Dziwny dzień i trochę o Biologach na wycieczce II

Dzień zaczął się o 6.50, kiedy to kolega A. postanowił złożyć mi smsem życzenia na Dzień Dziecka. LOL. Kolegę widziałam 2 razy w życiu, ale co tam. Już nie wspomnę, że godzina mordercza…
Ranek spędziłam na pracy i dołowaniu się przy Portishead, jako że dziś byłaby rocznica mojej pierwszej rozmowy z A., a to przecież on nauczył mnie słuchać tej muzy.
Następnie pojechałam do Oli, gdzie z dziewczynkami uczyłyśmy się rozpoznawania badyli. Trudno w to uwierzyć, ale za cholerę nie możemy odróżnić jesiona od bzu (!), bo trzech z nas nie było wtedy na zajęciach, a Paulina nie pamięta :) Więc droga w-i-a-r-o w poniedziałek będziesz miała okazję zabłysnąć wiedzą 😉
W domku obiad, dokończenie laurek i w drogę, niemalże tę samą, co poprzednio, bo jak wiadomo Czerwona musi mieć wszędzie daleko… W pracy szefowej nie było, w efekcie czego wróciłam bez połowy składników, ponieważ szef żyje chyba w innym wymiarze i nawet nie wiedział, czego brakuje.
Po drodze doznałam dziwnego uczucia deja vu, gdyż kilka zupełnie obcych osób zobaczyłam po raz drugi w ciągu tego dnia. Czyżby błąd matrixa?
Miałam dziś z laskami się poopalać. Wystarczy spojrzeć na niebo, aby wiedzieć, że nic z tego of course nie wyszło, nie mówiąc o tym, iż kochane panienki nie raczyły w ogóle się odezwać, a mi się już nie chciało.
Teraz wcinam żelki i popcorn, a niedługo zrobię grzanki i będę błogosławić los, że chociaż tego nie muszę sobie żałować :) Chudzielce górą! ;P
I tak mi mija ten nudny i wspomnieniowo smutny 1 czerwca.

Miałam coś napisać o Kórniku. Hm no w zasadzie w-i-a-r-a większość ogólnych wrażeń emocjonalnych opisała, bo absolutnie się zgadzam, że te studia są cudowne, ale moim zdaniem dopiero na specjalizacji… Mogę tylko dodać, że hitem w arboretum była rozmowa o Koopie. Kiedy wleźliśmy w wielkie trawsko, naszło nas na wymyślanie nazw dla zbóż. Ponieważ zielsko uczula, zdecydowaliśmy nazwać je Dupa, ale przez oo (Doopa), żeby COBORU (zainteresowanych odsyłam do wyszukiwarki Google ;P) się nie czepiało, gdyż oni tam mają fioła na punkcie nazw – „nazwa nie może sugerować właściwości odmiany” (a Dupa przez u raczej sugerowałaby). Ale skąd się przyplątała Koopa, to nie pamiętam, grunt, że z Doopy postanowiliśmy wyprowadzić nową odmianę – Koopę. Urocze, to mogli wymyślić tylko biolodzy na wycieczce dendroznawczej i to nie byle jacy biolodzy, bo Typowy Samiec, Typowa Samica i Nietypowa Lesba 😉 Ciekawostka – mimo przewagi bab, Typowa Samica była wyraźnie w mniejszości pod względem płciowych upodobań, co jej jednak nie przeszkadzało ;P
Inny hicior to tekst Lesby: „nie lubię sów, bo są grube i owłosione” – no nie wiedzieliście, że sowy mają WŁOSY??? 😉
Dodajmy do tego pana jak z klocków LEGO, takiego kwadratowego i z włosami a la czeski chłopek, który nas oprowadzał, idąc z przodu grupy i mówiąc w przestrzeń przed sobą, czyli do drzew, oraz wielką debatę na temat stylu Zamku (która oscylowała pomiędzy barokiem, gotykiem, neogotykiem, baroko-gotykiem, renesansem, po czym pan zepsuł całą zabawę i nas uświadomił, że to romantyczny renesans). Całkiem fajny melanż, jakże związany z tematem wycieczki – dendroflora parków i arboretów. Taa zboża, sowy i zamki.
Jak ja uwielbiam tę naszą elitarną (:D) grupę!!! Nie wyobrażam sobie końca studiów… Nawet wakacji nie chcę…
Wolę o tym nie myśleć. I życzę sobie jeszcze jedną wycieczkę! A za rok na grzyby!!! To by była dopiero jazda, wśród porannych mgieł i pająków 😀

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

6 odpowiedzi na „Dziwny dzień i trochę o Biologach na wycieczce II

  1. ~w-i-a-r-a pisze:

    tej a to nie był gotyk romantyczny? Mikuś i tym licencjata pisał i też już nie pamieta jaki to styl 😉 kocham Twój cyniczny styl literacki, Strzelce górą! i te chude i te grube i te chudnace rzecz jasna też! 😉

  2. ~małarurka pisze:

    Ja sie modlę o koniec studiów!!! To mój koszmar!!!

    • ~Czerwona pisze:

      Współczuję… Ja bym nie wyżyła tego roku bez studiów, ale domyślam się, dlaczego Ty tak nie lubisz swoich, wspominałaś o krzywdzących Cię znajomych… Ale za to masz Rurka. A co właściwie studiujesz, jeśli można spytać? Pozdrawiam cieplutko

      • ~Czerwona pisze:

        Lol odpowiadam sama sobie, ale właśnie przeczytałam, że nie tylko o ludzi chodzi… no tak, praca mgr to także i mój koszmar, nawet nie pisanie, tylko najpierw badania, które za cholerę nie wychodzą i nikt nie wie, co z tym fantem zrobić :/ Mam szczerze dość, to strasznie zniechęca. Ja bym mogła tak sobie studiować dla samego studiowania, a nie dla pisania czegoś, o czym nie mam pojęcia, i posiadania tytułu, bo i tak się mianuję biologiem, i tak ;P

        • ~malarurka pisze:

          Co studiuję-rehabilitację! To była moja wielka pasja(i nadal jest tylko studia odebrały mi radość myślenia o zawodzie) gdy uzyłam się w studium. Tam byli ludzie z pasją i pokazywali jak praktycznie pomóc ludziom. Teraz większość wykładowców tłucze nam teoretyczne bzdury z których nic nie wynika i które nie maja pokrycia w rzeczywistości. Poszłam na studia pełna ambicji i chłonna wiedzy a dostałam tylko kubeł zimnej wody na głowę i system 3xZ

          • Czerwona pisze:

            My też dopiero w tym roku odkryliśmy tak naprawdę uroki studiowania… Bo wcześniej tylko probówki, genetyka, doświadczenia, w których nawet nie wiedzieliśmy o co chodzi i co właściwie robimy… Szkoda, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale 😉 Najbardziej cieszą chyba te wycieczki w teren, no i może jeszcze zmniejszenie grupy do 14 osób, dzięki czemu jesteśmy bardziej zżyci :) Bo ludzie na studiach są bardzo ważni – i wykładowcy, i studenci…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *