Niedawno mojej szefowej szwagier miał zawał. Ma 30 lat, a mógłby już iść na rentę. Praca od rana do nocy, i stres spowodowany ciągłą konkurencją – ot i wszystko w tym temacie.
Gdy pracowałam w fabryce, na porządku dziennym było kablowanie na pracowników; jak ktoś się nie spodobał, to zawalało się go harówą ponad siły i zabraniano innym takiej osobie pomagać. Brygadzistami stawali się ci, którzy najwięcej donosili na innych. A nawet jeśli nie, to takimi się stawali po zajęciu tego stanowiska.
Władza to coś bardzo trudnego do udźwignięcia z klasą. A czy nie lepiej posiadać władzę zbudowaną na szacunku i autorytecie? Niestety hasło „po trupach do celu” obowiązuje już chyba od przedszkola, zresztą doświadczyłam tego nawet na własnej skórze. Co ciekawe jednak, na studiach jakoś nigdy tego nie zauważyłam i było dla mnie naturalne, że na wyższych uczelniach wyścigu szczurów po prostu nie ma. Brzmi może naiwnie, ale mówię serio. A tu zonk.
Dziś widziałam się z przyjaciółką z dzieciństwa i opowiedziała mi coś bardzo odbiegającego od mojego idealistycznego wyobrażenia. Mianowicie na jej studiach chodzi się grupkami 3-osobowymi. Ludzie zamykają się w takiej grupce i razem robią projekty. Natomiast inne grupki są dla nich zagrożeniem i robi się wszystko, aby je wyeliminować z gry. Czyli na ocenianiu projektów nie daje się im punktów, chowa się skupulatnie własne pomysły, usiłuje podsłuchać cudze, włazi się w dupy wykładowcom, przynosi się im muzę do zgrania itd., żeby tylko jak najwięcej uzyskać. Korupcja na całego. A jaki jest jej cel? Nie żeby zaliczyć, o nie. Chodzi o piątki w indeksie! Żeby ładnie wyglądało. No i żeby się wyróżniać na tle innych grupek, nie wiedzą rzecz jasna.
…
No ja nie mówię, że się gniewam, jak dostaję 5, ale nigdy w życiu nie kłóciłam się o niezasłużoną ocenę. Kłócę się tylko w przypadku, kiedy naprawdę dałam z siebie wszystko, a ocena jest moim zdaniem niesprawiedliwa. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby dać koledze 0 pkt z pracy, gdy cały rok umówił się, że wszyscy dostaną mniej więcej po równo. Nie pojmuję, jak można robić komuś takie chamstwo, i to już na studiach, gdzie tak naprawdę nie ma to właściwie żadnego sensu. Gdzie i tak jest wystarczająco ciężko. Gdzie się jest dla zdobycia wiedzy, ale też dla miłych wspomnień i rodzinnej atmosfery. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak zatruwać ludziom życie? Czy śpi się wtedy spokojnie w nocy?
Cieszę się, że chociaż tego mi nikt nie odbierze. Naprawdę fajnych studiów z naprawdę fajnymi ludźmi na naprawdę porąbanej, ale w gruncie rzeczy sympatycznej uczelni 😉 Może na zwierzakach mają inaczej, ale u nas każdy drugiemu pomaga, uczymy się razem, razem znosimy trudy i przeżywamy radości, i chociaż potem każdy idzie w swoją stronę, to nie ma się nerwowego skurczu żołądka na myśl o kolejnym dniu zajęć…