Tym razem z pobudek egoistycznych, czyli żeby SOBIE poprawić nastrój. Ale jeśli i Wam pomoże, to czysty zysk 😉
1. Dawno temu, jeszcze w liceum, po wielu przejściach wychowawczyni raz jeden, jedyny (grr) zdecydowała się pojechać z nami na trzydniową wycieczkę klasową do Karpacza i Pragi. Wiela by mówić o tej wycieczce, ponieważ np. na Szrenicy wpadłam sobie w zamaskowaną pod śniegiem dziurę, z której ledwo się wygramoliłam, a na Śnieżce o mało nie zjechaliśmy zbiorowo w przepaść, bo był urwany łańcuch; ale to Praga pobiła wszystko. Po pierwsze wzięliśmy mało picia, a przewodnik tak nas przepędził, że wszyscy zgłupieli i w czasie wolnym rzucili się tylko na upominki, więc koło 22 wymiękliśmy i zamiast podziwiać miasto nocą, jęczeliśmy i się słanialiśmy z pragnienia. A w ramach dodatkowych katuszy zaprowadzono nas jeszcze na pokaz fontann. Istna męka, nikt nie myślał już o niczym innym, tylko żeby wlecieć łbem do wody i wychlać całą zawartość. Efektu dopełnił zaś drugi fakt. Mianowicie ze względu na ograniczenie funduszy w ramach pamiątek sprawiłyśmy sobie z koleżanką parę bzdurek do jedzenia, w tym gumę do żucia. I się cieszyłyśmy jak głupie, że mamy gumę do żucia z Czech.
Po powrocie do Polski przeczytałam na opakowaniu: „Producent: Wrigley Poland, ul. Obodrzycka Poznań”.
Bogacze sprowadzają sobie niedostępny w ich kraju kawior z zagranicy. Ja zaś jeżdżę do Czech, żeby kupić gumę z sąsiedztwa, którą codziennie wyczuwam nosem. I kto jest lepszy, no kto??
2. Od podstawówki chodziłam na (nielubiane zresztą zbytnio) prywatne lekcje angielskiego. Rzecz jasna trzeba było mieć zeszyt i książkę plus coś do pisania. Zwykle nosiłam to wszystko w plastikowej reklamówce, którą trzymałam w jednym konkretnym miejscu w domu. Pewnego razu jak co tydzień wzięłam ową siatkę i poszłam na zajęcia. Gdy na miejscu nachyliłam się, by wszystko powyjmować, zupełnie mnie zamurowało i przez chwilę byłam pewna, że zwariowałam. W siatce bowiem zamiast tego, co się tam znajdować powinno, były… nasiona fasoli!
Nie ma to jak żyć pod jednym dachem z ogrodnikami-amatorami.
3. Kiedy rodzina ma kochana mieszkała jeszcze we własnym domu z ogrodem, urodziła się moja siostra. Wiadomo, pieluszki trzeba było prać, a potem, jak nakazuje naturalna kolej rzeczy, gdzieś suszyć. Mama wieszała je więc na sznurku w ogrodzie, blisko furtki. Któregoś dnia ś.p. dziadek wybrał się na przechadzkę po okolicy, zatem, jak na eleganta przystało, założył wyjściowy garnitur i obowiązkowy kapelusz. Po jakiejś godzinie wrócił i mówi do mamy: „Czy ja jakoś dziwnie wyglądam? Bo wszyscy sąsiedzi mi się tak niepokojąco intensywnie przyglądali…”. Mama, zgięta wpół ze śmiechu, była w stanie tylko zaprowadzić go do lustra, żeby sam zobaczył: na kapeluszu pyszniła mu się pieluszka.
Chociaż nie powinien narzekać, bo była czysta i pachnąca, poza tym ułożyła się zgodnie z szykownym trendem – a’la sędziowska peruka. Sam seks.
4. Na koniec coś z półki pt.: „opowieści z krypty”. Otóż w liceum zmarł jeden nasz profesor i całą szkołą gremialnie poszliśmy na jego pogrzeb. Stanęłam sobie gdzieś z boczku i się filozoficznie zadumałam, jednocześnie bezmyślnym wzrokiem gapiąc się na pobliskie mogiły. I tak dumałam i dumałam, aż nagle dotarło do mnie, co widzę i doznałam ciężkiego szoku. Niesamowite to wrażenie, gdy na obcym cmentarzu, w zupełnie przypadkowym miejscu i przy okazji myślenia o śmierci spostrzega się na nagrobku własne nazwisko!
