Dziwnie mi w sobie. Czai się jakaś huśtawka, chwilowe zachłyśnięcia szczęściami, które niepostrzeżenie zmieniają się w zieloną żyburę z glonami. Czasem siedzę uśmiechnięta z ognikami od wewnątrz, po czym nagle pstryk! nie ma. Żarówka znika, czeluść zagląda na dno serca, nie kończąc się, dopóki nie zasnę. Tęsknię za czymś. W zasadzie tęsknię za tyloma rzeczami, że aż zdumiewa, jak wiele tych tęsknot może być. Czy teraźniejszość jest na tyle niewystarczająca, by trzeba było się cofać? A może tęsknota to patrzenie w przyszłość, paradoksalnie, marzenie o czymś, co już było, lecz wróci…
?
Wróci?
Nawet słowo powleczone jest szyderstwem. Przecież słyszę ten powolny rumor zamykającej się kapsuły, w której znów złożyłam różne stare pozwolenia, podpisane przez miłość. „Pozwalam Ci dotykać moich palców, pozwalam Ci wyśmiewać moje pragnienia, pozwalam Ci szeptać, że wszystko będzie dobrze.”
Teraz sama dotykam swoich palców, sama wyśmiewam swoje pragnienia, sama szepczę sobie, że wszystko będzie dobrze. Samej mi bezpiecznie. Bezpieczniej.
„ROZCZAROWANIA TRZEBA PALIĆ, A NIE BALSAMOWAĆ.”
Jak łatwo powiedzieć, Marku Twain.
Dobrze by było (moim zdaniem), gdyby to rozum rządził sercem. A tak naprawdę to może i rządzić, ale serce niby posłuszne, a w kąciku swoje myśli i nie słucha rozkazów, żeby już nie boleć.
Najlepsze jest to, jak człowiek na własne życzenie się potrafi katować, różne rzeczy sobie przypominając itd… Ale co, swoje trzeba odchorować. Wciąż wierzę, że to odchorowywanie w jakiś sposób umacnia… Chociaż chwilowo jest mi do bani, tym bardziej że wszystko się tak wlecze… Nie wiem, czy by było dobrze, gdyby nie istniały emocje. Nudno by pewnie nie było, bo jest pełno półgłówków, no ale ja to bym wtedy na pewno już nigdy nikogo nie pokochała ;D A teraz, mimo wszystko, jak ten ostatni cymbał bardzo tego chcę…
Nie mówię o kompletnym zaniku uczuć, tylko o tym, żeby człowiek tak nie durniał przez miłość, bo czasami, kiedy słucham koleżanek ich historyjek mam ochotę nimi potrzepać. Wydawałoby się mądre baby, a w rzeczywistości gópie to jak but. Nawiązując do komentarza poniżej (przekornie, tak powiem): co jest złego w byciu singlem? Mnie samotność zawsze świetnie służyła i stanowiła problem tylko dla niektórych koleżanek. Chciały zawsze i wszędzie brać swoich misiów-pysiów na knajpiane spotkania i nie mogły skumać, że na babskie biesiady przydałoby się chłopów zostawić w domu. Myślały pewnie, że jestem zazdrosna o ich zajebiaszczych menów. Dla mnie lepszym rozwiązaniem jest używać rozumu niż emocji i nie wiązać się z pustakami. Gdybym myślała inaczej, miałabym dziś pewnie konto zapchane masą beznadziejnych gości, a tak? Czysto jak łza ;))) Czasem popadam przez to w samozachwyt, ale nawet ja muszę mieć jakieś wady, co nie? ;)))
O, to ja mam odwrotnie, marzę o tym, żeby moje koleżanki sobie znalazły facetów, może wtedy zaczęłyby chcieć wyłazić na imprezy wieczorami i wreszcie miałby nas kto odwozić… 😉 Chociaż w sumie co ja wygaduję, jakby miały facetów, to by już w ogóle tylko z nimi czas spędzały… Baby są głupie i tyle Myślę, że gdybym miała mniej zmurszałe kumpele (a te niezmurszałe mieszkały bliżej), to życie w stanie singielskim byłoby dużo prostsze…
w nawiązaniu do komentarza powyżej.. Gdyby rozum rządził sercem i milościa, ludzie zawsze by singlami chyba byli..Trzymaj się mała!
W sumie ciekawe co by było… Czy w ogóle istniałaby miłość? Nie, nie umiem sobie tego wyobrazić. I wcale nie chcę, życie byłoby wtedy takie bezbarwne…
Mądra ta mądrość, jak na mądrość przystało… Tylko, ze mówić to zawsze łatwo, a gorzej z realizacją. Swego czasu, słowa pana Twaina powtarzałam sobie jak mantrę… Ale nie pomogło. I tylko czas chyba może pomóc…Trzymaj się
To prawda, aczkolwiek sam czas też niewiele zdziała, potrzebni są jeszcze ludzie dobrej woli 😉 Ale maksymy też się przydają, tylko niestety ich mądrość dostrzegam zwykle w tych lepszych momentach. W tych gorszych zaślepia mnie własna męka 😉 Dzięki
ten początek wiosny sprawia, że z ludźmi się dzieją dziwne rzeczy, co się dzieje, że zamiast uśmiechniętej szeroko buźki każdy ma jakieś dziwne myśli i smutek wypisany na twarzy
Bo ciężko się cieszyć z wiosny, gdy człowiek w sobie jest niepoukładany… Rok temu o tej porze byłam jednym wielkim szczęściem, więc to chyba jednak nie od pory roku zależne 😉
czym do jasnej ciasnej jest żybura ?;P
Brudną wodą. Właśnie sprawdziłam i miałaś prawo nie znać, bo to ponoć poznańskie jest… A ja miałam prawo nie wiedzieć, że ktoś nie będzie wiedział, bo używam tego całe życie i jeszcze nikt się nie pytał ;D
To chyba taki stan, który prędzej czy później sam przechodzi. Żeby tylko tak nie męczył ;). TULI, TULI
Dzięki słońce… To na pewno minie, zresztą to nie jest tak, że ja o tym myślę non stop, no ale jednak ciągle za dużo. Ech cholerstwo…