Gorzko we krwi

Powinnam się już przyzwyczaić, że ludzie przychodzą i odchodzą. Że nawet po latach można komuś powiedzieć bye bye. Że przyjaciele okazują się miewać przedrostek -pseudo.

Powinnam, lecz chyba nigdy się nie przyzwyczaję. Za każdym razem boli tak samo.

Co ciekawe, znałam tę osobę wyłącznie internetowo. Ale zdążyłam polubić, zdążyłam się… – no właśnie, co? Tak, chyba przyzwyczaić. Nie do tego, co trzeba, jak widać.
A przecież od dawna mam świadomość, że w sieci jeszcze łatwiej powiedzieć: „żegnaj”. Jedno kliknięcie i już osoba, z którą się rozmawiało pół roku, znika ze świata. Wszystko szybko, łatwo, bezboleśnie. Jasne.

Powinnam była…

Co teraz? Nic. Pewnie niczego mnie to doświadczenie nie nauczy. Nadal będę w pewnym stopniu ufać ludziom, przywiązywać się do nich i dostawać w dupę.
Nie kochać, a mimo to się uzależniać. Bez sensu.

Czasem mam wrażenie, że każde uczucie, które w sobie mam, jest zupełnie na opak. To nie tak miało wyglądać, nie tak…

No cóż. Wypłakałam się – trzeba iść dalej. Coś chyba w zastępstwie dostanę?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

58 odpowiedzi na „Gorzko we krwi

  1. ~w-i-a-r-a pisze:

    pewnie że dostaniesz zastępstwo :) nie ma ludzi niezastąpiąnych, póki nie znajdziesz kogoś wyjatkowego do którego nawet cienia watpliwosci nie będziesz miała, ze mógłby odejść… i co to w ogóle za godzina?

    • ~Czerwona pisze:

      To ja powinnam o to spytać 😉 O tej godzinie komentować moje notki, chyba pobiłaś rekord 😀 W każdym razie doceniam tym bardziej :) Mua buziak dla Ciebie.

  2. ~nive pisze:

    Oj ile ja juz lezek wylalam… temat rzeka, choc ja w dalszym ciagu nie dopuszczam mysli, ze takie cos jak „pseudo”przyjaciele moga egzystowac..ehhh i te znajomosjci internetowe, tez gorzkie do przelkniecia gdy ktos po kilku latach wirtualnej znajomosci poprostu przestaje pisac bo juz mu sie znudzilo… ja tak przynajniej nie umiem…

    • ~Czerwona pisze:

      Ja też tak nie umiem… Ale cóż, wypada chyba tylko machnąć ręką, no bo przecież się nie zabijemy dlatego, że komuś tam coś odbiło. Chociaż żal pozostanie…

  3. ~Forever_alone pisze:

    Oj co do płakania do jest jedna z moich rzeczy które wykonuje można by rzec doskonale… A co do pseudo przyjaciół to miałam jedną taką. Byłam dobra dopóki byłam potrzebna… Pozdrawiam

    • ~Czerwona pisze:

      Ja w sumie już dawno nie płakałam… Ostatnio miałam całkiem dobry okres, więc mam nadzieję, że ten epizodyczny smutek nie potrwa długo. W końcu nie pierwszy to raz, a i kaliber co najwyżej średni. Tylko mi szkoda, po prostu…

  4. zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

    Tez kilka razy to przezylam i za kazdym razem moje zdziwienie i rozczarowanie jest rownie wielkie … ale po jakims czasie znowu nabieram wiary w to, ze sa i prawdziwi przyjaciele wokol mnie, a tylko dziekowac losowi, ze ci pseudo-przyjaciele poszli swoja droga …

    • ~Czerwona pisze:

      Ja nie mogę w tej akurat sprawie powiedzieć, że to był pseudo-przyjaciel, bo go nie znałam; tylko mi żal, że to zakończył. Miło się gawędziło, zresztą troszkę mi pomógł, no i był wartościowym człowiekiem… No ale trudno. Takie życie.

