Po czym poznać turystę w Grecji?
– na przejściu dla pieszych czeka na zielone światło;
– chodzi chodnikiem;
– boi się psów.
To pierwsze nie dotyczy tylko przelotowych dróg, trójpasmówek i takich, gdzie naprawdę ciężko ogarnąć, co, gdzie, kiedy i z jakiej strony nadjedzie. Na wszystkich innych przejściach przechodzi się żeby przejść, a nie żeby czekać. A tak fokle to najlepiej się to robi w korku i w ogóle w miejscu teoretycznie niedozwolonym. Albo raczej niewskazanym, bo zabronionych to tam pewnie w ogóle nie ma; w każdym razie jeszcze się chyba nie zdarzyło, żeby ktoś dostał za coś podobnego mandat.
Punkt drugi jest o tyle istotny, że, jak już wspominałam, w Grecji chodniki są tak wąskie, iż ledwo starczają na minięcie się dwóch osób. W dodatku część każdego zajmuje pas płytek z tymi takimi guzkami dla niewidomych plus jeszcze jedna płytka wzdłuż na środku, też taka pofalowana. Na pytanie, po co ona, odpowiedź brzmi standardowo: „Grecja”. Innymi słowy nikt chodnikiem tam się nie posługuje. No chyba że ulica obok jest bardzo ruchliwa; a i tę nawet czasem się wykorzystuje, np. podczas zim wielolecia (sprawdzone!).
Rzecz ostatnia pewnie dziwi najbardziej. O co chodzi? Ano o to, że w Grecji nikt nie wyprowadza psów na smyczy. Chyba ani jednej takiej osoby nie widziałam. Po prostu psy latają całe dnie po mieście, gdzie tylko sobie zamarzą, chociaż zwykle nie marzą o przestrzeni większej niż w promieniu 100 metrów. To chyba najbardziej leniwe zwierzaki, jakie w życiu widziałam. Owszem, czasem zdarza im się biegać, ale tylko podczas zabawy z innym psem. Na ludzi nie zwracają uwagi KOMPLETNIE, przejmując najwyraźniej ideę „mam-to-w-dupie”. Wyglądają jak bezpańskie, chociaż zwykle mają obroże. Ale najlepsze jest to, że kochają spać. Śpią wszędzie, na środku chodnika (kolejna pułapka chodnikowa), w parku, na ruinkach, wyciągnięte rozkosznie na boczku, grzbiecie lub skulone w kłębek w zależności od warunków atmosferycznych… Przysięgam, nie wiem, jak one to robią, że przy mrozie nie jest im zimno w takim śnie pod chmurką. Ale widocznie nie jest. Chociaż gdy musiałam podjechać busem na lotnisko, a najpierw do tego busa dojść, to w tańcu z walizką po śniegu towarzyszył mi taki jeden wielki psiak, sięgający mi do pasa, po czym stanął w wejściu tuż przede mną, zajrzał do środka, zamyślił się nie zważając zupełnie na moje warknięcia, czy by się mógł pospieszyć, bo mi zimno, w końcu zaś stwierdził, że warto się ogrzać i wskoczył do wnętrza. Przesiedział tam aż do powrotu kierowcy, który musiał się specjalnie pofatygować z kabiny, żeby go wygonić, bo inaczej zwierzak by chyba z nami pojechał.
Tych psów nie sposób się bać, ale dla kogoś, kto jest tam pierwszy raz, widok jest co najmniej przerażający, zwłaszcza że wielkością częstokroć dorównują cielakom.
To takie trzy absolutnie podstawowe elementy wiedzy, jaką należy nabyć, żeby się w Grecji nie czuć wyobcowanym 😉