiny też niespecjalnie, galaretki, flaki, golonka, a feee! 😉 A te godziny to wypisz wymaluj jak moje, ta 14-15 to był taki szczyt możliwości, ale ogólnie trwa znacznie dłużej… Chociaż przyznam szczerze, że w tramwaju to zasypiam o każdej porze :)Pozdrawiam gorączkowo!

          • ~M. pisze:

            Nigdy nie mów nigdy, przyjdą Ci te smaki! Ja też mam tak z tym przysypianiem 😉 Pomyśl sobie, co myślą inni, widzący nas takich przysypiających w miejscach publicznych :-) I tłumacz się tu człowieku, że prowadzisz nadaktywne życie…PS. Martwi mnie Twoje za ciepłe pozdrowienie :-/ Nie choruj, ja chorowałem za wszystkich bliskich i znajomych!Pozdrawiam na zdrowie!

          • ~Czerwona pisze:

            Spokojnie, nie umieram, tak mam, że choruję, jak się ciepło robi… Bloga też zakładałam w chorobie i co, na zdrowie mi chyba wyszło, no nie? 😉 Zresztą i tak jest lepiej niż kiedyś, w którymś roku byłam chora tak sensownie (czyli 2 tygodnie na maxa, a 2 jeszcze takie, że nie mogłam się uwolnić od kaszlu) cztery razy!!! Ale to miłe, że się martwisz 😉 (I wyszło ze mnie wredne, okrutne babsko hihi).Pozdrawiam uspokajająco!

          • ~Czerwona pisze:

            Aha, a co do tego przysypiania – przynajmniej kiedy jadę tramwajem, to nie muszę się przejmować, czy by nie trzeba komuś miejsca ustąpić… Może to egoistyczne, ale kiedy się ma przed sobą wizję 40 minut drogi, to nie bardzo się chce wstawać z wygrzanego przez siebie krzesełka 😉 Cóż, we wszystkim można się dopatrzeć plusów (i pomyśleć, że pisze to czołowa pesymistka… No no, kiedyś sama bym sobie nie uwierzyła, a tu proszę. Kto wie, może i do flaków się przekonam, skoro Ty też tak mówisz? ;))Pozdrawiam na dobranoc!

          • ~M. pisze:

            😀 Udała Ci się ta konkluzja z flakami, dobre! Od przysypiania do flaków. Dobrze, że Cię humor nie opuszcza!Pozdrawiam uśmiechnięty.

          • ~Czerwona pisze:

            Tak, mnie też wprawia w zdumienie tok myślenia… Nie tylko własny, aż tak zapatrzona w siebie nie jestem 😉 No cóż, abstrakcyjnych rozmów nigdy za wiele, a umiejętność kojarzenia i przetwarzania faktów jest w cenie (ranyyyy, o czym ja plotę???).Już, już kończę, bo sama siebie nie rozumiem :)Pozdrawiam bełkotliwie 😉

  16. ~motylek pisze:

    no nieee, ja jestem po obiedzie a tu o jedzeniu… umieram 😉 herbaty nie piją, kawy ciepłej, phi! w ogóle dziwny naród 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Bardzo dziwny! Jak można nie pić herbaty??? Zbrodnia 😉 Biedna, zawsze trafiasz na notki jadalne, kiedy jesteś świeżo nakarmiona… Ironia losu 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *