Zagadka

Plan jest taki:

4 lutego koło południa wydobywam się z otchłani rozpaczy roślinnej, zwanej obcowaniem z fitopatologią;

następnie idę na łowy, czyli poszukiwania nowych okularów, bo wypadałoby je zmienić raz na 10 lat, zwłaszcza że przebrnęły przez wszystkie sesje zdjęciowe końca podstawówki i liceum, i jeszcze imprez studenckich;

potem tego dnia tudzież kolejnego kupuję Harrego Pottera – już dojrzałego i seksownego, i w dodatku taniego ^^ (oby) – i zamykam się w pokoju, robiąc przerwy tylko na przygotowanie jedzenia oraz toaletę;

zaś po kilku dobach, a konkretnie 9 lutego, się pakuję, ktoś mnie odwozi na dworzec PKP (pozdrowienia dla tatusia), wspólnie usiłujemy wsadzić mnie do pociągu jadącego w kierunku przynajmniej zbliżonym do odpowiedniego, potem samodzielnie staram się w tym pociągu nie zgubić (pęcherzowi moczowemu już zapowiedziałam, że nie ma mowy o wychodzeniu do kibla, bo że potem do przedziału bym wracała godzinę, to pewne), następnie usiłuję nie przegapić Warszawy, wysiąść w całości i z bagażem, dotrzeć do autobusu, wsiąść w odpowiedni, wyczołgać się we właściwym miejscu, dobić do Etiudy czy jak to małe badziewie się tam zwie, trafić na człeka od odprawy, a nie np. na szalonego podróżnika, który mnie uwiedzie i… No tak, wiem, marzenie ;P

Wreszcie – o ile breloczek do kluczy i długopis nie ułożą się w mej torbie w kształt pistoletu oraz nikt mnie nie zatrzyma pod zarzutem nielegalnego posiadania kiełbasy – próbuję wsiąść do samolotu bez narażania życia swojego i innych, nie pobić się o miejsce, nie trafić na sąsiada plującego lub śmierdzącego (wersja ptasia, konkretnie pawia w ogóle nie wchodzi w grę), nie myśleć o tym, że jest ciemno i w razie czego nawet nie przygotuję się psychicznie, na co spadam – czy do wody (błagam, tylko nie woda!), czy na góry (aua, zimno i ostrokształtnie!), czy w wersji najłagodniejszej na równinę (milsze, bo z wyobrażeniem, że to facet); a na końcu staram się jakoś utulić biedny, bulgoczący z nadmiaru emocji i głodu żołądek.

I tak po około 2h, z pluskiem trzewi, przy dobrych wiatrach, a raczej przy działających silnikach (optymistka), radosna jak skowronek ląduję w…

No i teraz się okaże, gdzie mnie chcecie wysłać 😉 Zgadujcie!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *