Nie każdy ma takie szczęście jak ja. Zobaczyć naród przyzwyczajony do ciepła w zgoła odmiennej aurze…
Nie ma co, w śniegu Grecy głupieją totalnie. Tylko ulice posypują solą, a chodniki zostawiają odłogiem, w związku z czym można wtedy bardzo łatwo popełnić samobójstwo. Tym łatwiej, że duża część miasta jest wyłożona płytkami marmurowymi… Śliskie to samo w sobie, a jak dodać do tego górzysty teren, lód, chlabrę oraz śnieg jak na stoku, to wizja co najmniej wybicia zębów robi się nad wyraz realistyczna.
Trafiłam, jak już wspomniałam, na śnieg dziesięciolecia (w sumie to nawet pięćdziesięciolecia, bo 10 lat temu śnieg utrzymał się tylko 1 dzień, a tym razem 3!), dlatego ostatniego dnia właziłam na taką skałę pod Akropolem niemal na czworakach, trzymając się ściany bądź płotu, o który dodatkowo bili się wszyscy przechodnie. A było ich sporo, wszak śnieg w Atenach nie zdarza się codziennie, dlatego każdy chciał to kuriozum obejrzeć, najlepiej z jak najwyższej perspektywy. Chociaż i tak gorsze było schodzenie, wszyscy jechali na łeb, na szyję.
Najlepsze było, kiedy zjeżdżałam tak w centrum z chodnika. W pewnym momencie jakaś kobieta idąca ulicą zaczęła do mnie coś mówić po grecku, pokazując na tę ulicę. Zrozumiałam, że tam się łatwiej idzie, więc zaczęłam się czołgać w jej kierunku, oczywiście nogi mi się rozjechały, pani wyciągnęła rękę i niemal siłą mnie wciągnęła na drogę… Śnieg jednoczył ludzi 😉
Wracając do rzeczy – oni do tego stopnia nie potrafią przy takiej pogodzie funkcjonować, że w greckiej telewizji nadają specjalny program edukacyjny, jak się poruszać po śniegu 😀 Dodatkową niespodzianką był totalny strajk w sklepach. W ostatnią niedzielę pojechałyśmy do wielkiego centrum handlowego z mocnym postanowieniem wydania sporej ilości kasy. Gdy już przelazłyśmy z narażeniem życia i kończyn po śliskiej kładce nad metrem oraz dopchałyśmy się razem z tłumem ludzi do wejścia i poczułyśmy miłe ciepło, spotkało nas największe w ciągu całego pobytu rozczarowanie. Czynne były 3 sklepy na krzyż. Dlaczego? Bo Grecy w śniegu przecież pracować nie będą. To nic, że zarobiliby akurat tego dnia krocie. W dupie to mają.
Tak samo zamknięte były jak jeden mąż muzea, wszyściutkie ruinki do zwiedzania… To ostatnie akurat zrozumiałe, bo w sumie na takim Akropolu można by kark skręcić, ale z drugiej strony z pewnością w owej akcji zamykania wszystkiego nie było nawet cienia myśli o turystach. Założę się, że chodziło wyłącznie o wygodę obsługi.
Cud istny, że metro nie zastrajkowało, bo też bardzo lubi to robić, i to bez śniegu…
I jak Wam się podoba? Bo mi bardzo ;P No i musicie przyznać – miałam farta, nie każdemu się trafia taka okazja… Będzie co wnukom opowiadać 😀