Prosimy o skoszenie trawy! …Alergicy

Czy alergicy skazani są na siedzenie w domu tylko dlatego, że komuś tam się nie chce zatrudnić ludzi do koszenia trawy lub nie potrafią tego wyegzekwować od właścicieli gruntów? Ja już naprawdę nie wytrzymuję… Zawsze było fatalnie, ale przynajmniej codziennie słyszałam kojące chociażby podświadomość brzęczenie kosiarek. A tym razem w parku obok trawki po pas, kłosy radośnie wysypują zawartość, która dociera do mojego systemu immunologicznego i cholera jasna najbardziej do śluzówek! a ludzi ze sprzętem ani widu, ani słychu.
Czy wiecie, jak ciężko jest zajmować się najprostszymi czynnościami typu przygotowywanie jedzenia czy choćby banalne CHODZENIE, gdy cały czas czuje się w nosie wielkie piórko łaskoczące bez litości i domagające się ofiary w postaci wodnistej wydzieliny? No nie życzę nikomu takich wakacji, bo tylko alergicy wiedzą, co to za koszmar. Naprawdę, lato dla mnie = alergia + komary + pot.
Makabra… Nawet upał dałoby się znieść bez problemu, gdyby nie to.
Skoszenie trawy naprawdę dużo daje. Tych pyłków w powietrzu i tak jest wystarczająco dużo w powietrzu, żeby trzeba było brać najmocniejsze leki. Natomiast gdy siedzę na ławce, między deskami której uśmiechają się do mnie te cholerne Poaceae (żeby się tylko uśmiechały…), to raz, że czuję się bezbronna, dwa, że koncentruję się wyłącznie na smarkaniu tak, by nie poszło po całej twarzy, trzy – jestem kompletnie nieużyteczna. Do NICZEGO. I przy tak bezpośrednim ataku żadne leki nie pomagają.
Ale co tam, niech się sobie Czerwona i pół populacji męczy. Takie kłosy przecież świetnie wpasowują się w krajobraz, a poza tym im więcej tej trawki, tym lepiej, nie trzeba będzie siać, sama się wysieje. Podwójna oszczędność – na kosiarkach i kosiarzach plus na nasionkach. Rewelka.
No jasna cholera! Już pieprzę od rzeczy, ale mnie to tak wkurwia, bo co idę na przystanek po codziennej dawce loratadyny, to i tak zużywam niemal całą paczkę chusteczek, gdyż po drodze mijam obficie zarośnięte łąki, którymi nikt od początku mojego istnienia się nie zajmuje. Ludzie!!! Łąki się kosi, i to dla ich dobra!!!!! Poczytajcie sobie, jak to korzystnie wpływa na biocenozę, i na alergików przy okazji też, pliiis! Bo inaczej odwodnienie mam jak w banku…
Swoją drogą jest tyle gruntów w środku miasta, które straszą chwastami wyższymi ode mnie… Powinien być wprowadzony jakiś obowiązek utrzymywania własnych gruntów w porządku, żeby chociaż to jakoś wyglądało, że o zbawiennym wpływie na mój nos nie wspomnę.
Chyba powalczę o mandat poselski i zrobię z tym porządek ;P

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *