Teraz będzie wielkie wyznanie. I proszę się nie śmiać.
Byłam uzależniona od chipsów.
To naprawdę poważna sprawa. Wstyd się przyznać, ile ich jadłam, ale komórek rakowych starczy mi pewnie na najbliższe tysiąc lat.
Wszystko zaczyna się niewinnie, od jednej paczki. Jak zasmakuje (a zawsze smakuje), maszyna rusza z prędkością światła i zanim się człowiek obejrzy, już nie może przeżyć dnia bez co najmniej 100 gramów. Najpierw je ten szajs od święta, potem niczym chleb; wszak zero znudzenia, bo smaków do wyboru, do koloru. Fajny dzień, coś miłego się zdarza – w nagrodę chipsy. Dzień paskudny, nic się nie udaje – na pocieszenie chipsy. Brzmi debilnie? No bo jest debilne. Ale jak najbardziej prawdziwe.
Kto wymyślił to świństwo??? Tak, świństwo, bo choć pyszne, dobre na imprezkach itd., to uzależniające, i to podstępnie. W końcu nie zmienia świadomości, nie wzmaga agresji, właściwie nie robi nic. Czyżby?
W chipsach odnajdziemy całą tablicę Mendelejewa. Pełen wybór niezdrowych tłuszczy, które odkładają się ze śpiewem na ustach we wszystkich częściach naszego ciała, nie tylko sprowadzając otyłość, ale i rozmaite choroby; soli na potęgę, a co robi sól, wie chyba każdy; z drugiej strony natomiast zupełny brak wartości odżywczych, czyli zwyczajny zapychacz.
Konserwantów w tym też od diabła i trochę, aż się zastanawiam, jak my dajemy radę je strawić. W dodatku podobno dodawane są substancje, które same z siebie mogą powodować uzależnienie!
Ale oczywiście wszystkie rewelacje na temat zdrowia można powtarzać w kółko i nic to nie da. Bo nie zdrowie najważniejsze, w każdym razie nie te za 20 lat – tylko uroda. A i ta się mocno psuje, moi kochani. Wiemy już o otłuszczaniu sobie ciałka (tak, cellulit zmorą nie tylko zaokrąglonych!); co zaś z cerą? Moja zawsze lubiła się buntować, jednak jakiś rok temu miałam koszmarne problemy z hormonami i zrobiła się już w ogóle tak fatalna, że gdy patrzyłam w lustro, to chciało mi się wyć. I to był ten moment, ten bodziec, który kazał mi powiedzieć: „Głupia babo, sama sobie dokładasz, jedząc to paskudztwo. Skoro tak – będzie kara: za każdym razem jak zjesz chipsa, to wyjdzie ci na buzi 5 pryszczy!”. Jak mi Bóg miły, zadziałało! Wyskakiwały, chyba nawet bardziej jako efekt wyrzutów sumienia… Więc zwyczajnie musiałam przestać i koniec; co nie zmienia jednak faktu, że na początku odstawienie mocno bolało, poza tym swoje mi w organizmie zostało na wieki.
Niby taka błahostka, ale nałóg jak każdy inny. No i wolę nie liczyć, ile się te wszystkie koncerny na mnie dorobiły. Jaki to człowiek głupi…
Dlatego apeluję: uważajcie na chipsy! Lepiej zapobiegać niż leczyć!
PS. Czasem mi się jeszcze zdarzy słabość. Ale coraz rzadziej i bez specjalnego entuzjazmu – wygrywam!