Akurat z tymi pamiątkami produkowanymi w naszym kraju a kupywanymi za granicą to chyba wiele osób miało z tym do czynienia Uśmiałam się o tej wodzie choć wam raczej wtedy do śmiechu nie było… Pozdrawiam
No, niby tak źle w tym naszym kraju, a znani jesteśmy na całym świecie 😉 W Anglii to nawet przyprawę „Kucharek” widziałam 😀
Źle? E tam… My lubimy sobie ponarzekać i wyolbrzymiamy wszystko.
Też tak sądzę
no tak – polskie produkty znane wszędzie ;)) nasza psorka nie jeździła z nami na wycieczki, bo twierdziła, że szkoła to nie biuro turystyczne 😉 pees. nazwiska włąsne na nagrobkach robią ogromne wrażenie – na cmentarzu w miejscowości mej są trzy takowe i to żadna rodzina moja…
No, ale gdy taki widok wyrwie z otępienia, to dopiero czad 😉 W ogóle nie jeździliście na wycieczki?? Kurcze, nie wiem, co oni sobie myślą, przecież nic tak nie integruje ludzi… Chyba że tego się właśnie bali 😉
oj my mieliśmy w ogóle bardzo dziwną wychowawczynie… wyjazd do Częstochowy przed maturą nazwała np „niepotrzebnym fatygowaniem pana Boga”… no ale i tak ją kochaliśmy. Jakby nie patrzeć ukształtowała nas. Pees. a twój dziadek i pielucha skojarzyli mi się z piosenką Elektrycznych Gitar: „wsiadł do autobusu człowiek z liściem na głowie…” 😉
No dokładnie, „nikt go nie poratuje, nikt mu nic nie powie”… 😉 Wredni ci ludzie, ubawili się kosztem biednego dziadulka! Hehe.
dziadki maja to do siebie ze zawsze z nimi było śmiesznie 😉 niezależnie czy z pieluchą czy bez 😉 właśnie wypatrzyłam z boku wzmiankę o johnnym deppie… tez go uwielbiam. widziałam wszystko w czym zagrał (prócz plutonu i koszmaru z ulicy wiązów) i czuję wredny niedosyt 😉
Ja niestety nie wszystko, ale to, co widziałam, wystarczy, by go uwielbiać Jeszcze Jude Law jest boski, mój drugi idol, chociaż z innej nieco parafii 😉
no faktycznie parafia jakby inna ale tez całkiem całkiem. ciastek fajny 😉
Mniam do schrupania! Oglądałaś „Alfie’go”? Jeny, nie mogłam się odkleić od ekranu… 😀
ano oglądałam 😉 to ci kobieciarz 😉 widziałam też oryginał z lat 60. Ten drugi jednak bardzo mi się podobał. A ten z 2004 roku został uratowany przez Jude’a. Ale to oczywiście moja skromna subiektywna opinia 😉
No to jest jego rola, nic lepszego tam nie było 😉 A tej wcześniejszej wersji nie widziałam, więc nie mam porównania…
„nic lepszego tam nie było” – dobre 😉 a to polecam, bo warto obejrzeć 😉
Hm, no może przesadziłam… Muzyka też była fajna 😉 Jak dorwę, to obejrzę z chęcią, bo dla mnie rewelacja.
nie, nieprzesadziłaś, ja tak samo reaguję na Deppa ;))) to daj potem znac czy Ci sie podobało 😉
Pewnie że dam znać A właśnie, przypomniało mi się, że w sumie jeszcze lubię każdy film z Bradem Pittem i Leonardo di Caprio 😉 Pismaki zrobiły z nich amantów, co im moim zdaniem mocno szkodzi, bo tak naprawdę świetni z nich aktorzy. Zresztą można by tak wymieniać i wymieniać… 😉 A Ty mnie nie podpuszczaj, bo ja się zbliżam do fazy pobudzenia 😉
ja podpuszczam? nigdy w życiu!!! 😉 di Caprio nie lubię, ale Brad Pitt bardzo się rozwinął od czasu swoich pierwszych ról, teraz jest świetny! widziałaś Babel? normalnie do schrupania aktorsko i wyglądowo 😉
Nie… miałam iść na to do kina, ale tak zeszło… Za to widziałam „Fight Club” i „Przekręt”, to są moje ulubione rólki! A jaką klatę tam prezentuje, mmm 😀
klata ach och 😉 w sam raz do okładów w czasie choroby i nie tylko 😉
No nie powiem, znalazłoby się dla niej jakieś ładne miejsce na mojej półce z lekami 😀
teoretycznie to nic poza TAKIM lekiem nie byłoby potrzebne 😉 nei ma to jak medycyna naturalna 😉
Nic dodać, nic ująć! Aż się rozmarzyłam (zresztą nie pierwszy raz dzisiaj), jejuu… 😉
Znowu jestem pod wrazeniem Twojej pamieci … ja cos tam z ubieglych lat pamietam, owszem, ale nie az tyle 😉
Tak, pamięć jest ulotna… Dlatego gdy mi się już coś przypomni, to sobie zapisuję 😉 Warto, nic tak nie uwiecznia miłych wspomnień jak przelanie słów na „papier”
O matko! Na tym cmentarzu to pewnie byłaś w niezłym szoku. Chociaż jeżeli masz popularne nazwisko to tak bywa ale jeżeli nie to faktycznie zbieg okoliczności.Ale historia z fasolą i pieluchą jest świetna, uśmiałam się do łez.
Właśnie jest mało popularne, w moim mieście są trzy mieszkania o tym samym nazwisku, z czego tylko jedno nie z rodziny. Więc szok był naprawdę potężny 😉
😀 już wyobraziłam sobie jak pół klasy biegnie do fontanny i wypija całą wodę 😀 fajnie tak fasolę ze sobą zabrać na zajęcia, ciekawe jaką minę miał korepetytor(?) ;))
Miny nie było, bo dyplomatycznie poinformowałam ją tylko, że pomyliłam siatki 😉
hehe ale by było gdyby zobaczyła tą fasolę hihi. fajne masz przygody. ja o swoich nie odważę się opowiedzieć bo aż wstyd 😉 no może kiedyś 😉
Wstyd? 😀 No no, to mnie dopiero zaintrygowałaś! Spróbuj, dobra zabawa, najlepsza na udręki codzienności hehehe 😉
tak wstyd 😀 już nawet myślałam co by tu opisać, ale poczekam aż mi odwagi przybędzie hihi
Jak to, tak buntowniczo z anuśśś gadałaś, a tu nagle brak odwagi? Coś kręcisz, kochana 😉
yyyy 😀 na obronę powiem: to inny rodzaj odwagi 😀 😀 ubawiłam się 😀
Nic nie wiem co mówisz, nic nie rozumiem, nic do mnie nie dociera, żadne tam rodzaje odwagi ;P Chcesz, żeby mnie zeżarła ciekawość? Tylko mi nie mów, że to pierwszy stopień do piekła, bo ja jestem chodzącym aniołem! 😉
w anielskość Twą nawet nie mam śmiałości wątpić 😉 no napiszę kiedyś o wszystkich mych i nie mych wariactwach 😉 cierpliwości
No to ja odliczam… Raz… Dwa… Trzy… Już? 😉
policz do ilu potrafisz i wtedy będzie już ;))))
A co to ja, na bezsenność mam zacząć cierpieć czy jak? 😉
od razu bezsenność… na noc możesz robić przecież przerwy 😀
Co za łaska na mnie spłynęła! Czy ułamki też mam zaliczać? ;P
uwielbiam te twoje „słowa na niedzielę” przy okazji sobie przypominam wiele sytuacji z życia własnego;)) no i uśmiechnę się… my kiedyś na wycieczce z własnym wyżywieniem, poszliśmy z głodu na grandę (dosłownie: ukraść) ziemniaczaną, nazbieraliśmy zimniaków ogromny gar!!! jakas gospodyni wiejska nam to ugotowała, a kiedy wracaliśmy do naszego schroniska wpadliśmy na pomysł bitwy ziemniaczanej, tłukliśmy się cieplutkimi i miekkimi ziemniaczkami, do ostatniego…a potem z głodu… hmm…;)
To mi się od razu przypomina, jak piekłam z koleżankami ziemniaczki na działce i koledzy przez płot proponowali nam, że się dosiądą dodatkowo z własnymi kiełbaskami 😀 Fajnie sobie tak powspominać szalone czasy, co nie?
no, fajnie, ale najbardziej cieszy mnie to, że mimo „sędziwego” wieku potrafię jeszcze czasem zaszaleć;) a tak z innej beczki, wiesz co z Małąrurką???? się zamknęła na świat, a ten post o tym co się u niej podziało nie wróży dobrze… masz do niej jakiś kontakt??? czy coś? jak będziesz coś wiedzieć daj mi znać, ok? dzięki;)
Rozmawiałam z nią dzisiaj i mówiła, że ma mętlik w głowie i chce się wynieść z onetu, ale nie przestanie pisać, bo to lubi i za bardzo by jej brakowało nas, blogowych znajomych Chyba się trzyma, ogólnie ta laska ją wkurzyła, ale przecież Rurek się nie da zarwać nikomu ;)… A potem pomagała mi się przedrzeć przez uruchamianie tzw. rss. Rany, jaka ona jest mądra! Normalnie ja tam zrobiłam z siebie głupka, a ona dokładnie wiedziała, co krok po kroku zrobić… Niestety gg mi padło i nie mogłyśmy dokończyć Buziaki!
to dobrze… uff… nie przejmuj się ja to dopiero jestem laik jeśli chodzi o kompa, tak że luzzz… takie baby powinno się odstrzeliwać bo są szkodą w społeczeństwie wielką… mam nadzieje, że będzie pisać… nie wyobrażama sobie, że mogłoby jej nie być;) dzięki za te słowa o mej „twórczości” może czas zająć się nią na poważnie? pomyślę… przecież to moje wielkie marzenie jest… ale o tym cicho-sza;) buźki;)
Będę milczeć jak grób (nawiązując do tematyki z posta hihi) Ale ogólnie to też tak sobie marzę o pisaniu na większą skalę… Tylko pojęcia nie mam, jak to zrealizować 😉 Dobrze, że istnieją blogi, nie? A Małarurka musi wrócić i nie ma innej opcji 😉 Buziaki!
:)) Jak się z Tobą nie śmiać albo przynajmniej uśmiechać?;D Z całą pewnością byłoby Cię ciekawie poznać na żywca;) Jak Ci się tyle przygód trafia?;P Świetne – to z gumą, z fasolą ;D;D:D… A może Ty po prostu umiesz to wszystko tak ładnie opisać, że genialnie się czyta?;> Taaak, zdolniacho;PPozdrawiam złoto-jesiennie;*
Żywię nadzieję, że nie tylko ja jestem pod tym względem szczodrze obdarowana przez los i każdemu się takie głupoty przytrafiają, trzeba je potem tylko ubrać w słowa 😉 W każdym razie cieszę się, że moje opowieści bawią i dziękuję za miłe jak zawsze słowa, buziak! :)))
bawią, poprawiają humor, uśmiech na twarz wysyłają…:)buziak i dla Ciebie!:*
W ramach rewanżu możesz sama takie anegdotki poopisywać, jestem pewna, że masz tego pełno w zakamarkach pamięci 😉 Chętnie poczytam 😀
Kobieto, ja z tego zrobię kolejną nudną porcję pisaniny!:DMoże kiedyś;) ;p
Nie uwierzę, dopóki nie ujrzę 😉
Tak, tak:D Może postaram się nad tym pomyśleć…;)) A co ja mogę zrobić z moją porcją energii? Jak ja bym chciała wstać i porzucać się liśćmi (choćby z kochaną Czerwoną:))! A Ty masz mi się wieczorem nie smucić! Cały dzień ma być piękny;) A chcesz spróbować moje ciastko z powidłami?;) A potem to pierogi będą:) Ojejku, jak fajnie jest! I jeszcze fakt, że ktoś taki jak Ty jest w podobnym stanie!:)Oszalałam!Cieszmy się z życia! Ile ja bym dała, żeby tak zawsze było!:) (może mam dni płodne po prostu?…;D) Postaram się może…Pozdrawiam i ciacho przesyłam, i pieroga (ale to potem; a lubisz ruskie?), i słoneczka trochę mojego lubuskiego, i liści dużo złotych, i kremu z kremówki, i muzykę radosną, i zapach perfum, i uśmiech, i duuuuuużo najszczerszych buziaków:) :*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:**:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:*:)
Rany boskie…! 😀 No ja na pewno jestem w fazie pobudzenia, bo tylko seksu mi brak do pełni szczęścia 😉 Tymczasem zamiast gniecenia wyrka pozostaje mi iść na zajęcia Ale nic to, do wszelakich wiadomości jeszcze ponad godzina radochy 😉 Mniami, ale mi pyszności serwujesz, to ja Ci przesyłam trochę spaghetti z sosem bolońskim! 😀 Aż mi ślinka pociekła. Howgh!
To wyrwij jakiegoś wykładowcę albo kolegę, a co!]:-> Miłych zajęć, mimo wszystko;) Jak będzie nudno, smutno czy też wnerwiająco, wyjrzyj przez okno albo napisz coś ciekawego – Ty umiesz;-) Później się pochwalisz, co robisz na zajęciach;pŚciskam serdecznie:*
Spieszę poinformować, że dzisiaj pilnie notowałam i słuchałam, i dostałam 3 z koła 😉 Może 3 to nie jest najlepsza ocena, ale ważne, że zdane, ufff! Buźki!
Dla mnie trója to czasami manna z nieba! Tak że gratuluję, a co!;)Aleś się dorobiła – 80 komentarzy… Dziadu;p Kolejny powód do gratulacji;)A ja byłam u lekarza i widziałam swoje szwy! Uaaa. Fajne są;-) ADHD mi przeszło, ale nie do końca, będzie dobrze; mam nadzieję, że u Ciebie podobnie albo i lepiej;) Buziaki :****!
Pamiętaj, że połowa tych komentarzy to wytwór własny, ja też się tu udzielam 😉 A dzisiaj było jeszcze lepsze od wczoraj, ale ponieważ jestem niedowiarkiem, to dopóki nie zobaczę tego czarno na białym, to cicho sza Powinnam w sumie tłumaczyć górę tekstów, ale dzisiaj chyba zrobię sobie (znowu) wolne 😉 Fajny film w tv i fokle… Jak tam noga, możesz już chodzić?
Rozumiem, rozumiem, nie chce się;) A kuśtykam sobie troszkę, ale już lepiej – bo nie muszę na jednej skakać;D Dziś zrobiłam jakąś dziwaczną figurę, wygłupiając się z mamą i…poczułam jakiś trzask, auaa… Aż się wystraszyłam, że skóra się rozerwała 😀 Ale wszystko dobrze;)
Brr, nie lubię, jak coś trzaska w kościach! Niektórzy mają miły zwyczaj strzelania stawami palców – ciarki mnie zawsze przechodzą! Ale to dobrze, że już się lepiej czujesz i dokazujesz ;P No i dodatkowy plus z tego Twojego wypadku taki, że nie musisz wychodzić na dwór – makabra. Buziole!
mnie najbardziej ubawil dzidek z pielucha. dostalam normalnie glupawki i nie moge przestac sie smiac! chyba za bardzo mi wyobraznia zadzialala, zobaczylam go jak kroczy pewnie i godnie przez miasto z ta pielucha na glowie i irytuja go podejrzane spojrzenia przechodniow, hehehe, o matko, bomba!
Ja tylko żałuję, że znam to jedynie z opowiadań 😉
Bardzo Ci dziękuję za nasiona fasoli 😀 Bardzo 😀 W końcu się dziś uśmiechnęłam. Ba, nawet zarżałam 😉
Polecam się na przyszłość Tak a propos, to też się uśmiałam – z tego podziękowania, bezbłędne! 😀
A skorzystam, jak najbardziej 😀 No i nic nie poradzę, że rżę na myśl o fasoli na angielskim 😀 😀 😀 Bomba!!!
No nie powiem, rzadki widok 😉 A raz na ten angielski w ogóle zapomniałam pójść 😀 Bo się zapatrzyłam w tv hihi, dopiero koleżanka musiała po mnie specjalnie przyjść 😀 Zresztą na tym angielskim to cuda bywały
Też chodziłam na angielski. I raz zamiast lekcji strzelałam z wiatrówki. Po polsku 😉
Lol 😀 Nie no, czym ja się w ogóle szczycę, moje tv to nędza w porównaniu z wiatrówką 😀 Hihihihihi
Powiem Ci, że zdarzało mi się mylić torby….ale nigdy nie trafiłam w taki sposób na fasolę…;) Hehe, a z tym nazwiskiem na cmentarzu to niezła historia…U nas w kościele jest tak jakaś tablica pamiątkowa jakiegoś dziedzica z dawnych czasów, ów mężczyzna urodził się tego dnia co ja, tylko rzecz jasna 100 lat wcześniej….hehe więc jak byłam mała to uroiło mi się w główce, że pewnie umrę też tego samego dnia co ów człowiek…hehe…dokładnej daty już resztą nie pamiętam, ale jakoś w październiku mu się zmarło…W dodatku po całkiem niedługim żywocie….bo ok.50-60 lat miał delikwent….hehe dziecięca wyobraźnia…;-) Pozdrawiam:*
No to spluńmy przez lewe ramię, żeby się nie spełniło! Hehehe, opowieści z krypty są naprawdę niesamowite…
Przez lewe i to 3 razy na wszelki wypadek i dla lepszego efektu;)
I urok na psa!
Oj, jak sobie przypomnę nasze wycieczki…
No ja w LO niestety tylko jedną taką, nazwijmy to „długą” miałam… Ile więcej by było do opisywania, gdybyśmy częściej wyjeżdżali…
Jak zwykle sympatyczny niedzielny post Guma i fasola w szczególności. Masz fenomenalną pamięć. Jakbym pomyślał trochę, też może bym coś sobie przypomniał, ale Ty opisałaś już kilkanaście tych historyjek…Pozdrowienia!
To nie jest tak, że siadam do pisania i od razu mam kilka historyjek na zamówienie 😉 Każdy ma pełno śmiesznych wspomnień, tylko trudno je na poczekaniu wygrzebać z pamięci. Musi być jakiś impuls, np. w rozmowie z kimś albo pod wpływem jakiegoś zdarzenia… A potem to już wystarczy jedynie spisać i gotowe. Kwestia bardziej doboru słów niż pamięci, tak myślę… Pozdrawiam i jak zawsze grzeję się w Twych miłych słowach! 😉
Faktycznie, masz rację. Ja mam nieraz tak, że w czasie rozmowy przychodzi mi do głowy jakaś pointa, zazwyczaj powiedzonko lub kawał, słyszane nawet wiele lat temu. Tak, normalnie, „na sucho” nie wpadło by mi to do głowy, ale to ta rozmowa katalizuje taki efekt, ten przebłysk. W każdym razie, jak to napisałaś, efektem jest czysty zysk ja mam frajdę i słuchacze.PS. W nawiązaniu do końcówki Twojego wpisu-pozdrawiam CIEPLUTKO!
Dokładnie tak to się odbywa. A potem sobie to zapisuję gdzieś na brudno, sam pomysł, żeby potem było łatwiej wrócić. I wracam 😉 Może to wygląda dziwnie, jakbym mocno poważnie traktowała pisanie bloga, ale warto, bo naprawdę nieźle poprawia nastrój Co zaś się tyczy pozdrowień – ooooj, dzisiaj skorzystam z jeszcze większą ochotą – przemarzłam na wylot, zima idzie jak nic!
To nie wygląda dziwnie, to wygląda inteligentnie (jestem konsekwentny jak widzisz Widać, słychać i czuć ;-), że pisanie przychodzi Ci lekko, łatwo i przyjemnie, pozazdrościć tzw. lekkiego pióra (powtarzam się ;-), a korzyści z Twojego pisania rodzą skutki, że tak powiem „zawodowo” – erga omnes :-))) A co do pogody, dzisiaj to dopiero była „przykra”, ten deszcz ze śniegiem, no comments… Jutro ma być identycznie :-/Tym bardziej przesyłam cieplutkie pozdrowienia, okraszone promiennym uśmiechem!
Naprawdę śnieg padał? Nie zauważyłam… Ale dzisiaj chyba w ogóle miałam szczęście, więc nie jestem obiektywna 😉 Właśnie zobaczyłam, co napisałam. Normalnie tekst rodem z końcówki filmu „Cztery wesela i pogrzeb” 😀 Aha, ogłaszam ważny komunikat: powtórki w tej akurat kwestii, którą poruszyłeś, są dopuszczalne, żeby nie powiedzieć wskazane! Chociaż lojalnie uprzedzam – uważaj, bo ja się szybko przyzwyczajam do bycia rozpieszczaną 😉
Faktycznie, przy Twojej fantazji i pomysłowości, niedługo zacznie mi brakować słów do pochwał, jak widzisz-już sięgłem do łaciny Gratuluję optymistycznego dnia w różowych okularach. Pozdrawiam kolorowo.