      • zapalka_na_zakrecie@op.pl pisze:

        Mialam kiedys podobnego przyjaciela, nie znalam go osobiscie, ale byly dlugasne rozmowy, rozumial mnie jak nikt wtedy, mial w sobie madrosc i spokoj. I nagle przestal pojawiac sie w moim zyciu. Po jakims czasie napisal list, ze zakochal sie we mnie, uciekl wiec gdzie pieprz rosnie …

        • ~Czerwona pisze:

          Niestety zawsze istnieje ryzyko, że ktoś coś tam poczuje mocniejszego. Zwłaszcza, gdy zna się kogoś tylko przez internet, czyli tak nie do końca. Pewnie chciał uniknąć rozczarowania, problemów… A swoją drogą niesamowita jest potęga słowa…

  5. ~brasil pisze:

    w zastępstwie to na razie ode mnie możesz dostać wielkie TULIMY, a potem zanjdziesz kogoś kto Ci TULIMY zastąpi wielokrotnie… pseudoprzyjaciele to dla mojej osoby temat rzeka, bo troje prawdziwych przy mnie trwa od lat wielu a pozostali to najwyraźniej byli jakimiś ułomami emocjonalnymi, chociaż nie tak siebie nazywali… internetowe przyjaźnie i miłości są bardzo kuszące, i często trwałe, trwalsze od tych rzeczywistych, ale niestety tez znacznie łatwiej jest je zerwać. Ja raz doświadczyłam, tak jak TY, i nie chciałabym już takiej powtórki (z takim zakończeniem)… No ale cycki do góry! Łzy doskonale wpływają na oczy, a życie z takim bagażem doświadczeń jest ciekawsze 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Zgodnie z mądrością buddyjską z lipca – płacz, trzymaj się w kupie i miej wszystko w du.pie, oto najlepsze podsumowanie tego wszystkiego 😉 Dzięki bardzo, oczywiście to „rozstanie” nie może się równać z tym sprzed roku, dlatego też pozbieram się (już się zbieram) pewnie łatwo, ale wiesz jak jest, czasem trzeba się tak zwyczajnie wyryczeć, a jak to jeszcze kogoś obchodzi, to tym lepiej hehe. Tymczasem w podzięce ślę niedźwiedzi uścisk! :)

      • ~brasil pisze:

        ale mi dobrze po takim uścisku, mru mru mru 😉 widzisz? aż zaczęłam mruczeć z wrażenia 😉 wyryczenie dobre na wszystko faktycznie, a jeszcze kiedy się przy tym czymś porzuca to bomba. A kiedy porzuca się tym czymś w kogoś, to ekstaza nieokiełznana 😉

        • ~Czerwona pisze:

          Nooo, zdecydowanie wolę furię od doła. Przynajmniej to jakiś żywioł, a nie gapienie się w ścianę… A koty lubisz? Bo tak mruczysz, że mi się skojarzyło :)

          • ~brasil pisze:

            o tak, te które nie drapią i nie gryzą 😉 a najbardziej to Tygryska z misia Puchatka 😉 ten mnie nigdy nie drapnął 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Bo on był cały taki zaokrąglony, nawet jak mówił, to ten pyszczek miał taki, że nie wyobrażam go sobie gryzącego, a w ogóle to chyba miał coś ze zgryzem 😉

          • ~brasil pisze:

            i żaden tygrys na świecie nie ma takiego ogona… 😉 tzn takirgo na którym można by poskakać 😉

          • ~Czerwona pisze:

            Ale mimo wszystko ja najbardziej lubiłam Kłapouszka – boski był z tym wiecznym filozoficznym zobojętnieniem 😀

          • ~brasil pisze:

            yhm 😉 i Kłapouchy też miał ogon, i nawet raz go zgubił 😉

          • ~Czerwona pisze:

            A potem ogon robił za dzwonek Sowy 😀

          • ~brasil pisze:

            i taką kokardkę miał na tym ogonku, taką, taką, taką 😉

          • Czerwona pisze:

            I na końcu chwaścik, o! :)

  6. ~Katia pisze:

    Przytulam Cię mocno. A na pocieszkę powiem, że mam tak samo. Ale to już chyba dla żadnej z nas nie jest zaskoczeniem. :*

    • ~Czerwona pisze:

      Bo my obie takie inwalidki uczuciowe, poharatane przez los hehe. Ale cóż – w kupie raźniej 😉 Dziękuję i też przytulam… :*

      • ~Katia pisze:

        Pewnie, że raźniej. Oj cieszę się, że się nadziałyśmy na siebie tutaj :) Trzymaj się Kochana :* Jestem z Tobą :*

