W królewskiej komnacie

…wyobraźcie sobie ciasto. Zwinięte na kształt podkowy, jak nakazuje tradycja. Zaokrąglone zalotnie. Złociste, półfrancuskie, z soczystym nadzieniem z białego maku lub migdałów. Oblane lukrem, który białymi strumyczkami przedziera się pomiędzy niesfornymi orzechami arachidowymi. Rozpustnie słodkie, a przy tym dostojne, wręcz królewskie. Tajemnicze, zazdrośnie strzegące swych sekretów. Pachnące wanilią, atmosferą wyjątkowości i oczekiwania.

Czy widzicie to, co ja?

Rogale świętomarcińskie. Jutro przyjdzie do mnie niebo…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

44 odpowiedzi na „W królewskiej komnacie

  1. ~nive pisze:

    Hmmmm a ja ni hu hu nie wiem co to sa te rogale :) Powaznie… I czemu Świętomarcińskie? No wczoraj niby jakias chmara dzieciakow biegala z lampionami bo „dzien sw Marcina” no ale tu mnie nic nie zdziwi, ale nie mialam pojecia, ze w Polsce tez sie cos tam z sw Marcinem obchodzi… Hmmmm to mnie zazylas dzis :)

  2. lady_q pisze:

    a ja ich zbytnio nie lubie, moge bez nich zyc… chociaz zawsze jem jednego…

  3. ~brasil pisze:

    no i zaraz padnę z wrażenia! wyobraź sobie, że wchodzę tu,zaczynam czytać, widzę że o rogalach marcińskich, a na talerzyku przede mną leży takowy 😉 wiem – pora może nie najlepsza, ale nie mogłam sobie odmówić 😉 ja jutro robię na przekór i jadę do znajomych smażyć naleśniki 😉

    • ~Czerwona pisze:

      Wow, na noc jadłaś? Nie miałaś koszmarów? Przecież to takie ciężkie… 😉 Ja tam jestem tradycjonalistką i zjadam, kiedy nakazuje obyczaj 😉

  4. ~motylek pisze:

    no dziękuję Ci bardzo! znowu głodna się zrobiłam! a tak serio to nie lubię maku 😉

  5. monia.londyn@onet.eu pisze:

    jakie rogale??? te co wczoraj mi na blogu tanczyly nieproszone? ja tam nie chce rogala, szczegolnie z duza iloscia lukru, bo jestem na diecie!!!ShyJa

  6. ~izavel pisze:

    Hehe, od kilku dnia na Onecie pokazują te rogale….a ja zupełnie nie wiedziałam z czym je skojarzyć by należało. Widzisz, Twoja notka coś niecoś mi dopiero wyjaśniła….;) ___________ps. Smacznego!

    • ~Czerwona pisze:

      No i wszyscy mi mówią, że onet pokazuje rogale, a ja ani razu nie widziałam… Za to zaraz będę jednego mieć na talerzu, prawdziwego! 😀 Mniam. Aha – dziękuję :)

  7. ~Forever_alone pisze:

    Widzisz i tym opisem mi smaku narobiłaś… I co ja teraz biedna zrobię? Będę musiała się zaopatrzeć w co najmniej 2… I kalorie polecą :) Pozdrawiam

  8. ~w-i-a-r-a pisze:

    kochanie jesteś niesamowita :) propagujesz naszą tradycję na cały kraj…

  9. ~M. pisze:

    Obrazowy opis, aż ślinka leci :-)Pozdrawiam apetycznie!

    • ~Czerwona pisze:

      :) Niestety nie da się zjeść za dużo – ciężkostrawne 😉 Jak na razie dałam radę tylko połowie 😉 Ale wiesz, jaka to przyjemność, pochłaniać pyszne, świeżutkie rogale w ciepłym domku i gdy śnieg sypie za oknem? Coś cudownego :)

      • ~M. pisze:

        O matko, nie pisz już więcej, bo mnie skręci ;-)))Pozdrawiam zakręcony.

        • ~Czerwona pisze:

          Dobra, już Ci podaruję opis zapiekanek z serkiem i bazylią 😉 Jeny, ledwo się ruszam… Pozdrawiam kalorycznie!

          • ~M. pisze:

            😉 Ale się droczysz ze mną… No i jak ja teraz zasnę na głodnego po takim opisie? Pozdrawiam dietetycznie!

          • Czerwona pisze:

            To zjedz chociaż skibkę chleba… Zresztą widzę, że już ziewasz, więc wytrzymasz 😉 A propos – jak u Ciebie mówi się na skibkę chleba? Bo wiem, że co kraj, to obyczaj… :)

          • ~M. pisze:

            Skibka chleba :-) Znam to określenie, takie sympatyczne, swojskie. U nas raczej funkcjonuje zwyczajna „kromka” chleba, spotkałem się też czasami z określeniem „pajda” chleba, ale na co dzień 99,9% to wspomniana powszednia kromka.Pozdrawiam smakowicie!

          • ~Czerwona pisze:

            „U nas” czyli gdzie? :) Pozdrawiam ciekawsko i z głową huczącą od nazw biologicznych!

          • ~M. pisze:

            Ach, Ty spryciaro 😉 Od skibki do kłębka… Na razie tylko tyle powiem, że południowa część kraju, w telewizorni nazywają to generalnie „śląskiem”, choć prawdziwemu ślązakowi na takie nazwanie mojego regionu i miasta włosy chyba dęba stają 😀 Generalnie zazdroszczę Ci tego Poznania, Wrocław też jest spox. CDN…Pozdrawiam przedwykładowo.

          • ~Czerwona pisze:

            To mnie zaintrygowałeś. Śląsk, który nie jest Śląskiem, hmm… Pomyślę 😉 Na razie mój mózg grzebie się w gąszczu enzymów, chorób roślinnych i tlenków azotu… Tyle tego, że aż się wkręciłam, sto pytań do głowy mi przychodzi, a na żadne nie ma odpowiedzi, full wypas 😉 Pozdrawiam naukowo!

          • ~M. pisze:

            Nawet sobie nie wyobrażasz jak blisko rozwiązania tej geograficznej zagadki jesteś, koleżanko CZERWONA (jeśli mogę sobie pozwolić na taką poufałość, ale jest ona tu akurat uzasadniona).Pozdrawiam naukowo!

          • ~Czerwona pisze:

            Hm, no opcji jest wiele… Czy będzie to wielka ujma na honorze, jeśli poproszę o bardziej zaawansowaną wskazówkę, towarzyszu M.? 😉

          • ~M. pisze:

            „Czerwona”, „towarzyszu”-krążysz już bardzo blisko celu. Jeśli interesujesz się polityką, a wiem, że co najmniej co nieco wiesz, to powiem Ci tylko tyle, że moje miasto uchodzi w pewnych kręgach za stolicę ……………. Ja tam za wiele z polityką nie mam wspólnego, ani nie mam jednego konkretnego faworyta na naszej politycznej scenie, ale tak mi przez tą Twoją „czerwień” się skojarzyło geograficznie…Pozdrawiam tęczowo!

          • Czerwona pisze:

            Teraz to dopiero mam łamigłówkę do rozwiązania ;P Dobra, tajemniczy M., jak tak, to dojdę o własnych siłach, a co! 😉 Chociaż za kilka dni te kropki mógłbyś uzupełnić, przynajmniej o dwie literki 😉 Pozdrawiam oczopląsowo!

          • ~M. pisze:

            OK. Była podpowiedź geograficzna, polityczna, teraz będzie biologiczna-aktualnie badzo dla Ciebie adekwatna, skoro piszesz, że tyle Ci nazw lata po głowie, to na pewno znasz i tą roślinę: Pinus. Od polskiej nazwy tej rośliny, pochodzi nazwa mojego miasta. Liczba ludności: ok. 40% liczby Poznaniaków. PS 1. W nagrodę za wysiłek, muszę Ci chyba ufundować jakąś nagrodę…PS 2. Pozdrawiam coraz mniej tajemniczo!

          • ~Czerwona pisze:

            No i słusznie kocham biologię! ;)Zaś nagrodą jest wiedza 😀 Niestety nigdy tam nie byłam, chyba że przejazdem – ale na zdjęciach wygląda fajnie. Zwłaszcza w zimowej otoczce – jakże aktualne. Zresztą ja lubię niemal wszystkie miasta, które mają choć trochę zabytków 😉 No i masz bliżej w góry, zazdroszczę… A teraz pytanie (jedno z wielu, które jednakże będę dawkować, żebyś się nie wystraszył ;)): dlaczego to miałby nie być Śląsk?? Pozdrawiam oświeceniowo!

          • ~M. pisze:

            Gratuluję! O nagrodzie się pomyśli… O animozjach śląsko-zagłębiowskich nie będę się rozpisywał, bo i po co. Dla mnie to historia, i to raczej bardzo wyolbrzymiona. Mam wielu znajomych po obu stronach „granicy”. Akceptuję tylko jeden podział wśród ludzi-czy ktoś jest dobry, czy zły. Podziały na ślązaków, zagłębiaków, białych, czarnych, żółtych, zielonych, wegetarian i optymalnych, grubych i chudych, zdrowych i niepełnosprawnych, etc., są dla mnie nieistotne. Może to brzmi naiwnie, ale staram się stosować w praktyce to powyższe kryterium.Pozdrawiam idealistycznie!

          • Czerwona pisze:

            M. idealista, no czego ja się tu jeszcze dowiem… 😉 To się chwali, ale nie zawsze udaje. Gdy ja np. widzę na ciemnej ulicy tzw. karka, to mimo woli odczuwam pewien dyskomfort psychiczny 😉 Ale przynajmniej tego nie okazuję, a o to chyba głównie w tolerancji chodzi… Pozdrawiam!PS. U Ciebie też był dziś taki cudowny szron??

          • ~M. pisze:

            Idealizm idealizmem, ale w takim przypadku, jak opisujesz (potencjalny kontakt z tzw. „szyitami”) też czuję dyskomfort, bo nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Ja w swojej wypowiedzi myślałem już raczej o bliższym, intelektualnym spotkaniu z inną osobą… Bo niestety tak na sam początek, tzw. pierwsze wrażenie determinuje często opinię o danym człowieku, a nie zawsze można ją zweryfikować rozmową, co tylko potwierdza znaną i powtarzaną maksymę, że trzeba ze sobą rozmawiać, wtedy różnice i uprzedzenia się zacierają.PS. U nas szron może i był, ale przysypały go masy śniegu, a na drodze o 7 rano było ślisko i zero śladów przejazdu pługów, łącznie z centrum miasta. Drogowcy nie zaskoczyli i byli jednak chyba zaskoczeni. Tradycja zobowiązuje ;-)Pozdrawiam na biało.

          • ~Czerwona pisze:

            A u nas nikt nie był zaskoczony 😀 Może dlatego, że nie ma śniegu 😉 Hehe. Jest tylko mgła, za to całkiem porządna – brrr, nie lubię. I ciemno jak w grobie. Co zaś się tyczy maksymy – całkowicie się zgadzam. Wiele już razy przyszło mi się wstydzić w duchu za siebie i swoje pierwsze wrażenie, które po czasie okazywało się być wręcz absurdem. W ten sposób sklasyfikowałam początkowo swoją przyjaciółkę z dzieciństwa, drugą dobrą koleżankę ze studiów, mogłabym zresztą tak wymieniać i wymieniać, co tylko świadczy o tym, że pozory najzwyczajniej w świecie mylą… Trochę głupio, bo niechcący można skreślić wielu ludzi zasługujących na uwagę, no ale tak już jesteśmy zaprogramowani. Wypada tylko się cieszyć, że czasem działają za nas okoliczności…Pozdrawiam cieplutko!

          • ~M. pisze:

            Też tak miałem już nie raz z tym pierwszym wrażeniem… Można się „przejechać”.Pozdrawiam.

          • ~Czerwona pisze:

            Ja na szczęście jak na razie tylko w duchu się przejechałam, bo zwykle swoich uprzedzeń nie wypowiadam na głos, chyba że mi ktoś dogryzie 😉 Ale fakt jest faktem… Pozdrawiam z nutką smutku (bo weekend się kończy, buu)!

          • ~M. pisze:

            Z tego co pamiętam, mnie też, mimo zaskakującego pierwszego wrażenia, raczej udało się utrzymać język za zębami. Staram się raczej we wszelkich zbiorowościach ludzkich więcej słuchać niż mówić… Zazwyczaj przynosi to wielorakie korzyści.Pozdrawiam poniedziałkowo!

          • ~Czerwona pisze:

            Ja tak różnie, wszystko zależy od towarzystwa, nastroju i rodzaju napojów, które w siebie wlewam 😉 Ale ogólnie jestem bardzo dobrym słuchaczem, obserwatorem – chociaż niespecjalnie lubię, gdy nikt na mnie nie zwraca uwagi 😉 A już najbardziej lubię kameralne spotkania, tak na kilka osób, kiedy z każdym można spokojnie pogawędzić. Hm, chyba napisałam nie na temat, na imprezy mi wjechało… No to powiem na koniec, że ostatnio mało się bawię, bo mi się nie chce – samej wracać, samej się pilnować, wychodzić na zimno… Kurcze! Gnuśnieję i co gorsza dobrze mi z tym! 😉

          • ~M. pisze:

            „Gnuśnieję i co gorsza dobrze mi z tym! ;)”-jakbym czytał o sobie. Kiedyś się rwałem do świata, niestety stopniowo wraz z pojawianiem się nowych obowiązków, nowych kontaktów i znajomości, mam już od co najmniej 2 lat lekki przesyt i najchętniej siedzę sobie w domu, słuchając muzyki i robiąc coś nieskomplikowanego. Ale wydaje mi się, że na wiosnę, odżyjesz i rozkwitniesz jak kwiat. Będziesz się cieszyć wiosennym słońcem i ostatnimi miesiącami studiów… Życzę pogody ducha!

          • ~Czerwona pisze:

            Oby, chociaż osobiście sądzę, że wtedy to się raczej zacznie już taki porządny stresik… Najchętniej cofnęłabym się do początku studiów, tak gdzieś do 2 roku, kiedy jest się zaprawionym w bojach, ale w perspektywie jeszcze dużo, dużo czasu i beztroski… Ten czas stanowczo zbyt szybko leci – protestuję! 😉 Ale dzięki, że we mnie wierzysz, zwłaszcza w to rozkwitanie 😉 Pozdrawiam kwieciście!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *