Krok pierwszy: krótka piłka – tęskniliście?? 😉 Jeśli tak, to krok drugi: można czytać dalej. Jeśli nie, to lepiej zastanówcie się dobrze, czy aby na pewno nie tęskniliście. Jak tak: czytać dalej. Jak nie definitywne: omijać to miejsce przez następnych kilka postów 😉
Grecja. Dziwny, malowniczy i wesoły kraj, w którym dba się o ruinki do tego stopnia, że najładniejsze kamienice pozostawia odłogiem, żeby też się stały w niedalekiej przyszłości ruinkami… Takie mam w każdym razie wrażenie, bo widziałam kilka domów, które mogłyby po odnowieniu być przecudowne, tyle że nikomu się nie chce za to zabrać ani pewnie nawet pomyśleć, że nie tylko ruiny powinno się restaurować.
Grecja. Kraj cholernie fotogeniczny, ponieważ zdjęcia robione podczas ulewy wyglądają, jakby były pstrykane przy ostrym słońcu… Na szczęście owa fotogeniczność przeszła i na mnie, dzięki czemu wyglądam na tych fotkach tak ładnie, jak jeszcze nigdy w życiu
Grecja. W tym jednym słowie zawiera się wytłumaczenie wszelkich dziwactw, jakie tylko Grecy sobie nie wymyślą. W połączeniu ze wzruszeniem ramionami jest odpowiedzią na rozmaite, wypływające ze zdrowego rozsądku pytania o każdą idiotyczną rzecz, która wzięła się nie wiadomo skąd i tak została. Np. dlaczego nikt nie sprząta z ulic spadających z drzew mandarynek… Albo dlaczego chodniki są w większości tak wąskie, że ledwo dwie osoby się mogą minąć… Lub też dlaczego do cholery wszystkie strajki odbywają się znienacka i bez żadnego powiadomienia, że nastąpią, dzięki czemu przychodzi się czasem np. na stację metra, a tam surprise…
Grecja. Kraj pełen luzu, w którym czas płynie leniwie i wszystko można zrobić jutro, a życie mija pod hasłem „w dupie to mam”.
Grecja. Kraj, w którym za Chiny nie dojdziesz do ładu z paragonem w sklepie, jeśli nie znasz dokładnie wszystkich cen… Te ichnie krzaczki mogą doprowadzić do rozpaczy 😉 Na szczęście przynajmniej nazwy stacji itd. są napisane normalnym alfabetem, bo inaczej chyba by dochodziło do masowych mordów w afekcie…
Grecja. Kraj, który widocznie nie daje sobie już rady z wybuchową mieszanką, jaką jest fuzja własnego oraz mojego temperamentu, i dlatego zsyła na czas Czerwonego pobytu śnieg dziesięciolecia… ;P
A to dopiero początek 😉