Szlag może trafić. Postawili mi przed blokiem nowe huśtawki, chybotki, piaskownicę i inne takie. Fajnie, tyle że za kilka dni przestaną pewnie istnieć, podobnie jak przestały istnieć ławki i kosze na śmieci, o porysowanych lustrach w windach nie wspominając. Już osiedlowe dresiczki (małe, duże, wszystko jedno) o to zadbają. Łącznie z ich rodzinkami.
Skąd w ludziach ta potrzeba bezinteresownego niszczenia? To taka przyjemnosć rozwalić coś, co ktoś inny dla wygody całego społeczeństwa postawił? Bo pewnie im na drodze stoi, taa. Albo samo się pchało w ręce. A może pomalowane na niewłaściwy kolor? No, to już jest jakiś argument, w końcu kolory mają niebagatelny wpływ na psychikę. Chuligani to chyba się w jakimś wściekłym wychowywali; na pewno nie w subtelnej zieleni.
A propos zieleni – oto moja największa bolączka i nie przebaczę temu, kto to zrobił.
Otóż parę lat temu w parku obok został zasadzony rząd drzewek. Młode, śliczne, zaczęły już podrastać, zielenić się. Któregoś dnia idę drogą i co widzę? Wszystkie te drzewka złamane idealnie w tym samym miejscu. Od linijki chyba, albo chuligan-SokoleOko. Roślinki nadawały się już tylko jako nawóz. Przysięgam, gdybym złapała na gorącym uczynku, to bym chyba łapy cholerze obcięła. Normalnie mi się ryczeć chciało, wracałam do domu ze łzami w gardle. Niech mi ktoś wytłumaczy, bo nie rozumiem, co komu te drzewka przeszkadzały.
Nie liczę, że to coś przeczyta ten post, ale wszem i wobec ogłaszam, że życzę ci, kimkolwiek jesteś, abyś zdechł kiedyś z braku tlenu, gnoju!
Ja jestem w ogóle bardzo wyczulona na cięcie drzew, bo moi sąsiedzi na działce już 3 razy ścinali mi kawał drzewa, i to bez naszego pozwolenia. Ja rozumiem, że mogą im przeszkadzać rosnące u nich gałęzie. Ale co innego jest je przyciąć, a co innego wejść komuś pod jego nieobecność na posesję i ściąć całe konary średnicy 30cm. Baliśmy się nawet to zgłosić, bo jeszcze by nam podpalili wszystko (tfu tfu). Z takimi to wszystko możliwe. Na szczęście jedno drzewo, które taka wycinka zmniejszyła dosłownie o połowę, odkryło w sobie wielki potencjał i przygrzało im taką bujnością nowych gałęzi, że na ich miejscu bym szczerze żałowała. Pewnie w przyszłym roku obetną je już w całości, a co się będą rozdrabniać. Grrr. Czeremcha, liczę na Twoją odporność.
Tak mi się jeszcze teraz przypomniało, jak świetne są zawsze komentarze myślicieli przy okazji wypadków drogowych. „Drzewa przy drodze stanowią zagrożenie, trzeba je wyciąć”. No tak, bo drzewka mają nóżki i jak jedzie auto, to specjalnie się tak ustawiają, żeby w nie trafiło. Litości… Jeszcze żeby to chodziło o to, że drzewo zasłania drogę. Ale nie, na prostej jak strzelił im zawadza.
Ech… A już podpalanie lasów to cios poniżej pasa. Śmiecenie jeszcze mogę w jakiś sposób pojąć (pojąć, nie zaakceptować), bo to z lenistwa albo żeby nie płacić za wywóz. Koszmar, ale jakiś zysk z tego może i jest. Lecz zabawianie się w Nerona… No po co, po co??? Co to, ognia jeden z drugim nie widział, że się podnieca? Potem hektolitry wody do gaszenia, a w Afryce ludzie nie mają co pić…
A zatem kochani – jeśli chcecie jeszcze pożyć na naszej pięknej planecie tak, abyśmy i my, i ona mieli z tego jakąś radość, proponuję co? Niszczyć!
Oto nasza dewiza. Niszczyć bezmyślność, głupotę, okrucieństwo i chamstwo. I to od zarodka.
Zajęcia nie zabraknie na najbliższe 5 tysięcy lat, o to możecie być spokojni.