W-i-a-r-a napisała, że bilet już kupiony, czyli nie mam nic do gadania. Uwielbiam być tak despotycznie pochwycona, zwłaszcza że komu jak komu, ale jej mogę ufać. Odczuwanie świata to my mamy zsynchronizowane do nieprzytomności – więc i tym razem się nie zawiodłam. Mimo 2,5 letniej – zgroza! – przerwy w spotkaniach, nasz wspólny powrót w krainę muzyki był prosty jak każdy uśmiech, który posłałam w kierunku grupy Me Myself And I. Na ich występie bowiem spędziłyśmy niedzielny wieczór.
Zespół z Wrocławia tworzą Michał Majeran i Magda Pasierska, współpracujący z kilkoma beat-boxerami. Szerszej widowni dali się poznać w programie „Mam talent” (dotarli do finału), a niedawno wydali swoją debiutancką płytę pt. „Takadum!”. W utworach, będących rozkosznym miksem gatunków, (m.in. szalonego elektro, jazzowej improwizacji, stylowego trip hopu czy optymistycznego dubu), używają tylko własnego głosu, wzmocnionego odpowiednim urządzeniem, nadającym rozmaite rozwarstwienia i pogłosy.
Przyznaję, że idąc na koncert miałam o nich bardzo mgliste pojęcie, coś tam kojarzyłam, lecz nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać – i fakt ten zapewne również zaważył na mocy, z jaką odczułam w sobie tak nowe dźwięki.
Ludzie, to jest obłęd! Niewiarygodne wyczucie rytmu, absolutnie czysty i ciekawie chropawy, czarny wręcz miejscami wokal w połączeniu z perfekcyjnie dobranymi efektami, basami, wibracjami – po prostu zwariowałam! A najlepsze, że wyszkolenie wyszkoleniem, lecz tutaj największą magię tworzy wyobraźnia i łatwość, z jaką ci ludzie bawią się muzyką. Zdumiewająca i niesamowita energia, którą emitują w kosmos, sączy się w odbiorcę bez jego woli czy wiedzy, nagle znajduje się on w innej przestrzeni, w kompletnie nowym wymiarze, potrzebuje, pragnie, musi zamknąć oczy i wchłaniać obrazy, które równie bezwiednie jawią się w zasłuchanej głowie – a jednocześnie nie chce uronić ani jednego gestu scenicznego, ani jednego uśmiechu, gdyż każdy coś oznacza, każdy wyraża emocje i radość kreowania. Jest to bowiem bardzo pozytywna muzyka – i nawet kiedy ociera się o tęsknotę czy melancholię, jak w moim ukochanym „Elytom Encon” (vel „Nocne motyle” :)), robi to z lekkością motyla właśnie. Absolutnie nie przytłacza, bardziej poraża fenomenem, zwłaszcza że jest w większości twórczością własną, zaś jeśli już artyści (tak, nie boję się tego słowa) decydują się na covery, to nie kopiują jak popadnie, motyw przewodni stanowi dla nich jedynie kręgosłup, a resztę dopisują sami w kompletnie nowej konwencji. Zresztą, umówmy się, nawet „Wlazł kotek na płotek” w ich wykonaniu byłby zapewne świeży i odkrywczy – i całkiem bez słów, gdyż tych używają, delikatnie mówiąc, bardzo oszczędnie. Co jednak zupełnie nie ujmuje im kunsztu. Miazga po prostu!
Pozostawili mnie stojącą z wypiekami na twarzy, światłem w oczach i… dotkliwym uczuciem niedosytu. Za krótko!
Posłuchajcie sobie troszkę – TU. I uwierzcie – wersja studyjna to jest nic, po prostu musicie to przeżyć!
Znowu No. 1. 😉 Zazdroszczę wrażeń i dziwię się że miałaś czas na koncert i jeszcze jego opisanie! Jak Ty to wszystko godzisz? Uff…Pozdrowienia na prawdę zdziwione!
