Wczoraj byłam na Wigilii u Darka & the rest. W prezencie dałam Martini, które od razu nalali mi do szklanki, również będącej podarunkiem, chociaż z kiedy indziej. Nie ma to jak dawanie prezentów pod siebie 😉 Mniejsza z tym, impreza się rozkręciła (bo kto się bawił w DJ’a, no kto?? ;)), w końcu jednak towarzystwo się rozeszło, zostałam tylko ja i 3 gospodarzy, z których Daruś i Wielebny poszli nagle spać (gościnność w wersji doskonałej ;P), a M. również ledwo stała na nogach; ucałowałam ich zatem w czółka i poszłam samotnie na nocny autobus. Najpierw na jeden, a potem przesiadka na drugi.
I tu zaczyna się opowieść, jak pobiłam samą siebie, czyli ustanowiłam rekord długości fali myślowej.
Otóż wykorzystuję nocne gdzieś tak od liceum. Nie żeby codziennie, ale po imprezach nagminnie. Ów nocny jedzie z ronda licznymi uliczkami, dociera do osiedla sąsiadującego z moim, po czym skręca na pętlę na drugim osiedlu, też sąsiednim. Następnie wraca inną trasą – koło mojego bloku. No i mogłabym wysiadać właśnie tam, ale nie wiedzieć czemu ubzdurało mi się, że on na tej pętli na pewno długo duma i lepiej wysiadać na osiedlu obok, po czym iść 10 minut, niż też dumać. Nigdy wcześniej nie wpadłam na to, że warto się jednak przekonać o tym empirycznie – natchnienie przyszło dopiero dzisiejszej nocy, kiedy było mi tak zimno, że zamarzłabym w drodze, w związku z czym opłacałoby mi się czekać w mimo wszystko cieplejszym niż powietrze autobusie nawet gdyby miał stać tam pół godziny. Zatem dotarłam na pętlę, z ciekawości aż mi się oczy otworzyły, a autobus co? Postał nawet nie pół MINUTY i pojechał! wysadzając mnie tuż przy własnym, rozgrzanym i milutkim domu! To, co w tamtej chwili walczyło ze sobą w moim umyśle, to bezgraniczna radocha oraz jednoczesna chęć walenia się kułakami po łbie. Tyle lat…!
Większej (i bardziej długofalowej) głupoty chyba się nie da wymyślić, no szczyt debilizmu, idiotka do potęgi n-tej, dobrze że nie mam żadnego czujnika w tyłku, bo przy tym, co ja wyrabiam, to już dawno powinni mi zakazać wchodzenia do Media Markt…
A po południu odwiedziłam Darka w pracy, gdy gawędził sobie z kumpelą, i pierwsze, co zrobił na mój widok, to palnął:
– Rany, strasznie Cię przepraszam, tak mi głupio, że dzisiaj w nocy zasnąłem…
Wcaaale to nie zabrzmiało dwuznacznie, a kumpela wcaaale się nie udławiła.