Podczas choroby najbardziej nieznośne jest to, że nie można nigdzie iść. Tym razem odczuwałam ów fakt tym dotkliwiej, iż dostawałam mnóstwo maili informujących o wyprzedażach. Jak więc myślicie, dokąd po pierwszym dniu pracy zaprowadziły mnie spragnione ruchu nogi?
W H&M spędziłam chyba 1,5 godziny. Gdy już przeszukałam prawie wszystko, byłam objuczona jak wielbłąd i tylko czyhałam, aż pani z przymierzalni się ulotni, bo nie pamiętałam, czy można wejść z ilością ubrań powyżej trzech, a ja miałam dziewięć 😀 Na szczęście (dla portfela) moja figura jest na tyle wymagająca, że nawet połowa ciuchów nie wytrzymała selekcji 😉
Kolejny przystanek – Reserved. Miałam pół godziny do zamknięcia, dlatego biegałam po nim z obłędem w oczach i wywalonym do kolan jęzorem. Najwięcej czasu przesiedziałam w kuckach przy biżuterii, usiłując wyplątać z kłębka łańcuszków ten, który mnie interesował. Nie udało się, więc ze złości wzięłam dwa inne 😉 W tym jeden, na który już dawno polowałam, ale wtedy kosztował 30 zł. Teraz zapłaciłam 10
Wyszłam jako ostatnia klientka, z wielkim uśmiechem, tak wielkim, że aż pan z marketu usiłował mnie poderwać 😉
Następnego dnia zawlokłam tam jeszcze mamę i nie wiem, jakim sposobem, ale w nieco tylko dłuższym czasie przeszłyśmy ze spokojem dokładnie wszystkie sklepy. Najwyraźniej sama dostaję małpiego rozumu 😉 Tak czy owak dwudniowe polowanie skutkowało utratą ok. 200 zł, a zyskaniem: czterech bluzek z krótkich rękawem (w tym jednej falbaniastej w kwiatuszki – wiadomo ;)), tuniki sweterkowej, paska do spodni, dwóch wisiorków i chusty. Zaszalałam? Może, ale ponieważ na żadnej rzeczy nie przekroczyłam 40zł, uważam łowy za udane
Przyznaję jednak – nie do końca panuję już nad tym fatałaszkowym szaleństwem. Przy okazji zakupów (a raczej ich wypakowywania) zaczęłam przeglądać, co właściwie mam w szafie – dzięki czemu odkryłam zakupioną rok temu tunikę, której nigdy nie miałam na sobie, co więcej – która leżała na półce z przypiętą ciągle metką 😀 Przypomniałam sobie również parę innych starych ciuszków, w tym uwielbianą elegancką kiecę bez ramiączek. To chyba znak, że mam już za dużo ubrań? Mój tata jest tego samego zdania i zawsze, kiedy wracam z łupem, wytyka mi, że zapomniałam o kupnie najważniejszej rzeczy – nowej szafy 😉 Faktycznie, w tej chwili naprawdę jest coraz gorzej z miejscem… Ale co ja poradzę, że wszystko się może przydać? ;P