Akurat niedzielę miałam wolną, to sobie zrobiłam pożegnanie, bo druga taka okazja nieprędko się zdarzy ;D Zresztą to taki doliniarski dzień… Ale wiesz, ja w ogóle nie miałam wyboru, zostałam poinformowana, że idę i koniec I prawdę mówiąc to jest na mnie najlepszy sposób, bo gdybym miała wyrazić na to zgodę wcześniej, to raczej nic by z tego nie wyszło, nie chciałoby mi się 😉 Poza tym nie jest tak źle, w końcu popołudnia mam codziennie wolne, mogło być gorzej A i Tobie polecam zatem gorąco taki koncert, doskonały reset dla umysłu!Kurcze, nie wiem dlaczego, ale naszła mnie właśnie ochota na… pizzę 😀 Tak przy okazji tego komentarza, hm… :DPozdro równie zdziwione ;)))
Znam ich własnie z programu Mam talent. I naprawdę przyznaję, że robią wrażenie! Niesamowici są. Ale mnie osobiście przeszkadzała arogancja jednego z tych kolesi (a właśnie, bo ich była trójka, a wymieniłaś dwie osoby?). To mi troche popsuło ogólne wrażenie, ale do samego wykonania przyczepić się nie mogę…Co do „wrzuty” – wolałabym, żeby było zupełnie bez muzyki, a coś tam w tle się saczy jednak
Jak już wspomniałam w notce, trzonem jest ich dwoje, i współpracują z różnymi beat-boxerami. Dlatego reszty nie wymieniałam W każdym razie na koncercie akurat występował ktoś inny niż ten z „Mam talent”, mianowicie Pejot, i był niezwykle sympatyczny. A o jaką muzykę Ci chodzi? Taką instrumentalną? Bo ich jedynym instrumentem jest właśnie to urządzenie, które im zmienia głos, nie wiem jak się nazywa 😀
No nie no w Monkey Song ewidentnie słychać instrument, z żadnego glosu nie dałoby się „zrobić” czegoś co tak brzmi…. Owszem, słychać gwizdanie, ale akompaniuje mu muzyka.Natomiast co do pierwszej części – owszem, przeczytałam dokładnie, to, co napisałaś, ale w programie cała trójka przedstawiła się jako ten zespół właśnie. Babkę nietrudno rozpoznać, ale w takim razie który z facetów jest tym „prawdziwym” czlonkiem? Ten niski czy ten wysoki?
O patrz, no jakoś tak tę piosenkę najmniej słuchałam i ominęłam ten fakt, ale masz rację… Chociaż jakoś mi to nie przeszkadza Zresztą to była piosenka dość nietypowa…”Prawdziwym” członkiem (hm :D) jest ten niski. Naprawdę jest niziutki, mojego wzrostu chyba 😀
To jeszcze zależy ile Ty masz wzrostu :)))Ale to właśnie tego gościa nei lubię, bo był strasznie arogancki
Ja bym to nazwała pozytywnym bimbaniem z gwizdami ;)))A swoją drogą to mnie ciężko wyciągnąć na coś, czego prawie nie znam. Jak już idę na koncert, to na coś takiego bardzo „mojego”, bo dziwnie bym się czuła, słysząc obce dźwięki :)))
Ja tak mam raczej z muzyką do tańczenia, na koncertach mi to aż tak nie przeszkadza, ponieważ udziela mi się energia tłumu i sceny W każdym razie to doświadczenie pokazuje, że warto czasem zaryzykować – w tym przypadku zdecydowanie polecam
Ryzyk fizyk ;)))
Po prawdzie to biolog 😉
Chętnie się zapoznam i posłucham
To mi pozostaje tylko czekać na wrażenia Aha, tam, gdzie jest słowo „Elytom encon” – to jest link, też do posłuchania
ojej fejsbukowe polecanie tu na blogowym Onecie! chyba dawno mnie tu nie było 😉 a zespół kojarzę z mam talent, choć- szczerze- nie bardzo mnie sobą zachwycili…
No cóż, nie każdy musi kochać to samo Ale oglądanie w tv a na żywo to dwie różni bajki, zapewniam Cię
oo tak, co do Me Myself and I to ja jestem na TAK Jak zobaczyłam ich pierwszy występ w „Mam talent” czułam, że to będzie coś niesamowitego i rzeczywiście tak jest. Są cholernie oryginalni, bardzo podoba mi się ich twórczość. Chętnie bym zobaczyła ich koncert, bo tak jak piszesz wersje studyjne to jednak nie to samo swoją drogą..jak można mieć tak niesamowite wyczucie rytmu?!
Pojęcia nie mam… Tzn. pochlebiam sobie, że wyczucie mam, ale ich jest wręcz do bólu idealne, no i ta technika, i wyluzowanie, i… wszystko w ogóle, a w dodatku ona się super ubiera, kurde 😉
no, laska ma styl Poza tym ma też niesamowity głos.. i wszystko to jest tak zgrane, idealnie po prostu każdy dźwięk pasuje…ludzie mają talent po prostu 😀
Bo grunt to dobry pomysł na siebie…
a kojarze ten zespol. byli chyba w mam talent!Aichanna
Tak, myślę, że gdyby nie ten program, ich kariera by tak nie ruszyła… Więc czasem jednak te wielkie show się na coś przydają
zdecydowanie sie przydają!
Chociaż, paradoksalnie, zwykle nie tym, którzy zwyciężają…
se nie poslucham bo wrzuta nie wrzuca! i po wypiekach heh… 😉
Tytuł „Elytom encon” to link do youtuba, może tam Ci się uda posłuchać, a kilka innych piosenek też tam znajdziesz
chyba zostawię im linka do tej notki ucieszą się! mogę?
Jasne, chociaż nie sądzę, żeby w tym napływie zachwytów ze wszystkich stron moja notka zrobiła na nich wielkie wrażenie 😉
To Ci od reklamy heyah ?
Tak, ci sami