W poniedziałek koło. Jutro koło. W piątek koło.
Trzy koła. I czwarte, zwane zerem, w którym zawiera się moja koncentracja i wiedza.
Gdy widzę, ile jest do zrobienia, opadają mi ręce. I nie robię nic, a czas ucieka mi ochoczo z okrzykami radości i tupotem nóżek. Wspomagacz potrzebny od zaraz…
Kupiłam coca colę. Gówno pomogła.
Ej no, przecież jestem w środku cyklu, powinnam mieć wyżynę intelektualną, być cudowna, piękna i mądra, i błyskotliwa! A tymczasem nawet spłodzenie dwóch zdań na blogu wymagało ciężkiej pracy umysłowej i fokle zaraz chyba zacznę ryczeć.
What the fu**? Czyżby moje hormony wprowadziły jakieś nowe zwyczaje?
I tylko seksu mi się chce nieodmiennie. Do dupy taka robota.