        • ~Czerwona pisze:

          Dziękuję… :* Niestety dzisiaj doszedł mi jeszcze stres magisterkowy, więc dzień mam chyba do du.py. Ech… Trzymaj się prosto! 😉

  7. ~motylek pisze:

    ech to przykre bardzo, ale ludzie przychodzą i odchodzą… wiem, że łatwo powiedzieć łatwo. a w zastępstwie dostajesz komentarz ode mnie z prośbą o wielki uśmiech. no więc proszę o uśmiech, już już, szybciutko!! no jak ładnie :)

    • ~Czerwona pisze:

      Nie ma to jak terapia uśmiechowa 😉 Specjalnie dla Ciebie: :)Dziękuję…! Już mi lepiej, w końcu to coś z innej bajki niż rozstanie „prawdziwe”… Chociaż zabolało, nie powiem. Nic to. Czerwona wraca do rzeczywistości…

  8. ~anuśśś pisze:

    kiedy oglądałam swoje albumy zdziwiłam się ilu ludzi przeszło przez moje zycie, ilu było przyjaciólmi, ilu miłością, ilu znajomymi, a ilu z nich zostało. to dziwne jak szybko mijają nas osoby, dla których kiedyś byliśmy gotowi skoczyć w ogień, a nawet ci, którzy nas zranili, za każdym razem tak samo… angażujesz sie nie wiedząc co dalej, może czasem boisz się odrzucenia, może płaczesz, może szalejesz ze szczęścia, ludzie przychodzą i odchodzą i wcale nie muszą umierać… może na tym polega życie? przecież i ja kogos kiedyś zostawiłam bez słowa, z czyjeś drogi zeszłam nie żegnając się… pociesza mnie myśl, że jeszcze wielu ludzi przede mną i to mnie cieszy. patrząc wstecz wiem jedno: ważne, że byli, każdy czegos mnie nauczył.

    • ~Czerwona pisze:

      To prawda. Ta znajomość również mnie sporo nauczyła, w sensie pozytywnym rzecz jasna. Może dlatego tak mi jej żal? Ale tak to już jest i nic się na to nie poradzi. W „Imieninach” nieśmiertelnej Musierowicz jest cytat z Marka Aureliusza: „Skromnie przyjmować, spokojnie tracić”. Niech się stanie… Buziak i dzięki za mądre słowo!

  9. ~izavel pisze:

    Ja mam podobnie…szybko zbyt szybko przywiązuję się do ludzi… i potem często przykro się rozczarowuję gdy znajomość się kończy albo przechodzi w czystą kurtuazję…Ale podobnie jak Ty, tak jakbym żadnym wniosków nie wyciągała…i się nie zmianiam, i chyba już się nie zmienię… Pozdrawiam:) i trzymaj się mocno!

  10. ~Birch pisze:

    bardzo boje się przyzwyczajenia, uzależnienia – cierpiałam przez to 2 razy, wiec teraz nie wszyscy mogą wejść do mojego świata – i tego w sieci i tego po za nią

  11. ~lady q pisze:

    mialam ostatnio tak samo… zapowiadalo sie tak fajnie byc moze nawet pieknie i nic…zero ani czesc pa ani pocaluj mnie w d.upe… bywa… a mimo to…

    • ~Czerwona pisze:

      Takie pożegnanie bez pożegnania to chyba najpaskudniejsze rozwiązanie. Bez twarzy i fokle. Też mi się to kiedyś przydarzyło, a ja czekałam, martwiłam się… Żeby to jeszcze człowiek się uczył na błędach… Się mówi trudno i zadziera główkę. Damy radę!

