Żółw też człowiek

Ufff…
Jezu, aż podskoczyłam – myślałam, że znowu nadepnęłam na mojego żółwia. Na szczęście to tylko kabel 😉
Klasyczny odruch warunkowy. Tylko dzięki niemu moje zwierzątko chadza swobodnie po podłodze i, wyobraźcie sobie, jeszcze żyje!

Zaczęło się, gdy w pewien zimny, listopadowy dzień mama oświadczyła, że jej koleżanka pozbywa się żółwia i można go dostać za darmo wraz z terrarium. Po latach starań rodzina nie miała już argumentów przeciw i decyzja zapadła – jak dają, to bierzemy!
I tak 27.11.1997r. w domu pojawił się kolejny mieszkaniec. Zmarznięty, senny, ogólnie mało ruchliwy i baardzo dziwny. Łypał na nas czarnym okiem, a my zastanawialiśmy się, jak mu dać na imię. Poprzedni właściciele chyba go wcale nie nazywali, zresztą sądząc po tym, że się go tak najzwyczajniej w świecie pozbyli, nie był dla nich aż tak ważny, aby mu jeszcze imię wymyślać. My wymyślaliśmy miesiąc. Były różne modyfikacje, od Kisiela po Skrobka, w końcu stanęło na Dyziu. Nie wiem właściwie, dlaczego z góry założyliśmy, że to samiec. Chyba tylko dlatego, że mój tatuś by nas z kolejną babą z domu wyrzucił. Przyjęło się więc, że to chłopaczek, chociaż teraz mam co do tego poważne wątpliwości; ale w zasadzie kto by się tym przejmował 😉

Wracając do tamtego dnia – najlepsze było, gdy podsunęłam mu po raz pierwszy jedzonko. Może widzieliście tę reklamę, jak wszyscy czekają, aż żółw otworzy pysk i zacznie jeść? Tak samo i ja czekałam, ale godowy okrzyk „YES!” zamarł mi w ustach, gdy zobaczyłam wnętrze pyska. No do końca życia będę pamiętać ten widok w połączeniu z głosem w mojej głowie, który wrzeszczał: „Jezu, on ma JĘZYK!!!!!!!!!” Aaaa! To było boskie, nie wiem, czemu, ale wcześniej nawet mi do głowy nie przyszło, że żółwie mają języki, w dodatku trójkątne. Do tej pory mnie to rozczula, zawsze przy każdym kęsie najpierw wyciąga koniuszek, a dopiero potem otwiera buzię, odlot!

Siki i inne takie pomijam, bo to mało apetyczne (chociaż na początku w równym co język stopniu fascynujące), jednak szczerze mówiąc zwierzę jest kompletnie bezzapachowe. No chyba że ma sraczkę itp. 😉 Ale to się zdarza tylko gdy żre cały dzień truskawki oraz przy każdej jeździe samochodem – a i to wyłącznie w „tamtą” stronę. Z powrotem jest już spokojny, jakby wiedział, że wraca do domu. Albo zwyczajnie ma już dość i zapada w letarg 😉

Wspomniałam o terrarium… To darmowe było zwyczajnie za małe. Nienawidził go. Przez pierwszy miesiąc powtarzał się taki schemat: godzina 6 – pobudka, bo Dyziek włazi na ścianę terrarium i skrobie. Jak w zegarku. Trzeba było wstawać, wyciągać go, otrzepać z piasku i pozwolić iść w kąt, w którym zasypiał od razu (aczkolwiek on generalnie lubi sobie kopać, do tej pory czasem mu coś odbije i w środku nocy zaczyna; na szczęście rzadko). Dlatego teraz pełza po całym domu i śpi, gdzie mu akurat wypadnie, wstaje zaś równo z nami – tzn. kiedy jest aktywny. Zimą z najwyższą niechęcią otwiera oczy, a i to po długim macaniu go po wszystkich częściach ciała.

C.d. w odsłonie nr 2, bo się zmęczycie za bardzo 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *