I znowu na nutkę samouwielbienia. W obsesję wpadnę… Ale no bo… Bo, bo moje notatki to szaleństwo! I uwielbiam to szaleństwo! Same plusy:
– drobne pismo – dzięki czemu zajmują mniej miejsca w zeszycie. Ekonomiczne to, nie tylko dla mnie, ale i dla łosia, który naiwnie je kseruje i liczy, że się doczyta – biedakowi staram się ulżyć chociażby w ten sposób, przynajmniej nie wyda za dużo kasy i może jeszcze skserować od kogoś innego 😉 Poza tym im mniej coś zajmuje miejsca na papierze, tym mniej w głowie i więcej się w niej potem mieści. No dobra, to ostatnie jest dyskusyjne, ale gdybym miała duże pismo, to już bym w ogóle niczego nie dała rady się nauczyć 😉 W dodatku ekologiczne – mniej papieru zużywam, mniej energii na mnie idzie, drzewka kochane rosną spokojnie i fokle.
– w ogóle ja nie pojmuję, jak można tak rozwlekle pisać, jak to niektórzy czynią. O, albo z kratką odstępu. Co za marnotrawstwo! I w dodatku mnie tym stresują na kołach, gdy wszyscy wyciągają kolejne kartki, piszą po 10 stron najlepiej A4, a ja ledwo 3 zeszytowe. Ostatnio rekord pobiłam, koleżanka odwaliła odpowiedzi chyba na 5 stron a ja wysupłałam ledwo 1.5 😉 I dostałyśmy tę samą ocenę ;P Chociaż to nie jest regułą, niestety… Ale nie umiem inaczej, kiedyś nawet specjalnie się starałam pisać szeroko – gdzie tam. Odruch taki, żeby się ścieśniać…
– pismo nieczytelne – rzadko kto chce ode mnie notatki, więc nic się nie gubi, dopóki sama nie zgubię, nie wkurzam się, nerwy oszczędzone, radość Gorzej, gdy sama siebie się nie mogę doczytać, ale to zdarza się niezmiernie rzadko i w ogóle nieprawda 😉
– szał porządkowy, czyli tutaj tekst jakiś, pod spodem strzałka i tekścik na ukos, gdzieś indziej tak naściubolone, że lupa potrzebna… Innymi słowy marzenie wzrokowca! Bo jak tu zapamiętać coś, co jest napisane od ściany do ściany niczym książka? Bez sensu taka notatka, zero punktu zaczepienia… A u mnie… – to dopiero są punkty…! 😀
– no i moje skróty myślowe… Bo wiecie, jestem jedną z najszybciej piszących w grupie, ale to samo z siebie nie wynika, czyli skróty są na porządku dziennym. Nie szukając daleko – cytat z fitopato: „rozmnoż. niemożliwe lub syf :)”. (Buźka na końcu oryginalna :))
I tego… Nie no, kurcze, ale jestem skromna. Nawet i tym się potrafię wprawić w zachwyt. I na co tu komu facet?
To teraz tylko powiem, że moją ulubienicą jest zdecydowanie buławinka czerwona, Claviceps purpurea, st. konid. Sphacelia segetum. Kochamy buławinki.
I spadamy dalej się w nich pławić.
P.S. Tak. Możecie czytać na raty. Jestem świadoma, że podczas sesji tak długi tekst to okrutne obciążenie dla organizmu – zatem wybaczę. Ulżyło? 😉