Swatkę odstąpię. Cena nie gra roli…

Dziwnie mi. Ludziom coś odbiło.
Kiedy zostałam rzucona, wszyscy mnie pocieszali. Pocieszanie owo polegało na powtarzaniu mi, iż na A. świat się nie kończy. Owszem, sama po jakimś czasie doszłam do równie optymistycznego wniosku, chociaż pełne wyleczenie nie jest póki co możliwe; ale chodzi o to, że wolałabym być pocieszana inaczej – mianowicie np. wyciąganiem na siłę na imprezy, ciągnięciem za włosy niemalże do kina… Innymi słowy działaniem! Działaniem… Tak jak to jest u facetów, którzy nie dołują jeszcze bardziej, tylko idą się urżnąć…
Widać mam pierwiastek męski w sobie, bo za Chiny Ludowe nie kapuję, dlaczego nade mną wyłącznie biadolono.
Potem był moment luzu, kiedy nikt o tym miłym fakcie nawet nie wspominał. Zapominałam i tak powinno zostać, było mi cudnie. Ale najwyraźniej za długo cudnie być nie może, czyli teraz dla odmiany nasiliło się inne niepokojące zjawisko, zbyt jednak zbliżone do pocieszania, bym nie miała podstaw poczuć się znowu jak odstająca od normy.

Swatanie.

Nie dalej jak w czwartek koleżanka spytała mnie, czy piszemy do siebie z tym chłopakiem z Sylwestra. I się zdumiała, gdy odparłam, że nie, a jeszcze bardziej na wieść, że nie wymieniliśmy się w ogóle numerami telefonu. Ale co w tym dziwnego? Skoro facet się nie pofatygował, by go ode mnie wziąć, no to co miałam zrobić, sama mu na chama wręczyć? W dupie mam! Zresztą nie wydawał się zainteresowany, ja tym bardziej. Niestety mam wrażenie, że to ode mnie oczekiwano jakiegoś ruchu i to ja zszokowałam wszystkich jego brakiem. Dlaczego? Czy to kobiecie mniej przystoi być samą???

Z kolei z tydzień temu mamę zaczepiła pani, skądinąd bardzo miła, która mnie zna z przychodni, i powiedziała, żebym koniecznie się zapisała do jakiegoś tam klubu sportowego, bo jej syn tam pracuje i żebyśmy się poznali. No miło, że jej się podobam, ale już się kurcze rozpędziłam, żeby za facetem latać. Nie wiem nawet, jak człek wygląda, i co, tak ni z gruchy, ni z pietruchy mam mu się rzucić w ramiona? Może jeszcze bez słowa, co. Wszędzie na człowieka naciskają…

Już nie wspomnę, że 1 listopada rodzina (dalsza) na wieść, iż „ciągle” nikogo nie mam, od razu próbowała nakłonić kuzyna, żeby mnie poznał z jednym chłopcem, który notabene, jak się okazało, właśnie się zaręczył. A potem ciotka mnie pocieszała, że ona też wychodziła za mąż, jak miała już CAŁE 26 lat, więc mam jeszcze czas. LOL. Jako żywo nie wiem, po ch** mi ta wiadomość, skarżyłam się? Nie, słowem nie pisnęłam, nic kompletnie! W zamian poczułam się stara i zjełczała, mająca przed sobą 3 lata na szukanie partnera, a potem to już chyba tylko dorżnąć. Dlaczego dla ludzi synonimem szczęścia jest bycie w związku? Owszem, miła rzecz, ale ma też i wady, poza tym ja nie chcę być tak nachalnie swatana, to żenujące! Jeśli już swatać, to tak, żebym się nie domyśliła, żeby to było subtelne, żeby się rozgrywało leniwie i ze słodką tajemnicą; a nie…
Jezu no! Przecież jestem samodzielną jednostką umysłową i cielesną, a nie tylko połówką, owszem, chcę faceta, jednak sama go sobie znajdę, a jak nie, to kij mu w oko! Nie trzeba mnie za rączkę prowadzić! Ech.
Wiem, wiem, że oni wszyscy chcą dobrze, ale… tymczasowo niech się odczepią!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *