Apogeum udaru

Zapolowałam dziś na zachód słońca. Czasowo zapolowałam.
16:40. Jeśli będzie pogoda, to za tydzień o tej porze będę ów zachód oglądać z samolotu.

Lecę do koleżanek, które są w Atenach na Sokratesie. Wyjdzie dość tanio, bo odpada mi płacenie za pokój; a i bilety kupiłam niedrogo – w dwie strony za 250zł. Bycie poznańską pyrą zobowiązuje 😉 (Nic to, że niemal tyle samo stracę na przejazd do i z Warszawy. Grr. To się nazywa paradoks. Paradoksalny paradoks. I bardzo głupi.)

Jednak przyznać muszę, iż przy rezerwowaniu lotu ujawniła się pewna kluczowa niedogodność – mianowicie brak karty kredytowej. Obdzwoniłam wszystkich znajomych – też podobno nie mieli (taaa). Troszkę mnie to zdegustowało, tym bardziej że ceny biletów jak wiadomo skaczą przedziwnie – poprzedniego dnia np. były po 500zł – dlatego nie chciałam stracić takiej okazji. Niestety w tym momencie wyglądało na to, że nie dla psa kiełbasa. I wtedy zadzwonił mój dawny chłopak, z którym się czasem widuję; chciał się tylko krótko pożegnać przed wylotem do Londynu, gdzie mieszka. Pogadaliśmy chwilkę i nagle… jak u Pomysłowego Dobromira zastukała w mą mózgoczaszkę piłeczka, najpierw łagodnie, potem coraz intensywniej, aż wytworzyła prąd neuronowy i rozbłysła żaróweczką pomysłu. Czyli wypływającym z mych ust radosnym:
– Ej… Ty tak latasz do tej Anglii… Na pewno masz kartę kredytową!

Po jakichś 15 minutach miałam bilety, a mój dobroczyńca nagle spochmurniał głosowo i z wyrzutem skomentował:
– I dzwoń tu, człowieku, do baby. Ty do niej z sercem, a ona co? Od razu łapę po pieniądze wyciąga. Wszystkie jesteście takie same.

No ale co, sam się podłożył – grzech nie skorzystać, sami powiedzcie… Swoją drogą ciekawe, że w sytuacjach kryzysowych zawsze ratują mnie ci ludzie, których bym nawet o to nie podejrzewała, o których bym nawet nie pomyślała, że mogliby. Najbliżsi zaś znajomi nagle znajdują sto wymówek… Dziwne.

A na koniec mam dla Was dwie ciekawostki:
1. Wiecie, co po grecku oznacza zdrobnienie mojego imienia? „INNA”!!!!!!!!!!!!! Yeah, wreszcie mam wytłumaczenie dla swej niezwykłości 😀 Dla niedowiarków – dowód jest TU (se poszukajcie, gdzie konkretnie ;P)

2. Z innej beczki: wiecie, co od kilku dni działo się w mojej torbie? Normalnie moja skłonność do grzybów zaczyna mnie samą przerażać. Otóż zapomniałam zupełnie, że tydzień temu nie zjadłam kanapki na uczelni… No i się wyhodowała przepiękna, morsko-niebiesko-zielona pleśń. A jaki zapach rozsiała…!
Najgorsze jednak jest to, że nie wiem, jak się nazywa – w związku z czym nasuwa mi się pytanie: co mi do cholery po tej biologii, skoro przed swoimi potencjalnymi dziećmi nawet w tak prostej sprawie nie będę mogła zabłysnąć???!!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *