Nie wiem, czy to teraz mi się coś poprzestawiało w główce, czy już wcześniej czułam rozdrażnienie, tylko jeszcze miałam lek na całe zło i mi wisiało; dość, że nadchodzi widmo swoistej klęski nieurodzaju, bo akurat masochizm mi minął bezpowrotnie.
Ile można gadać o chlaniu? Dotychczas sądziłam, że możliwości są ograniczone. Jednak nie są. Albo i są, ale przecież zawsze można powtarzać w kółko te same opowieści.
Ok, ja też napisałam tutaj parę historyjek polibacyjnych. Tyle że to tylko smaczek, w dodatku w ilościach śladowych. A moi znajomi…
Mam dość spotykania się z ludźmi, z którymi chciałabym pogadać o rozmaitych rzeczach (bo ogólnie ich lubię i wiem, że jak chcą, to potrafią), a przy których każdy temat schodzi ostatecznie na alkohol. Owszem, anegdotki są śmieszne, ale, jak wszystko w nadmiarze, szybko się nudzą. Poza tym przy okazji takich rozmów czuję się, jakbym była jakaś ułomna i nie nadawała się do życia w społeczeństwie, ponieważ nie mam w tej kwestii zbyt wiele do powiedzenia i na ogół milczę, co nigdy nie jest mile widziane.
Dlaczego procentowe przeboje są dla niektórych ludzi numerem 1 na liście każdego towarzyskiego spotkania? I czemu w dodatku wszyscy uznają, że to w dobrym tonie?
A potem wpiera mi jeden z drugim, że nie ma CZASU na np. czytanie książek. Wcale się, kurna, nie dziwię, też bym nie miała, leżąc niemal codziennie z głową w kiblu. Obligatoryjnie.
Uch!
Ach, ten cholerny alkohol…. ;/
Cho.lerny jak wszystko w nadmiarze… Ech.
Zawsze mi się wydawało, że ludzie leczą swoje kompleksy takimi opowieściami. Poalkoholowe wybryki stawiają ich w centrum zainteresowania. To głupie bo uzależnią się od tego sposobu myślenia i alkohol będzie dla nich lekarstwem na samotność i niepewność- a to już konkretny krok do nałogu.
Dokładnie. Smutne, że nie potrafią czym innym zainteresować…
oj to mam cys wspolnego. JAk ja nie znosze opowiesci typy „a w ostatni weekend to tak sie natrzaskalam/em…” brrr
I tak co tydzień… Też tam czasem coś opowiem, ale jak piję powiedzmy raz na dwa miesiące, to raczej wiele tego nie ma… A potem siedzę jak na tureckim kazaniu :/
Lubie alkohol (nie kazdy) – nie mowie, ze nie, ale upilam sie tylko raz w zyciu i mi wystarczy. I tez opowiesci libacyjnych nie mam. I ciagle sie dziwie jak ludzie z duma – wrecz – w glosie opowiadaja, co glupiego zrobili po „pijaku”. I tak naprawde, to pic tez juz nie mam z kim, bo ludzi to wkurza, ze wiem, kiedy przestac i ze zadnym sposobem nie da sie mnie namowic na krople wiecej. A to tak fajnie usiasc przy butelczynie winka i pogadac, tak zwyczajnie, no nie?
No właśnie. Przecież alkohol ma służyć rozluźnieniu, a nie być celem samym w sobie, dla bicia rekordów, żeby potem mieć co opowiadać… Dziwny sposób na życie 😐
no cóż… niektórzy nie umieją się dobrze bawić bez alkoholu, a potem brakuje im umiaru…
I jeszcze się tym chwalą… Żałosne.
Bo takie to łatwe. Jak nie wiesz, o czym rozmawiać – zawsze możesz opowiedzieć o tym, właśnie. Bo najłatwiej opowiedzieć o tym, jak kolejny raz zrobiło się z siebie kretyna. Pozdrawiam
Widzę, że mamy tak samo pocieszające wnioski 😉