  12. Letasha pisze:

    Niestety w żuciu nic nie jest ideale,ale cóż-musimy się pogodzić z niektórymi faktami.A co do sieci,rzeczywiście w niej jest wszystko łatwiej zakończyć.[podzeielsiezyciem]

  13. ~zielona pisze:

    to ja mam dla Ciebie 😉

  14. ~AzYjA pisze:

    Ogromna naiwność i dawanie tysięcy nowych szans- -cała Azyja… Kierowanie się maksymą: „Dum spiro, spero” (dopóki oddycham mam nadzieję). Jest w tym sens? Cel? Nie wiem, ale choćby się waliło paliło to ja i tak się nie zmienię :Dazyja.blog.onet.pl

  15. ~martooha pisze:

    Się jest wrażliwym – się cierpi;) Myślę, że jednak doświadczenie coś tam Ci da, że w końcu możesz stracić zaufanie do ludzi. Ja osobiście jestem naiwna i często to zauważam, a jednak czuję, że chyba czegoś mnie to uczy. Jednak boję się, że wreszcie nikomu nie będę potrafiła zaufać. A ten nieszczęsny przedrostek jakoś zbyt licznie nas otacza;/ Wszędzie jakieś zakłamanie… Wrrr. Ale cóż ja mogę powiedzieć, skoro prawdziwej przyjaźni chyba nigdy nie zaznałam?..Pytasz o nóżkę – nóżka zdrowa prawie;) Jeszcze się goi, ale chodzić mogę – na szczęście:) Buziaki, buziaki, buziaki i nie popłakuj już:)

    • ~Czerwona pisze:

      To dobrze, że zdrowiejesz :)A co do doświadczeń – one na pewno dużo dają. Tylko nie wiem, czy wolę siebie taką, jaką jestem teraz, po paru rzeczach, które mnie spotkały, czy też taką naiwną, niesplamioną jeszcze życiem. Wtedy człowiek miał przy byle okazji skrzydełka; teraz od razu gorzkie zapytanie – „ciekawe, ile to potrwa”. Ufam, ale inaczej, już nie do końca, zostawiam sobie ten margines ubezpieczający przez całkowitym zranieniem. Ale nie wszystko da się przewidzieć. Ech, i jeszcze z magisterką same kłopoty. Dobrą passę szlag trafił. Buziak!

      • ~martooha pisze:

        No właśnie – ja też niby zawsze wiedziałam, że jestem naiwna, że to się zaraz skończy itd., właściwie zdawałam sobie sprawę, że troszeczkę mogę robić z siebie idiotkę, ale wolałam przeżywać te miłe chwile, wolałam być naiwna! Masz rację – ta słodka beztroska to jest jednak coś. Mam nadzieję, że Ci się wszystko ładnie ułoży i Twój optymizm (bo myślę, że to jedna z Twoich cech:), na to przynajmniej wygląda) pomoże Ci przetrwać te wszystkie niedobre momenty!!!!:* Pozdrawiam

        • ~Czerwona pisze:

          No właśnie, bo ta głupia nadzieja też bywa przyjemna… Ta ciekawość, że a nuż coś się wydarzy, te marzenia… Za głupotę się płaci, ale trudno ;)A co do optymizmu – raz jest, raz go nie ma, zależy od okoliczności i hormonów 😉 Chociaż zawsze uważałam się bardziej za pesymistkę… Pozdrawiam serdecznie w ten dżdżysty i mglisty dzień! Buziaki.

  16. ~Mela pisze:

    Rozczarowujemy się i ufamy na nowo…takie życie,kurcze;)mam nadzieję,że w miarę szybko los Ci to wynagrodzi,pozdrawiam:))

    • ~Czerwona pisze:

      Chciałabym, chociaż nie wiem, czy jestem gotowa na przyjęcie tego wynagrodzenia 😉 Póki co uczę się radzić sobie sama…

  17. ~małarurka pisze:

    Pamiętam swoje pierwsze internetowe rozczarowanie-kurcze ale się dziwnie czułam. Po kolejnym zaczęłam sie przyzwyczajać, że w rzeczywistości takie rzeczy dzieją się nie rzadko a co dopiero w świecie wirtualnym. Chociaż to pewnie żadne pocieszenie…

    • ~Czerwona pisze:

      No właśnie, to takie dziwne uczucie. Bo niby się tej osoby nie zna, więc nawet trudno mieć potem pretensje, ale jednak już się zdążyło do niej przywiązać…

  18. ~MELA pisze:

    Eee pewnie był po czterdziestce,mial żonę i dziecko……A swoją drogą to jak mozna skonczyc taką znajomoc internetową?”nie pisz do mnie bo juz ci nie odpisze…”?

    • ~Czerwona pisze:

      Zostało ujęte tak: „postanowiłem skończyć naszą znajomość”. Oczywiście to nie wszystko, ale sprowadzało się do tego jednego zdania…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *