Koszmaru ciąg dalszy:
1. Kiedy jeszcze nie miałam komputera u siebie, tylko chodziłam na niego do siostry (jak widać historia lubi się powtarzać), zawsze największą atrakcją było dla mnie jej wyjście na noc, ponieważ wtedy mogłam ową noc spędzić przed ulubioną maszyną. Któregoś dnia dowiedziałam się, że sister znowu wybywa, więc niezwłocznie spłodziłam do niej smsa treści: ” Misiu, mogę dzisiaj u Ciebie nocować? Bo słyszałam, że chata wolna”.
Niestety dopiero jak poszło w eter, zauważyłam, co zrobiłam. Mianowicie wysłałam tę znaczącą wiadomość na komórkę ojca najlepszej koleżanki ze szkoły.
Cóż, z dwojga złego dobrze, że nie do matki.
2. W podstawówce z wyżej wymienioną koleżanką jeździłyśmy często na moją działkę. Pewnego razu wymyśliłyśmy sobie zabawę polegającą na urządzaniu pogrzebów owadom (a w zasadzie stawonogom, bo pająki też się trafiały). Pogrzeby były dopięte na ostatni guzik – z orszakiem, należnymi honorami, profesjonalnym odśpiewaniem przeze mnie Ave Maria i porywającą przemową nad grobem. Zakopywanie odbywało się na ogrodzie, pomiędzy kwiatami na rabatach, którymi zresztą przyozdabiałyśmy kopczyki, opatrzone również obowiązkowo krzyżami z patyków.
Któregoś dnia mój tata to znalazł i włosy stanęły mu dęba.
(A i tak największy szok został mu oszczędzony, bo nigdy go nie poinformowałam, iż niektórym owadom nieznacznie pomogłyśmy stać się denatami…)
3. Tatko z upodobaniem wpierał mi zawsze, że chrabąszcze i nietoperze lubią się wplątywać we włosy. Ja rzecz jasna się śmiałam i pukałam w czoło na te słowa – do czasu. Pewnego pięknego letniego wieczoru stałam sobie spokojnie na przystanku tramwajowym, gdy nagle zabrzęczał koło mnie chrabąszcz, który najwyraźniej a) szóstym zmysłem wyczuł miękkość moich włosów, b) miał za mało miejsca w powietrzu, by mnie ominąć, c) był ślepy lub d) złośliwy i bezbłędnie wycelował w moją głowę. Wszechświat nie usłyszał przeraźliwego wrzasku tylko dlatego, że bałam się, czy spłoszonemu zwierzątku nie najdzie wtedy ochota na przemieszczenie się np. do mojej paszczy.
Uroczyście oświadczam, że już w to wplątywanie wierzę i nie ma potrzeby mi tego udowadniać za pomocą nietoperza…
4. A. miał (ma?) wielkiego psa, właściwie sukę, Zuzę. Taka mieszanka kundlowata, ale naprawdę ogromna. Owa Zuza zawsze lubiła otwierać sobie bramę wjazdową i chodzić na samotne spacery po wsi. Gdy bramę zaczęto zamykać inaczej, znalazła nowy sposób, bardziej lekkoatletyczny; niestety najtrudniejszy pierwszy SKOK, w związku z czym mama A. pewnego pięknego dnia ujrzała swoją psinę wiszącą brzuchem na tejże bramie z poczuciem winy w oczach, acz wciąż, zgodnie z zasadami PR (innymi słowy dla złagodzenia gniewu pani), pieczołowicie merdającą ogonem.
Z tym psiakiem to czesto się zdarza, moja ciocia ma wielkiego kaukaza…i on w ten sam sposób uciekał na panny….hehe. Któregoś razu właśnie zawisł na siatce…i biedak poważnie się pokaleczył, ale niczego się nie nauczył…jak się rany zagoiły – znowu zaczął swoją praktykę powtarzać….;)
Ona też chyba nic z tej lekcji nie wyniosła 😉
Ot, widać taka już psia natura…hehe:)
Albo może to wyjątkowe pieski 😉 Ewentualnie na starość nie czają bazy 😉
Ty to masz opowieści;D ta pierwsza jest rewelacyjna… o mały włos a udławiłabym się herbata;d
A w sumie nawet nie wiem, jak ten jej ojciec zareagował na taką propozycję… 😉
od razu mi się humor poprawił nigdy nie wpadłam na to by mrówce zrobić pogrzeb… jeśli chodzi o zwierzęta, to mój królik ostatnio nie wyrobił na zakręcie i się przewrócił. chyba było mu wstyd, bo uciekł pod stół 😉
Buahaha, nie no, to się ubawiłam Najlepsze, że jak zwierzak zrobi coś głupiego, to tak śmiesznie reaguje, czasem całkiem jak człowiek…
tylko ja zawsze myślałam, że zwierzęta potrafią doskonale zapanować nad własnym ciałem, a tu się okazuje, że wcale nie. och te włochacze 😉
No właśnie, dlatego tym bardziej takie ekscesy są zabawne I ten wyraz pyska, taki zdziwiony…
Ja kiedyś kilka smsów zamiast do chłopaka wysłałam do… chłopaka, ale byłego:) I też bałam się kiedyś strasznie nietoporzy, wierząc że nagle nadlecą i wyrwą mi wszystkie włosy:P
Ja się nigdy nie bałam, ale chyba zacznę 😉 W każdym razie do jaskini wejdę tylko w czapce 😉
za sms do taty kolezanki stawiam piwo!
Trzymam Cię za słowo! 😉
a za jezyk tez?
Za język to Cię mogę co najwyżej pociągnąć ;P Tfu, jakie to dwuznaczne wszystko ;D
taa ty swin.tucho jedna ty;))
Oj, nie jedna, nie… Moich wcieleń jest znacznie więcej 😀
Uwielbiam Twoje Słowo na niedzielę 😀
A wiesz, jaka radocha je pisać? 😀 Polecam jako terapia, spróbuj 😉
Tak, to mi się podoba 😀 Zaraz spróbuję
To zaraz sprawdzę, czy zadanie wykonane 😉
Z tym sms-em to niezła akcja-o mało co nie zainicjowałaś rozkładu pożycia małżeńskiego, byłby niezły dowód w Sądzie… A co do nietoperzy, to słyszałem zarówno o tej teorii wkręcania się we włosy, jak i o „naukowym” wytłumaczeniu-chodzi ponoć o to, że wlosy dają jakieś dziwne ultradźwiękowe echo, które myli nietoperze, w każdym razie również wolałbym się praktycznie o trafności tej teorii nie przekonywać 😉
Na szczęście smsowa przygoda skończyła się tylko na zbiorowej radości 😉 A co do nietoperzy – hm, jak to dobrze, że jestem na biologii roślin, one przynajmniej aż tak głupich niespodzianek nie robią 😉