To dobrze, może wreszcie zacznę się tej łaciny uczyć 😉 Bo na razie znam tylko nazwy roślin, niektórych patogenów i parę powiedzeń 😉 Tak więc skoro już sięgnąłeś – rozwijaj w tym kierunku, jak najbardziej 😉 Pozdrawiam księżycowo 😉
Przeceniłaś moją wiedzę na temat łaciny-ogranicza się ona do słówek i kilkunastu sentencji związanych z moim zawodem. To podobnie jak u Ciebie, tylko tematyka inna Ale For You zawsze coś fajnego i miłego się znajdzie!Pozdrowienia!
Ale, jak rozumiem, nie będzie to łacina podwórkowa? 😉
Ależ oczywiście, że nie 😉 Czy Ty w ogóle jesteś w stanie doprowadzić kogoś do tzw. szewskiej pasji? Choć z drugiej strony coś mi się przypominają opisy Twoich „krwawych jatek”, w chwilach złego nastroju. Ja jak się wkurzę, to że tak powiem w przenośni-„odmieniam zakręty po niemiecku” ;-).Pozdrawiam !
Widzę, że pokazuję tu nieco zniekształcony obraz rzeczywistości 😉 Żebyś wiedział, jak ja potrafię wkurzyć… Dla pocieszenia dodam, że samą siebie też 😉 A i „zakręcać” umiem, znajomi się zawsze śmieją, że ja taka subtelna, a jak czułymi słówkami przyłożę, to włosy dęba stają. Ostatnio jednak lingwistycznie zabawiam się po cichu i to głównie gdy tramwaj nie jedzie/się psuje, a ja już mam poślizg, jak np. wczoraj 😉
Domyślam się, że temperamentna z Ciebie osóbka! No i dobrze, że masz POWER !Pozdrawiam weekendowo :-)))
Efekt uboczny mieszkania z rodzicami i słuchania rocka w młodości (czasem i teraz) 😉 Odnośnie tego ostatniego – jestem zdania, że na wszystkie doły najlepiej pomaga energetyczna muzyka. Tak w ogóle zawsze mi się marzyło mieć własny pub, w którym bym puszczała swoją ukochaną muzę i mogła sobie do niej potańczyć… Zresztą to uwielbienie chyba widać – nawet nazwa mojego bloga i myśl przewodnia są rodem z piosenek Miłego weekendowego relaksu!
Po tym ciężkim dniu czuję że humor mi się poprawił:)
Taki był zamysł 😉 Tzn. egoistyczny, ale jak już rzekłam – można tylko zyskać 😉 Cieszę się, że się przydałam
rzeczywiście podnoszące na duchu
Zwłaszcza nr 4 😉
z ta fontanna to chyba nie było tak zle poza tym ze było nudno i miałam skrecona kostke 😉 guma wymiata ale kurde tego nie pamietam 😉 fajnie mnie podlinkowałas w „blogach”!!! hahaha ale co racja to racja 😉
Ja wtedy okres dostałam 😉 Taki bonusik… A co do linka, to nawet nie wiem, czy to gramatyczne, bo produkcji własnej, ale zawsze jednak francuski 😀 Tak fokle to jak mnie znalazłaś???
eee łatwo było 😉 jakbys w jednej z notek nie wpisała „armaquesse” to bym cie nie znalazła 😉 ale fajnie ze cie jednak przekonałam do pisania 😉
Nie pamiętam tego… Ale tu muszę sprostować – to nie namawianie mnie do tego skłoniło, tylko choroba i nuda, i dół ;P Mówiłaś komuś? Bo teraz nie wiem, co zrobić…
Oj poprawiłaś humor:)))Uśmiałam się,same „perełki” tu przytoczyłaś.Masz w zanadrzu więcej takich historii?Pozdrawiam [gwiezdny-pyl]
Kiełkują Zapewniam, że ciąg dalszy nastąpi i cieszę się, że się podoba Pozdrawiam!